41.Czas goi rany by znów je utworzyć

129 16 2
                                    

~Perspektywa Rose~

Zmierzałam właśnie do sali konferencyjnej. Weszłam do środka i zobaczyłam, że sierżantki jeszcze nie ma. Jednak nie tylko to mnie zdziwiło. Wszyscy mieli smutne wyrazy twarzy.

- Co się stało?

Spytałam. Podszedł do mnie Vincent i kładąc mi swoje ręce na moje ramiona powiedział:

- Rose...jeszcze nie wiesz prawda?

- Niby o czym?

Po moim pytaniu zaczął mi wszystko wyjaśniać. Gdy dowiedziałam się o tym co się stało na murze to na początku byłam wesoła z powodu zniknięcia Silver z życia sierżantki, ale potem Vincent powiedział mi o stanie sierżantki:

- Sierżantka nie jest w dobrym stanie.

- Co? Jak to?

- Bardzo przeżywa śmierć Silver.

- To dlatego się dzisiaj spóźnia?

- Tak. Właściwie to nie wiemy czy w ogóle dzisiaj przyjdzie...

Moja radość zniknęła. Zamiast niej panował we mnie i u wszystkich smutek. Wszyscy siedzieliśmy przy stole w głuchej ciszy. Nagle drzwi sali się otworzyły i do sali weszła sierżantka. Miała ten sam wyraz twarzy co zwykle i nie wyglądała na zdesperowaną. Usiadła przy stole i oparła na nim głowę rękami.

- Mam dla was wiadomość.

Westchnęła. Wszyscy myśleli, że chce nam powiedzieć o Silver jednak to nie było to.

- Za trzy dni mamy wyprawę za mur Maria by oczyścić tam teren z tytanów.

Byliśmy zdziwieni tą wiadomością. Zachowywała się jakby tej sprawy z Silver nie było. Czemu ona to robiła? Nie mogłam czekać dłużej i spytałam:

- Czy wszystko w porządku sierżantko?

Wszyscy spojrzeli na mnie z wyrzutem. Jednak sierżantka w ogóle nie patrząc na mnie odpowiedziała:

- Chodzi ci o sprawę z Silver? Nie, nic mi nie jest. To już skończony temat. Naprawdę nie musicie się o mnie martwić.

- Dobrze sierżantko...

Odpowiedziałam. Jednak ja jej nie wierzyłam...

~Perspektywa Dizzy~

- Nie mam wam już nic więcej do powiedzenia, więc jesteście wolni.

- Tak jest.

Odpowiedzieli. Wyszłam z sali i poszłam na plac. Chciałam pooddychać świeżym powietrzem. Dzisiaj umówiłam się na spotkanie z DiDi by powiedzieć jej o Silver. Spotkanie było za kilka minut, ale poszłam wcześniej do miejsce naszego spotkania czyli na łąkę. Po dość krótkim czasie na łące pojawiła się DiDi.

- Hej Dizzy!

Krzyknęła i podeszła do mnie.

- Może usiądziemy?

Spytałam.

- Jasne.

Usiadłyśmy na trawie. Nawet nie potrafiłam spojrzeć jej w oczy. Patrzyłam cały czas na trawę nie odzywając się ani słowem, ponieważ nie wiedziałam jak mam zacząć.

- No? Po co mnie tu wezwałaś?

Obawiałam się tego pytania. Nie miałam wyboru. Wolałabym żeby dowiedziała się tego ode mnie niż od kogoś innego. Będzie boleć, ale trudno. Nadal nie patrząc na nią cicho powiedziałam:

- DiDi...pamiętasz jak jako małe dziewczynki siedziałyśmy razem z Silver w nocy u ciebie w domu i opowiadałyśmy sobie nasze najciekawsze przygody?

- Tak! Pewnie, że pamiętam! Fajnie by było znów poopowiadać sobie takie historie z Silver.

- Tak, fajnie...wiesz...ja mam teraz dla ciebie taką historię.

- Tak?

- Tak...

- O czym ona będzie?

- Wiesz...ta historia będzie o potworze, który zmienił inną osobę w potwora...

Zaczęłam jej powoli opowiadać całą historię z Silver.

- DiDi...ja zrobiłam coś potwornego...

Z każdym moim słowem z twarzy DiDi znikał uśmiech, a pojawiało się przerażenie. Przy końcu mojej historii powiedziała przerażona:

- Nie podoba mi się ta historia.

Wiedziałam, że muszę powiedzieć jej wprost.

- DiDi...Silver już tu nie przyjdzie...

DiDi zaczęła płakać.

- Co?! Nie!

Wstała z trawy i pobiegła w stronę miasta. Pobiegłam za nią. Niebo zakryły chmury, a po chwili zaczął padać deszcz. Po dość długim biegu w końcu ją dogoniłam i łapiąc ją za rękę powiedziałam:

- DiDi proszę...

- Nie!

Spojrzała na mnie. Na jej twarzy było widać gniew i smutek.

- Każdy kto się z tobą zadaje później ginie i co?! Teraz pewnie kolej na mnie prawda?!

Mówiąc to wyrwała się i pobiegła dalej. Oczywiście pobiegłam za nią, ale byłam tak dotknięta jej słowami, że nie mogłam biec wystarczająco szybko. W końcu dobiegłam do ślepej uliczki. Widocznie DiDi musiała się gdzieś schować. Stałam tam jak wryta i krzyczałam:

- DiDi! Gdybym tylko mogła ja...ja zrobiłabym wszystko ja...przepraszam cię DiDi...

Stałam tam na środku ulicy ze spuszczoną głową. Na ulicy nie było nikogo, a deszcz maskował moje łzy.

- Wszyscy moi przyjaciele z dzieciństwa odwrócili się ode mnie...nienawidzą mnie...

Mówiłam do siebie. Po dłuższej chwili usłyszałam jak ktoś mnie woła. Nagle przede mną stanął Eren mówiąc:

- Dizzy?! Co ty tu robisz? Przeziębisz się.

Zdjął z siebie swój płaszcz i położył go na mnie.

- Chodź. Wracamy do siedziby.

Mówiąc to wyprowadził mnie z uliczki i poprowadził ku siedzibie.

- Dowiedziałem się, że nagle zniknęłaś, więc postanowiłem cię poszukać. Co ty tam robiłaś?

Nie odpowiedziałam mu. Za bardzo byłam zszokowana całą tą sytuacją.

- Nienawidzą mnie...

Westchnęłam.

- Kto?

Spytał ze zdziwieniem.

- Wszyscy...

- Wcale nie...

- Właśnie, że tak...

W końcu stanął przede mną i łapiąc mnie za ramiona powiedział:

- Dizzy! Nawet jeśli ktoś się od ciebie odwrócił to nie jesteś sama. Jestem ja, kapral i twój oddział.

Kończąc te słowa przytulił mnie i powiedział:

- Nie opuścimy cię.

Zaczęłam wypłakiwać się w jego ramię. W pewnym momencie znów zaczęliśmy iść w stronę siedziby. Odprowadził mnie do pokoju po czym poszedł do własnego. Rzuciłam się na łóżko i chowając twarz w poduszkę zaczęłam próbować zasnąć.

---------------------

Dzisiaj rozdział na rozpoczęcie weekendu:) Może nie był za wesoły, ale mam nadzieję, że się spodobał. Dzięki za gwiazdki, komentarze! Jesteście kochani<3


(SnK) Droga do szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz