Rozdział 29

440 39 5
                                    

Następnego poranka Midge rozwinął się na podłodze i rozciągnął leniwie ramiona nad głową. Stolik do kawy był zasypany papierami, ołówkami i pastelami. Marley siedziała na kanapie za jego plecami, obserwując go, a jego pusta szklanka po mleku stała obok niego na podłodze. Zerknął na zegarek i wpatrywał się w niego przez chwilę. Jak już może być 9:13? Jego brzuch zaburczał, położył na nim dłoń. Okej, okej, zjemy coś.

Otworzył lodówkę i zajrzał do środka, jego oczy od razu padły na opakowanie bekonu. Pyszne paski! Złapał je i kawałek sera, po czym dużą patelnię i zaczął ją grzać. Ułożył jak najwięcej kawałków bekonu ile dało się pomieścić na rondlu, nawet przytykając je do boków, a resztę odłożył na jutro.

Stał, obserwując jak bekon skwierczy, skubiąc ser przez kilka minut, nim jego oczy powędrowały z powrotem do jego sterty papierów. Zrobił trzy, dwa, które wrzuci na Etsy po obiedzie. Trzeci był prezentem świątecznym dla Alexa, który, jak wiedział, doceni to, gdyż sam malował i czasem rysował do pracy. Zdawało się, że chociaż tyle mógł zrobić, po tym, jak pozwolił mu zostać na Święto Dziękczynienia, a potem znalazł Marley i przywiózł ją do domu.

Podszedł do stołu, by rozłożyć dwa które chciał sprzedać, aby znów na nie spojrzeć. Przy tym wpadł na pomysł i przekopał się przez biurko Scotta, szukając taśmy i ostrożnie przykleił je do ścian. Tak, one wyglądają bardzo ładnie. Ja je lubię.

Jego nos pochwycił zapach dymu, więc pobiegł do kuchni, łapiąc patelnię z bekonem, wrzucając ją do zlewu i puszczając wodę. Odskoczył, gdy ta zabulgotała i zaskwierczała, a dym para wzleciały w powietrze.

Alarm zawył niemal natychmiast, zupełnie ogłuszając Midge'a, który wyrzucił ramiona w górę, by zakryć uszy. Pobiegł do swojego pokoju i zamknął drzwi, wskakując pod koce i kładąc poduszkę na głowę, by pomóc trochę zniwelować atakujący hałas.

Kilka minut później zorientował się, że ten nie wyłączy się sam, ale przypomniał sobie, że ich domowy alarm miał w sobie też alarm przeciwpożarowy, więc wygrzebał się ze swojego pokoju i poszedł do panelu, próbując zdecydować jak zatrzymać wszystkie światła od mrugania.

Scott pokazał mu, co wcisnąć, by wyjść z domu, a co gdy potem do niego wróci, ale nie powiedział mu, co ma zrobić teraz. Spróbował wpisać kod i powiedzieć tak, że jest w domu, ale to nie zadziałało. Czego to chce? Zatrzymaj to!

Wciąż wciskał przypadkowe guziki, gdy rozbrzmiało donośne pukanie do drzwi.

- Straż pożarna! Otwórzcie drzwi.

Spanikował, zupełnie zdezorientowany. Obiecał nie otwierać nikomu, kogo nie znał, ale straż pożarna to nie zwykli ludzie, byli tu, żeby pomóc. kiedy znów zaczęli dobijać się do drzwi i grozić ich wyważeniem, otworzył je.

- Ja bardzo przepraszam. Wszystko w porządku. Ja tylko spaliłem mój obiad.

- Dlaczego nie wyłączyłeś alarmu? - zapytał mężczyzna, sięgając do panelu i wciskając tłumik.

Midge ledwo mógł złapać oddech. Mężczyzna był OGROMNY, miał na sobie tonę ekwipunku i ogółem wyglądał przerażająco.

- Ja nie wiem jak, ja przepraszam.

- Mieszkasz tutaj?

- Ja... Tak, ale niezbyt długo. Ja jeszcze nie nauczyłem się alarmu.

- Dzieciaku, przeczytaj cholerną instrukcję. Nie mamy czasu, żeby jeździć wszędzie, kiedy ktoś przypali tosty, dobra? - wcisnął jeszcze kilka przycisków na panelu. - Wpisz swój kod.

Neko MidgeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz