Następnego dnia rano stałam już stałam na baczność przy ścianie czekając na zbiórkę. Gdy korytarzem przechodził generał Erwin to bardzo zdziwił się na mój widok.
- Dizzy? Co ty tu robisz? Przecież jeszcze dziesięć minut do zbiórki.
- Wiem, ale chciałam być dzisiaj wcześniej.
- No dobrze skoro tak wolisz.
Powiedział i odszedł w głąb korytarza. Rzeczywiście chciałam być wcześniej, bo nie mogłam dalej spać, ponieważ myślałam cały czas o tym że dzisiaj wraca Sonia! Po zbiórce i śniadaniu wyszłam na plac trochę pobiegać żeby nie wypaść z formy. Po godzinie usłyszałam że jest zbiórka oddziału Leviego na stołówce. Pobiegłam tam i usiadłam z nimi przy stole słuchając słów kaprala.
- Słuchajcie, teraz będziemy musieli wyjechać poza mur i zapewnić oddziałowi Hanji bezpieczny powrót.
- A w jakim sensie „bezpieczny powrót"?
- W takim że my zajmiemy się tytanami, a oni bezpiecznie przejadą za mur.
Po tych słowach wszyscy wstaliśmy i poszliśmy po nasze konie. Byłam bardzo zmotywowana do walki z tytanami skoro miałam tym sposobem ochronić Sonię więc żaden tytan nie był mi straszny. Za kilka metrów po wyjechaniu poza mury widać było nadjeżdżający oddział pani Hanji, który kierował się w kierunku muru. Jednak ciągnęli za sobą gromadę tytanów, których my musieliśmy zabić. Na rozkaz kaprala wszyscy wraz ze mną zsiedli z konia i zaatakowali tytanów. Bitwa z nimi zajęła nam około półgodziny za nim upewniliśmy się że już żaden nie przyjdzie. Po bitwie była mała przerwa na odpoczynek, na której ja wycierałam z siebie krew tytana. Po moim „czyszczeniu" już chciałam wsiąść na konia gdy nagle moją uwagę przykuła jakaś rzecz zaczepiona na drzewie kilka metrów ode mnie.
- Kapralu, czy mogłabym sprawdzić co wisi na tamtym drzewie?
- Tak tylko szybko.
- Tak jest.
Podjechałam na koniu do drzewa. Okazało się że to kurtka zwiadowcy. Ściągnęłam ją i dokładnie się jej przyjrzałam. Była cała podarta i we krwi. Postanowiłam zajrzeć do kieszeni i znalazłam tam naszyjnik, który się otwiera i złożoną kartkę. Otworzyłam kartkę, a gdy to zrobiłam, poczułam jak by mi ktoś wsadził nóż w serce. Na tej kartce był rysunek, który dałam Sonii! Myślałam że to nie może być prawda, że to tylko sen, ale jednak nie ja tam byłam i trzymałam kurtkę Sonii w moich dłoniach. Chciałam płakać, ale przecież płaczę tylko jak jestem sama, więc postanowiłam zatrzymać na ten czas łzy w moich oczach.
- Dizzy czy wszystko w porządku?
Poznałam po głosie że to kapral Levi. Powoli odwróciłam się i pokazałam mu kurtkę mówiąc:
- T-to j-jest kurtka S-Sonii.
Widać po jego twarzy było że mi wtedy współczuł.
- No chodź musimy jechać.
- T-tak jest.
Spakowałam kurtkę Sonii, wsiadłam na konia i pojechałam za kapralem w stronę muru. Podczas naszego powrotu widziałam jak ludzie cieszyli się na nasz widok. Nie mogłam znieść ich radości więc jechałam powoli a głową w dole.
- Dizzy hej! Jak się ciszę że cię widzę!
Po głosie poznałam że to była DiDi jednak tym razem nie poprawi mi humoru.
- Dizzy odezwij się! Wszystko w porządku?!
- Zamknij się! Nie widzisz że nie chce rozmawiać!
To kapral Levi mnie tak obronił przed DiDi, która tym razem przybrała smutny wyraz twarzy podobny do mojego. Jednak nie mogłam uwierzyć w to że kapral mnie tak obronił, może on naprawdę mi współczuł?
Po powrocie coś mi mówiło żeby nie zsiadać z konia i zrobić coś.
- Kapralu czy mogłabym pojechać na tutejszą łąkę?
- Możesz, a może pojechać z tobą?
- Nie, nie trzeba. Potrzebuję samotności.
- Rozumiem.
Zawróciłam konia i pojechałam na łąkę. Chciałam na niej „pochować" to co miałam po Sonii jednak teren był otwarty i bałam się zrobić to na nim. Po kilku minutowym szukaniu odpowiedniego miejsca zobaczyła drzewo kilka metrów ode mnie. To tam musiałam to zrobić. Zrobiłam to tak: wbiłam w ziemię drewniany krzyż, który wcześniej zrobiłam z gałęzi, założyłam na niego jej kurtkę i położyłam kwiaty z łąki. To był mój odpowiedni moment. Padłam przed krzyżem na kolana i wyszeptałam:
- Przepraszam, że mnie tam nie było.
Łzy popłynęły mi strumieniem i zaczęłam głośno szlochać. Po piętnastu minutach szlochania przypomniałam sobie naszyjnik w kieszeni jej kurtki. Wyjęłam go i otworzyłam. W środku nie było żadnego zdjęcia. W tamtym momencie przypomniałam sobie naszą rozmowę kiedy spytałam ją czy ma w środku kogoś zdjęcie. Powiedziała mi wtedy że włoży tam zdjęcie jej najukochańszej osoby, której wtedy nie posiadała. Przypomniała mi się nasza obietnica przed jej wyjazdem kiedy obiecałam jej że zdobędę wyższy stopień i wtedy mój wyraz twarzy zmienił się na poważny.
- Sonia, nie umiałaś dotrzymać swojej obietnicy jednak ja swojej dotrzymam choćby nie wiem co, a twój naszyjnik będzie pieczęciom mojej obietnicy.
Po tych słowach założyłam naszyjnik na szyję i wstałam wpatrując się w niebo. Na pożegnanie Sonii wypłakałam ostatnią łzę i wyszeptałam:
- Czuwaj nade mną ma przyjaciółko.
Po czym odeszłam z powiewem wiatru.
-----------------------
Powiem krótko i szczerze: płakałam pisząc ten rozdział T-T...
CZYTASZ
(SnK) Droga do szczęścia
FanfictionW tej historii pokaże wam jak żyła w Shingeki no kyojin (Atack on titan) moja bohaterka Dizzy Denck.