Jak co ranek obudziłam się przed wschodem słońca i w razie czego poszłam się ubrać do łazienki w mój mundur. Gdy już miałam wyjść z łazienki zaczęłam myśleć co dziś będę robić.
- Dzień dobry Dizzy.
Gdy wyszłam z łazienki usłyszałam te słowa i aż podskoczyłam z zaskoczenia. Obok drzwi, opierając się o ścianę stał kapral Levi!
- Dzień dobry. Wystraszył mnie pan.
- Przepraszam, ale wolałem przyjść później żebyś mogła spokojnie się ubrać.
- Rozumiem.
Po tych słowach troszkę się zaczerwieniłam, ale na szczęście chyba tego nie zauważył, bo przestał opierać się o ścianę i wychodząc z pokoju powiedział:
- No chodź, bo nie zjesz śniadania
- J-już idę!
Wybiegłam za nim z pokoju. Jednak nie rozumiem czemu mam się spóźnić na śniadanie jeśli przed nim jest jeszcze zbiórka. Mieszkałam na piętrze więc gdy już zeszliśmy ustawiłam się w szeregu i czekałam aż zacznie się zbiórka myśląc jednocześnie jaki trening będę miała z kapralem. Po zbiórce wszyscy poszliśmy na stołówkę i zaczęliśmy jeść śniadanie. Tym razem gdy wzięłam śniadanie kapral podszedł do mnie i powiedział:
- Jeśli nie chcesz nie musisz siadać z moim oddziałem, no chyba że chcesz?
- N-nie mogę usiąść z oddziałem!
To mówiąc poszłam za nim do stolika, przy którym siedział jego oddział. Gdy zjadłam śniadanie kapral Levi zatrzymał mnie przy wyjściu i powiedział:
- Bądź na placu za półgodziny.
- Dobrze.
Odpowiedziałam i wyszłam ze stołówki. Po piętnastu minutach w moim pokoju zaczęło być nudno więc poszłam wcześniej na plac i czekałam za kaprala. Gdy kapral Levi pojawił się na placu przestałam bujać w obłokach i podeszłam do niego.
- Widzę że jesteś dość wcześnie.
- Nie lubię się spóźniać.
- Długo tu stałaś?
- Jakieś piętnaście minut.
- Nie nudziło ci się tu tak stać?
- Bardziej mi się nudziło w moim pokoju.
- Rozumiem. Przed naszym treningiem mam jedno pytanie.
- Słucham.
- Czy jeździłaś już kiedyś na koniu?
- Tak jeździłam.
- A miałaś przydzielanego konia?
- Nie.
- Więc ja ci przydzielę konia. Chodź.
Po tych słowach poszłam za nim. Doszliśmy do stajni gdzie było mnóstwo koni.
- Dam ci jakiegoś bardziej posłusznego. O! Ten jest dosyć łagodny.
Mówiąc to podszedł i pogłaskał czarnego konia z czarną grzywą i ogonem.
- Pasuje ci? - spytał.
- Jest śliczny.
To mówiąc podeszłam do konia i zaczęłam go głaskać. Rzeczywiście był bardzo łagodny. Po oswojeniu konia ze mną wziął swojego konia i wyjechaliśmy z nimi na plac.
- Mój trening będzie się odbywał poza murami.
Gdy to powiedział aż krew zastygła mi w żyłach. Miałam wyjechać z nim sama za mury?! To że sama z nim mi nie przeszkadza, ale poza mury! Podczas naszej jazdy uspokoiłam się trochę i spokojnie jechałam za nim. Przez całą podróż myślałam co mnie czeka na tym treningu. W końcu opuściliśmy mury i znaleźliśmy się na otwartym terenie. Po kilku minutach jazdy, nagle usłyszałam coś za nami. Odwróciłam się i zobaczyłam dwa tytany podążające za nami! To były dziesięciometrowce, które całkiem szybko nas doganiały. Z przerażenia krzyknęłam:
- Kapralu! Dwa dziesięciometrowce za nami!
Jednak on na to nie zareagował, a tytany były coraz bliżej i bliżej! Nie wiedziałam co robić i w końcu zdecydowałam się zająć tymi tytanami. Teren co prawda nie był dobry do trójwymiarowego manewru, ale przecież mogłam się zaczepić o ciało tytana. Szybko zsiadłam z konia i ruszyłam na tytany! Były blisko siebie więc postanowiłam użyć manewru z obrotem wokół własnej osi. Więc złapałam odpowiednio ostrza i zaczęłam się obracać. Jednym ruchem odcięłam dwa ogromne karki i stanęłam za ziemi. Gdy myślałam że to koniec nagle podszedł do mnie piętnastometrowiec. Chciał mnie złapać, ale na szczęście odskoczyłam w odpowiednim momencie. Nie miałam dużej przyczepności więc zaczepiałam się kilka razy o tytana i biegłam po nim w górę, do karku. Gdy dobiegłam, przyczepiła się do jego szyi, wbiłam ostrza w szyję i rozcięłam mu cały kark. Kiedy padł na ziemię zauważyłam że jestem cała we krwi. Nie miałam nic do wytarcia więc skupiłam się na tym żeby wrócić do kaprala Leviego. Gdy tylko się odwróciłam zobaczyła go kilka metrów ode mnie jak wbija we mnie swój wzrok. Zsiadł z konia i podał mi chustę z tymi słowami:
- Proszę, wytrzyj się.
- Dziękuję.
Bez słowa wytarłam się z krwi i wsiadłam na swojego konia tak jak on. Powoli jechaliśmy w stronę muru bez słowa. W końcu spytałam:
- Czy to był ten trening?
Po moim pytaniu wolno odpowiedział:
- Tak. Twoim treningiem było zabicie kilku tytanów. Chciałem zobaczyć jak sobie poradzisz w terenie.
- I jak sobie poradziłam?
- Lepiej niż myślałem.
Powiedział to tak cicho że ledwo to usłyszałam, ale gdy to usłyszałam nie mogłam uwierzyć we wszystkie jego słowa. Moim treningiem było zabicie samej tytanów! Lepszego treningu jeszcze nigdy nie widziałam. Gdy dotarliśmy na miejsce zaprowadziliśmy konie do stajni i weszliśmy do głównego budynku.
CZYTASZ
(SnK) Droga do szczęścia
FanfictionW tej historii pokaże wam jak żyła w Shingeki no kyojin (Atack on titan) moja bohaterka Dizzy Denck.