22.Szokujące odkrycie

196 24 4
                                    

Po tamtym dniu można powiedzieć że bardziej zżyłam się z kapralem. Zaczęliśmy normalnie rozmawiać, razem załatwiać papierkową robotę, a nawet mogłam mu już mówić po imieniu jak do przyjaciela. Można powiedzieć że praktycznie już jesteśmy przyjaciółmi. Jednak to nie była taka „normalna" przyjaźń. Tylko ja w tej przyjaźni śmiałam się i uśmiechałam, a on cały czas miał tą samą minę. W końcu zaczęło mnie to dręczyć, więc zaczęłam być bardziej poważna i traktować wszystko z zimną krwią tak jak kiedyś na moim treningu. Levi jednak na to nie reagował, bo zachowywał się dokładnie tak jak wtedy gdy jeszcze byłam uśmiechnięta. W końcu gdy sprzątaliśmy siedzibę weszłam do pokoju, w którym on sprzątał i zaczęłam sprzątać razem z nim. Chyba nie zauważył kiedy weszłam, bo nawet się na mnie nie spojrzał, tylko czyścił brudne okno. Żeby mu nie przeszkadzać podeszłam do jakiegoś brudnego kąta i zaczęłam zamiatać. Byłam od niego odwrócona, więc nie wiedziałam co robi, ale nagle usłyszałam że chyba zszedł z parapetu, na którym siedział podczas czyszczenia okna. Nie przejęłam się tym i nadal zamiatałam gdy nagle się odezwał mówiąc:

- Czemu udajesz kogoś kim nie jesteś?

Zamarłam po tym pytaniu. Nie odwracając się, chłodnym głosem odpowiedziałam.

- Myślałam że mój uśmiech i śmiech ci przeszkadzają więc postanowiłam się do ciebie dopasować.

- Przecież to mi nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, lubię jak jesteś uśmiechnięta i nie chcę żebyś była taka jak ja.

Pierwszy raz słyszałam żeby Levi mówił coś takiego. Po chwili poczułam jego dłoń na moim ramieniu.

- Bądź taka jak wcześniej i nie zmieniaj się.

Po jego słowach odwróciłam głowę w jego stronę i uśmiechając się odpowiedziałam:

- Tak jest!

Był już Grudzień. Biały puch otulał wszystkie ulice i domy. Robiło się coraz zimniej, więc zaczęłam nosić mój czarny szalik i również czarne rękawiczki. Rodzice ze względu na to zimno zaczęli przysyłać mi różne, grube swetry. Jednak ja wolałam zostać w mojej, białej koszuli, którą zawsze nosiłam odkąd wstąpiłam do kadetów. Na ten zimowy okres mieliśmy że tak powiem „wolne", więc nie musiałam siedzieć w siedzibie, ale z przyzwyczajenia i tak tam siedziałam. Jednak przez to że nie było kadetów do szkolenia, albo specjalnych zadań, nie miałam co robić. Przez cały czas próbowałam sobie znaleźć coś do roboty: sprzątałam budynek, sprzątałam w papierach, rysowałam, czytałam i robiłam też inne rzeczy, które przede wszystkim były związane ze sprzątaniem. Chętnie bym też sobie czasem pośpiewała, bo uwielbiam śpiewać, ale niestety nie byłam tam sama. W budynku byli jeszcze Erwin, Hanji i Levi, którzy zostali tam tylko po to by załatwić papierkowa robotę. Pewnego razu gdy układałam papiery w biurze Erwina niechcący wypadła mi szuflada z rąk i wszystkie papiery wylądowały na podłodze. Gdy przykucnęłam żeby je pozbierać zauważyłam w nich akta, na których przeczytałam napis „Dane kaprala Leviego". Nie chciałam tego robić, ale przeczytałam to co było wtedy widoczne. Dowiedziałam się że Levi jest ode mnie tylko trzy lata starszy i że ma urodziny 25 grudnia! To znaczy że jego urodziny miały być za dwa tygodnie! Szybko posprzątałam, poukładałam papiery i wybiegłam z budynku w stronę domu DiDi. Biegłam tak szybko że nawet nie poczułam zimna na dworze. W końcu gdy dobiegłam, zapukałam do drzwi i na moich oczach ukazała się wyraźnie zdziwiona moim widokiem DiDi. Weszłam do środka jej domu i usiadłam na krześle u niej w kuchni mówiąc:

- Właśnie czegoś się dowiedziałam!

- Naprawdę?! Czego?!

DiDi wyraźnie zainteresowana moimi słowami usiadła naprzeciw mnie i przybrała pozę uważnego słuchania.

(SnK) Droga do szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz