Rozdział 35.

3.1K 172 5
                                    

Minęły dwa tygodnie. - dziś znów zaczynam treningi z Seanem.

Dalimi tylko dwa tygodnie na odpoczynek. - ciekawe co teraz wymyśli.Czym teraz mnie wykończy...

Szłam przez korytarze, boleśnie świadoma braku Cece. Jej obecność zawsze rozjaśniała jakoś fakt że zaraz dostanę wycisk. - teraz nie mam takiego rozjaśnienia, teraz wiem że zaraz będzie ze mnie miazga i nic nie oddala mnie od tych myśli.

Szłam przez te korytarze, woląc po stokroć iść do Galiteusza, niż znów spotkać się z Seanem.

Ale posłusznie szłam, mimo że nie chciałam. Nie wiem ile zajęło mi to czasu, pewnie z parę minut, ale szybko okazało się że stoję dumnie przed drzwiami siłowni. Robiąc ostatni wydech, popchnęłam drewno.

Siłownia jak siłownia, po środku jak zwykle stał ring, po bokach maszyny dorobienia mięśni. - norma.

Na ringu po turecku siedział Sean. Dziwna to była poza jak dla niego,zważywszy że posturą nie przypominał dzieci którym nauczyciel właśnie tak karze siadać w szkole. Jeszcze bardziej zdziwiły mnie stosy ksiąg wokół niego. Jedna, ciężka i obłożona skórą,leżała na jego kolanach, a męskie palce przekręcały zręcznie każdą stronę.

Był tak pochłonięty lekturą, że musiałam odkasłać by wreszcie zauważył że weszłam do sali.

Podskoczył na siedząco i szybko odwrócił głowę w moją stronę, lecz gdy zobaczył że to ja, prychnął i znów wrócił do czytania.

Oburzyłam się, bo to było całkowite zignorowanie mojej osoby, a przecież na mnie właśnie czekał!

Oczyściłam gardło najgłośniej jak się da, ale to wraz nie zrobiło na nim wrażenia. Zdałam sobie sprawę że nie zdołam nic zrobić, więc przekręcając oczami podeszłam do ringu. Parę podskoków, zgięcie się i byłam na miejscu. Usiadłam na przeciwko i chciałam zobaczyć co czyta. Niestety, trzymał to tak że nic nie widziałam.Popatrzyłam na niego i widząc że to nie sprawi żadnego kłopotu.- palcem dotknęłam góry książki. Nie zauważył tego, był zbyt pochłonięty literkami... a raczej nad przekazem tekstu.

Nacisnęłam odrobinkę i księga przechyliła się w moją stronę. - teraz widziałam wszystko tak jak chciałam. Zaczęłam czytać, lecz czułam na sobie kogoś wzrok. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam jak rozbawione toczy Seana wpatrują się we mnie.

-No co? - zapytałam.

-Nic. - pokręcił głową i miałam wrażenie że chce coś powiedzieć, ale ugryzł się w język. Wstał, odsuwając ode mnie księgę i popatrzył na mnie. Wiedziałam o co mu chodzi, więc wzdychając, wstałam.

-Teraz dostanę lanie? - gdy usłyszałam jak to brzmi i gdy zobaczyłam najpierw zdziwienie a potem jak Sean wybucha śmiechem...słowo "lanie" nie było dobrym słowem. - Nie śmiej się.- patrzyłam jak ignoruje moją prośbę i sam próbuje się uspokoić. - Chodziło mi to co, kiedy zaczniemy trening.

Uśmiechnął się. - Koniec treningów. - Jak to?! To po co tu przyszłam? Miałam na końcu języka te dwa pytania. - Teraz nauczę cię jak posługiwać się mocą. Ogólnie jest to łatwe, lecz nie dla ciebie, zważywszy że masz wszystkie cztery żywioły to opanowania. - co? - Wiem, to co mówię jest dla ciebie czarną magią .... - czarną to mało powiedziane! - Ale nauczysz się, spokojnie.

-Tsa....

-Podoba ci się? To jest mój gabinet.

Gabinetem bym tego nie nazwała. - raczej pracownią Merlina.

Ściany nie były niczym obłożone. - po prostu zwykła czerwona cegła. Do nich przysunięte były przeróżne meble, począwszy od regałów,kończąc na biurku z ogromnym krzesłem. Na gwoździach wisiały jakieś narzędzia, niektóre mające metr, niektóre nawet niedochodzące do pięciu centymetrów. Po środku stał wielki,drewniany stół.

Zczłowieczenie. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz