36.Gdy towarzysz cierpi (Uwaga!)

200 19 4
                                    

~Perspektywa Leviego~

Powoli otworzyłem oczy i pierwsze co zobaczyłem to biel...biel ścian pokoju szpitalnego. Zrozumiałem, że leżę w skrzydle szpitalnym. Próbowałem usiąść, ale przeszkodził mi piekielny ból w okolicach brzucha. Nie próbując dalej znów się położyłem i zacząłem patrzeć się na okno przez, które wchodziły do środka poranne promienie słoneczne. Nawet chwila nie minęła, a ja znów zasnąłem. Śniło mi się, że stoję na murze razem z Dizzy i Silver. Nagle Silver popycha Dizzy w stronę zewnętrznej krawędzi muru i zaczyna uciekać. Chciałem ją złapać, ale moje stopy były przyklejone do muru. W końcu spadła w dół, a ja się obudziłem. Po przebudzeniu z tego koszmaru zobaczyłem, że nie jestem w pokoju sam. Przy oknie po prawej stronie stała inna osoba. Po przyjrzeniu się jej zrozumiałem że to Dizzy! Stała tam i poprawiała firanki. Nagle odwróciła się w moją stronę i z lekkim uśmiechem odezwała się:

- Och. Widzę że już się obudziłeś.

Powoli zaczęła do mnie podchodzić mówiąc:

- Czy mogę cię obejrzeć?

Zdziwiło mnie to że pyta o zgodę.

- Pewnie.

- Dasz radę usiąść?

Po tym pytaniu spróbowałem usiąść, ale znów poczułem ten ból. Ona widocznie to zauważyła, bo szybko złapała mnie za ramię i pomogła mi usiąść.

- Jeszcze cię boli.

Po tych słowach spojrzała nie pewnie na mój brzuch i spytała:

- Czy mogę?

Wiedziałem że chodzi jej o rozpięcie mojej koszuli.

- Proszę.

Odpowiedziałem. Ona po mojej odpowiedzi nieśmiało zaczęła rozpinać od dołu moją koszulę. Gdy doszła do połowy, przestała ją rozpinać i zaczęła rozwiązywać bandaż. Gdy skończyła, położyła swoje ręce na moim brzuchu i spytała:

- Boli?

- Trochę.

Odpowiedziałem. Myślałem, że jej ręce będą zimne jak to zwykle u ludzi, jednak jej ręce były...ciepłe. Nigdy nie czułem takiego ciepła.

- W takim razie dam ci leki przeciw bólowe.

Westchnęła i podeszła do szafki pod oknem, wyjmując z niej małe pudełeczko z tabletkami. Zaczęło mi brakować tego jej ciepła. Chciałem znów je poczuć i jednocześnie związaną z nim przyjemność. Gdy wyjęła tabletkę z pudełeczka, podeszła do mnie i powiedziała:

- Musisz to tylko połknąć i ból powinien ustać.

Powoli zaczęła sięgać po szklankę wody, która stała obok mnie na szafce.

- Czekaj!

Westchnąłem.

- O co chodzi?

- Nie potrzebna mi woda do popicia. Mam lepszy pomysł.

~Perspektywa Dizzy~

Zdziwiło mnie to. Pewnie wolał połykać na sucho.

- Więc? Co to za pomysł?

- Włóż tabletkę do ust.

To...było...jeszcze dziwniejsze.

- Ale...przecież to ty masz ją połknąć.

- I połknę, tylko najpierw posadź ją na swoim języku.

Nie dyskutując dalej zrobiłam jak prosił.

- Świetnie. Teraz podejdź.

Robiło się coraz dziwniej, ale zrobiłam tak jak mówił. Gdy do niego podeszłam momentalnie przyciągnął do siebie ręką moją głowę i całując mnie wepchnął swój język do moich ust. Po dłuższym czasie puścił mnie, a ja z rumieńcem na twarzy odwróciłam się do niego plecami. Zauważyłam że już nie miałam tabletki w ustach. On najwyraźniej wyjął ją z moich ust swoim językiem! Gdy tak o tym myślałam to coraz więcej było czerwieni na mojej twarzy.

- Czemu się odwracasz? Przecież wyglądasz słodko z tym rumieńcem na twarzy.

- Mi się wydaje, że nie...

Po chwili ciszy on znowu się odezwał mówiąc:

- Przepraszam że tak nagle, ale ja tylko chciałem...

- Nie, nic nie szkodzi. Nie musisz przepraszać. Wiesz, skoro z twoją raną jest w porządku to przyjdę do ciebie jutro i zabiorę cię stąd, a teraz przepraszam, ale muszę już iść. Do zobaczenia.

Po wypowiedzeniu tych słów wyszłam jak najszybciej mogłam z pokoju i pokierowałam się w stronę mojego pokoju. Jednak po drodze spotkałam Vincenta, który po zobaczeniu mnie powiedział:

- Sierżantko? Gdzie pani idzie? Przecież mamy spotkanie w sali konferencyjnej.

- W której ty akurat nie przebywasz!

Odpowiedziałam z irytacją, a on biegiem pokierował się ku sali. Nigdy go jeszcze tak ostro nie potraktowałam, ale dzisiaj mam naprawdę delikatny humor i nie chcę żeby ktoś mi go uszkodził. Wolnym krokiem powlokłam się do sali i, że tak powiem wywarzając rękami drzwi weszłam do środka. Usiadłam ciężko na krześle i oparłam się rękami o stół. Wszyscy patrzyli na mnie z przeprażeniem.

- Sierżantko?

Odezwała się cicho Rose.

- Czy wszystko w porządku?

Podniosłam głowę i spojrzałam jej w oczy odpowiadając:

- Wiesz...w sumie to...nie, nie jest w porządku.

Teraz patrzyła na mnie z litością i pokazując innym, żeby usiedli przy stole razem z nią, z czułością powiedziała:

- Nam pani może wszystko powiedzieć.

Zrozumiałam wtedy, że oni naprawdę się o mnie martwią i chcą mi pomóc. Wiem, że oni nie rozwiążą moich problemów, ale ciężko mi było trzymać to w tajemnicy przed nimi.

- Ech...no dobrze. Słuchajcie mnie teraz uważnie, bo mam wam dużo do powiedzenia...

Z każdym moim kolejnym słowem wyjaśnienia ich twarze przybierały coraz to inne uczucia. Gdy skończyłam moją dość długą wypowiedź oni tylko wpatrywali się we mnie jakby zobaczyli ducha. Po chwili ciszy, w końcu odezwał się Vincent mówiąc:

- Myślę, że teraz najlepszy dla sierżantki będzie odpoczynek. Niech pani wróci już do pokoju, a my jeszcze tu posiedzimy.

Zgodziłam się z jego słowami i wstając z krzesła, pokierowałam się do wyjścia mówiąc do nich ostatnie zdanie:

- Tylko nie siedźcie tu zbyt długo...

I wyszłam. Zanim jednak zrobiłam następny krok, usłyszałam jeszcze przez zamknięte drzwi jak coś walnęło o stół i Rose, która krzyknęła:

- Ta Silver powinna zdechnąć!

Wróciłam spokojnie do pokoju, zamykając go na klucz. Położyłam się na łóżku i zaczęłam myśleć: czy Rose mogła w tych słowach mieć rację?

------------------------------

Teraz przy każdym rozdziale z 18+ będę pisała uwaga. Chociaż pewnie i tak wam się nie podobają moje sceny...No nie ważne. Dziękuję wam za te głosy i miłe komentarze. Miłego czytania:)


(SnK) Droga do szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz