39.Choroba

162 19 3
                                    

Następnego dnia obudziłam się rano z ogromnym bólem głowy. Katar również mi dokuczał, ale nie mogłam się nie zjawić na spotkaniu z moim oddziałem, więc nie zwracając uwagi na moje dolegliwości poszłam do sali konferencyjnej. Długo mi zajęło trafienie do niej, ponieważ kręciło mi się lekko w głowie, ale w końcu mi się udało. Gdy weszłam do środka, zobaczyłam mój oddział i poszłam usiąść na krześle. Jednak gdy chciałam usiąść to nie trafiłam w krzesło i wylądowałam na podłodze.

- Ojej! Wszystko w porządku sierżantko?

Spytała Rose, próbując podnieść mnie z ziemi. Pomógł jej Vincent i w końcu stanęłam na nogi opierając się lekko o Rose.

- Tak, tak wszystko w porządku kochana*psik*.

Wymamrotałam. Anna po moim kichnięciu podała mi chusteczkę i powiedziała:

- Może powinna się pani położyć?

- Nie, nic mi nie jest.

Nie wyglądali na zadowolonych moją odpowiedzią.

- To może ja pójdę zrobić herbaty.

Powiedziała Rose i wyszła z sali. Vincent posadził mnie na krześle, a Anna co chwilę podawała mi chusteczki. Po kilku minutach drzwi sali się otworzyły i do środka weszła Rose. Jednak nie była sama. Za nią do sali wszedł Levi.

- Spytał mnie gdzie pani jest i przyprowadziłam go.

Powiedziała nieśmiało Rose. Levi gdy zobaczył mnie w takim stanie skrzyżował ręce na piersi i powiedział:

- O nie moja droga! W takim stanie nie możesz tu siedzieć! Chodź, idziemy do twojego pokoju.

Mówiąc to podszedł do mnie i łapiąc mnie za rękę, wyprowadził mnie z sali. Gdy weszliśmy do mojego pokoju zdjął ze mnie kurtkę i położył mnie do łóżka. Usiadł na nim i przyłożył mi rękę do czoła mówiąc:

- Masz gorączkę. I ty chciałaś w takim stanie wyjść do ludzi?! Zwariowałaś?!

Nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Było mi wstyd. Po chwili jego wyraz twarzy złagodniał i wstając z łóżka powiedział:

- Przyniosę ci herbaty. Nie ruszaj się stąd dobrze.

Po czym wyszedł z pokoju. Gdy jego kroki ucichły postanowiłam się przespać. Śniło mi się, że spadam. Nie wiem skąd i nie wiem dokąd, ale spadam. Wokół mnie nie było nikogo, ani niczego. Ten sen trwałby w nieskończoność gdyby nie to, że obudziło mnie poczucie czegoś na moim czole. Otworzyłam delikatnie oczy i zobaczyłam, że Levi złożył na moim czole delikatny pocałunek. W końcu zorientował się, że nie śpię i oddalając się powiedział:

- Obudziłem cię?

- Tak, ale to nic.

Odpowiedziałam i spojrzałam na szafkę obok mnie, na której stała filiżanka z herbatą. Usiadłam na łóżku po czym podniosłam filiżankę i zaczęłam pić herbatę. Mimo, że na dworze świeciło słońce to i tak mi było zimno. On widocznie to zauważył, bo wziął kołdrę i założył ją na mnie, siadając na łóżku. Położył mi rękę na ramieniu i powiedział:

- Będę już iść, ale gdy tylko znajdę wolny czas to przyjdę i zajmę się tobą dobrze?

- Dobrze.

- To do zobaczenia.

