Następnego dnia obudziłam się rano z ogromnym bólem głowy. Katar również mi dokuczał, ale nie mogłam się nie zjawić na spotkaniu z moim oddziałem, więc nie zwracając uwagi na moje dolegliwości poszłam do sali konferencyjnej. Długo mi zajęło trafienie do niej, ponieważ kręciło mi się lekko w głowie, ale w końcu mi się udało. Gdy weszłam do środka, zobaczyłam mój oddział i poszłam usiąść na krześle. Jednak gdy chciałam usiąść to nie trafiłam w krzesło i wylądowałam na podłodze.
- Ojej! Wszystko w porządku sierżantko?
Spytała Rose, próbując podnieść mnie z ziemi. Pomógł jej Vincent i w końcu stanęłam na nogi opierając się lekko o Rose.
- Tak, tak wszystko w porządku kochana*psik*.
Wymamrotałam. Anna po moim kichnięciu podała mi chusteczkę i powiedziała:
- Może powinna się pani położyć?
- Nie, nic mi nie jest.
Nie wyglądali na zadowolonych moją odpowiedzią.
- To może ja pójdę zrobić herbaty.
Powiedziała Rose i wyszła z sali. Vincent posadził mnie na krześle, a Anna co chwilę podawała mi chusteczki. Po kilku minutach drzwi sali się otworzyły i do środka weszła Rose. Jednak nie była sama. Za nią do sali wszedł Levi.
- Spytał mnie gdzie pani jest i przyprowadziłam go.
Powiedziała nieśmiało Rose. Levi gdy zobaczył mnie w takim stanie skrzyżował ręce na piersi i powiedział:
- O nie moja droga! W takim stanie nie możesz tu siedzieć! Chodź, idziemy do twojego pokoju.
Mówiąc to podszedł do mnie i łapiąc mnie za rękę, wyprowadził mnie z sali. Gdy weszliśmy do mojego pokoju zdjął ze mnie kurtkę i położył mnie do łóżka. Usiadł na nim i przyłożył mi rękę do czoła mówiąc:
- Masz gorączkę. I ty chciałaś w takim stanie wyjść do ludzi?! Zwariowałaś?!
Nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Było mi wstyd. Po chwili jego wyraz twarzy złagodniał i wstając z łóżka powiedział:
- Przyniosę ci herbaty. Nie ruszaj się stąd dobrze.
Po czym wyszedł z pokoju. Gdy jego kroki ucichły postanowiłam się przespać. Śniło mi się, że spadam. Nie wiem skąd i nie wiem dokąd, ale spadam. Wokół mnie nie było nikogo, ani niczego. Ten sen trwałby w nieskończoność gdyby nie to, że obudziło mnie poczucie czegoś na moim czole. Otworzyłam delikatnie oczy i zobaczyłam, że Levi złożył na moim czole delikatny pocałunek. W końcu zorientował się, że nie śpię i oddalając się powiedział:
- Obudziłem cię?
- Tak, ale to nic.
Odpowiedziałam i spojrzałam na szafkę obok mnie, na której stała filiżanka z herbatą. Usiadłam na łóżku po czym podniosłam filiżankę i zaczęłam pić herbatę. Mimo, że na dworze świeciło słońce to i tak mi było zimno. On widocznie to zauważył, bo wziął kołdrę i założył ją na mnie, siadając na łóżku. Położył mi rękę na ramieniu i powiedział:
- Będę już iść, ale gdy tylko znajdę wolny czas to przyjdę i zajmę się tobą dobrze?
- Dobrze.
- To do zobaczenia.
Mówiąc to, wstał z łóżka i wyszedł z pokoju. Gdy skończyłam pić herbatę, znów się położyłam i zasnęłam, licząc na inny, ciekawszy sen. Tym razem stałam na krawędzi muru. Patrzyłam w dół na bezdenną przepaść zastanawiając się czy skoczyć, czy nie. W końcu wyciągnęłam nogę i runęłam w dół. Właśnie w tym momencie się obudziłam. Po przebudzeniu zaczęłam okropnie kichać i co chwila sięgałam po chusteczkę. Nagle do moich drzwi ktoś zapukał. Nawet nie zdążyłam powiedzieć „proszę" gdy drzwi się otworzyły i do środka wparowała DiDi.
- Dizzy!
Podeszła do mnie i przytulając mnie powiedziała:
- Nie martw się kochana! DiDi tu jest i się tobą zajmie!
- Ech...DiDi.
- Tak?
- Możesz mnie puścić?
- Och! Tak, jasne.
Puściła mnie i usiadła przy mnie na łóżku.
- Powiedz. Trzeba ci czegoś?
- Nie, już nic nie trzeba.
- Już?
- No, bo...wcześniej był tutaj Levi...
Zrobiła szerokie oczy z wrażenia. Zaczęła mnie wypytywać o to co on tu robił. Po jakichś dziesięciu pytaniach przestałam odpowiadać i powiedziałam:
- DiDi...skończ już proszę. Chcę chwilę odpocząć.
Po moich słowach skończyła swoją paplaninę i wstała z łóżka. Nagle przypomniało mi się coś ważnego.
- DiDi!
- Tak?
- Przypomniało mi się, że mam rannych w skrzydle szpitalnym i trzeba się nimi zająć.
- Więc?
Nie ma to jak jej wolne myślenie.
- Może byś tam poszła i zajęła się nimi?
- Ale, ale przecież trzeba się zająć tobą!
- Ja jestem tylko przeziębiona, a tamci ludzie umierają!
- No...no dobrze. Pójdę tam. Tylko jakbyś czegoś chciała to wołaj.
- Przecież to jest po drugiej stronie...
Nie zdążyłam dokończyć, a ona już wyszła. Przynajmniej teraz miałam ciszę i spokój. Leżałam i patrzyłam się w sufit tak gdzieś przez dwie godziny. Nie chciałam, żeby znów śnił mi się jeden z tych dziwnych snów. W końcu postanowiłam zamknąć oczy choć na chwilę. Jednak ta chwila nie trwała długo. Drzwi do pokoju otworzyły się i do środka wszedł Levi. Zauważyłam, że trzyma małą torebkę w prawej ręce.
- Przyszedłem jak najwcześniej mogłem. Przy okazji przyniosłem ci lekarstwo.
Mówiąc to wyjął z torebki małą buteleczkę z lekarstwem i położył ją na szafce. Z torebki wyjął również małą łyżeczkę do herbaty. Zanurzył ją w lekarstwie i przybliżając ją do moich ust powiedział:
- Proszę.
Z niesmakiem wypiłam lekarstwo. Nie dlatego, że lekarstwo miało zły smak, ale dlatego, że traktował mnie jak dziecko. Chociaż z drugiej strony miło było wiedzieć, że chce mu się mną zajmować. W końcu pewnie miał dużo obowiązków na głowie, a on zamiast je wykonywać, siedział tu i zajmował się mną.
- Czy ty aby na pewno nie masz teraz żadnych obowiązków?
Spytałam z ciekawością.
- A skąd to pytanie?
- Bo wydaje mi się, że tylko zawracam ci głowę.
Po moich słowach spojrzał na mnie z litością i obejmując mnie powiedział:
- Nie ma takich obowiązków, które byłyby ważniejsze od twojego zdrowia.
Jego słowa jak zwykle sprawiały, że miałam uśmiech na twarzy. Po chwili dodał:
- Poza tym...to niedawno ty uratowałaś mi życie, więc mam ci się za co odwdzięczyć.
Nie wierzę, że to mówię, ale cieszę się, że jestem chora.
------------------------
Wow! 400 Gwiazdek! Aż nie wiem co powiedzieć! Może po prostu powiem, że ogromnie wam dziękuję!<3
CZYTASZ
(SnK) Droga do szczęścia
FanfictionW tej historii pokaże wam jak żyła w Shingeki no kyojin (Atack on titan) moja bohaterka Dizzy Denck.