Mówiąc to, wstał z łóżka i wyszedł z pokoju. Gdy skończyłam pić herbatę, znów się położyłam i zasnęłam, licząc na inny, ciekawszy sen. Tym razem stałam na krawędzi muru. Patrzyłam w dół na bezdenną przepaść zastanawiając się czy skoczyć, czy nie. W końcu wyciągnęłam nogę i runęłam w dół. Właśnie w tym momencie się obudziłam. Po przebudzeniu zaczęłam okropnie kichać i co chwila sięgałam po chusteczkę. Nagle do moich drzwi ktoś zapukał. Nawet nie zdążyłam powiedzieć „proszę" gdy drzwi się otworzyły i do środka wparowała DiDi.

- Dizzy!

Podeszła do mnie i przytulając mnie powiedziała:

- Nie martw się kochana! DiDi tu jest i się tobą zajmie!

- Ech...DiDi.

- Tak?

- Możesz mnie puścić?

- Och! Tak, jasne.

Puściła mnie i usiadła przy mnie na łóżku.

- Powiedz. Trzeba ci czegoś?

- Nie, już nic nie trzeba.

- Już?

- No, bo...wcześniej był tutaj Levi...

Zrobiła szerokie oczy z wrażenia. Zaczęła mnie wypytywać o to co on tu robił. Po jakichś dziesięciu pytaniach przestałam odpowiadać i powiedziałam:

- DiDi...skończ już proszę. Chcę chwilę odpocząć.

Po moich słowach skończyła swoją paplaninę i wstała z łóżka. Nagle przypomniało mi się coś ważnego.

- DiDi!

- Tak?

- Przypomniało mi się, że mam rannych w skrzydle szpitalnym i trzeba się nimi zająć.

- Więc?

Nie ma to jak jej wolne myślenie.

- Może byś tam poszła i zajęła się nimi?

- Ale, ale przecież trzeba się zająć tobą!

- Ja jestem tylko przeziębiona, a tamci ludzie umierają!

- No...no dobrze. Pójdę tam. Tylko jakbyś czegoś chciała to wołaj.

- Przecież to jest po drugiej stronie...

Nie zdążyłam dokończyć, a ona już wyszła. Przynajmniej teraz miałam ciszę i spokój. Leżałam i patrzyłam się w sufit tak gdzieś przez dwie godziny. Nie chciałam, żeby znów śnił mi się jeden z tych dziwnych snów. W końcu postanowiłam zamknąć oczy choć na chwilę. Jednak ta chwila nie trwała długo. Drzwi do pokoju otworzyły się i do środka wszedł Levi. Zauważyłam, że trzyma małą torebkę w prawej ręce.

- Przyszedłem jak najwcześniej mogłem. Przy okazji przyniosłem ci lekarstwo.

Mówiąc to wyjął z torebki małą buteleczkę z lekarstwem i położył ją na szafce. Z torebki wyjął również małą łyżeczkę do herbaty. Zanurzył ją w lekarstwie i przybliżając ją do moich ust powiedział:

- Proszę.

Z niesmakiem wypiłam lekarstwo. Nie dlatego, że lekarstwo miało zły smak, ale dlatego, że traktował mnie jak dziecko. Chociaż z drugiej strony miło było wiedzieć, że chce mu się mną zajmować. W końcu pewnie miał dużo obowiązków na głowie, a on zamiast je wykonywać, siedział tu i zajmował się mną.

- Czy ty aby na pewno nie masz teraz żadnych obowiązków?

Spytałam z ciekawością.

- A skąd to pytanie?

- Bo wydaje mi się, że tylko zawracam ci głowę.

Po moich słowach spojrzał na mnie z litością i obejmując mnie powiedział:

- Nie ma takich obowiązków, które byłyby ważniejsze od twojego zdrowia.

Jego słowa jak zwykle sprawiały, że miałam uśmiech na twarzy. Po chwili dodał:

- Poza tym...to niedawno ty uratowałaś mi życie, więc mam ci się za co odwdzięczyć.

Nie wierzę, że to mówię, ale cieszę się, że jestem chora.

------------------------

Wow! 400 Gwiazdek! Aż nie wiem co powiedzieć! Może po prostu powiem, że ogromnie wam dziękuję!<3


(SnK) Droga do szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz