Rozdział 44

181 25 3
                                    

Scott wiedział przed czasem, że pójście na policję nic nie da i miał rację. Spędzili pół godziny w poczekalni, po czym jakieś 4 minuty z jakimś urzędnikiem albo oficerem, którego NIC nie obchodziło. Wypełnili kartkę, która nic nie znaczyła i nic nie zmieni, nim zostali wyproszeni za drzwi. Przynajmniej jedzenie było dobre.

 - Lee i 3 jego znajomych jest już na miejscu, w barze. Powiedział, cytuję, "tylko jeden z nich jest twardy, ale wszyscy są czarni, więc jeśli jest takim debilem jak mówisz, to może go wystraszymy".

 - Powiedział debilem?

 - Yep.

 - Naprawdę, naprawdę go lubię - powiedział Scott, z delikatnym uśmiechem wdzierającym się na jego poważną twarz.

 - Tak jak ja.

 - Cieszę się. Naprawdę. Ja... Po prostu się cieszę.

 - Dzięki. Więc, do "Engleterre", czy jakkolwiek się to wymawia. Och, no i my nie jesteśmy razem. Pamiętasz? Szafa. MAŁA, ciemna szafa.

 - Och, tak, dzięki. Okej, moje usta są zamknięte. Aktywuję głos "bracha"... teraz.

 - Głupek. Nie wytrzymam z tobą. Po prostu martw się Stevenem i nie wspominaj o tym, że my dwoje jesteśmy razem, dobra? On trochę ryzykuje dla mnie i ciebie.

 - Łapię, to znaczy, to o mnie mowa. Spokojnie. - wystukiwał rytm o deskę rozdzielczą, starając się zająć swój umysł. Wiedział, że powinien mieć plan, ale nie miał żadnego. Chciał po prostu pogadać ze Stevenem i dowiedzieć sie, czy go ma, a jeśli tak, to co miał zrobić, żeby go odzyskać.

 - Dobra, wchodzimy. - powiedział Alex, parkując auto. Wysiedli i weszli do restauracji, od razu zauważając Lee i jego przyjaciół czekających przy barze.

 - Hej Lee, dzięki za przyjście facet, doceniam to.

 - Bez problemu brachu. Alex, Scott, to Mac, Dev i Mały Tony - kiwnął lekko głową do Alexa, chociaż tak naprawdę chciał pociągnąć go do uścisku, powąchac jego perfumy i pocałować go w obojczyk. Byłby też zadowolony z trzymania jego dłoni, ale było to niemożliwe. Miał za wiele do stracenia i nie był gotowy na stracenie przyjaciół, rodziny i pracy. Zazdrościł tym, którzy mogli, którzy mogli się otworzyć bez utraty wszystkiego. Jednak nigdy nie będzie jednym z nich i bez względu na to, jak dobrze było mu z Alexem, nikt nie był wart jego życia.

Scott kiwnął głową do każdego, aż natrafił na Małego Tony'ego, któy w ogóle nie reprezentował swego imienia. Był wyższy od Scotta i z pewnością potężniejszy. Kiwnął głową i uśmiechnął się.

 - Hej.

 - LT grał w piłkę na UCLA. Dostał się do NFL, ale skręcił sobie kolano w pierwszym roku.

 - Do bani chłopie, przykro mi. Musiałeś być dobry - powiedział Scott, próbując się domyślić, czy mówią o futbolu.

 - Tak, tak, ale do diabła, życie. Teraz mogę używać swoich rozmairów do innych rzeczy. Więc ten gość włamał się do twojego mieszkania? - zapytał LT.

 - Tak, kompletnie je zniszczył. Zostawił kilka nieciekawych wiadomości dla mojego przyjaciela, który zniknął ostatnio. Martwię się o niego - odparł Scott.

Lee obrócił się i rozejrzał po pomieszczeniu.

 - Widać go gdzieś, Scott?

 - Nope, ale nie sądzę, że pracuje na widoku, nie widziałem go kiedy byłem tu ostatnim razem. Zapytam o niego - zwrócił na siebie uwagę barmana i zapytał o Stevena, dostał odpowiedź, że wyjdzie za minutę. - To co, mogę wam kupić shoty, panowie? Chociaż tyle mogę zrobić. - Shoty zostały rozlane i byli już przy drugiej turze, gdy zobaczył Stevena wychodzącego zza rogu.

 - Ty? Co ty tu robisz? - zapytał, rozglądając się, czy ktoś z szefostwa jest w pobliżu.

 - Szukam Midge'a.

Steven miał mu odpowiedzieć, by się odwalił, nim wielki, czarnoskóry mężczyzna usadowił się koło Scotta. Wtedy zorientował się, że oni WSZYSCY są z nim.

 - Nie widziałem go.

 - Naprawdę? I dlaczego miałbym ci wierzyć?

 - Bo tak jest.

 - Bo jeśli go widziałeś, z chęcią wytarguję jakieś informacje. - musiał tak ostrożnie dobierać słowa. Niezbyt chciał, by znajomi Lee domyślili się, że szukał swojego chłopaka i z pewnością nie chciał, by "Neko" pojawiło się w rozmowie.

 - Naprawdę? W takim razie będę patrzył dokładniej, bo lubię się targować. Ale tak jak powiedziałem, nie widziałęm go. Ciężko go utrzymać, wiesz. Jest śliski. Ciężko go znaleźć, jeśli tego nie chce.

Scott starał się wczytać w jego słowa, zdecydować, czy miały jakiś ukryty przekaz, ale ledwo był w stanie myśleć.

 - Wkróce wpadnę znowu, żeby sprawdzić, czy coś od niego słyszałeś.

 - Jasne, chłopie. Muszę wracać do pracy. - Steven uderzył pięścią w blat baru i wrócił na tył.

 - Chcesz, zebyśmy poszli do tyłu i trochę go wytarmosili? - zapytał Dev, skory do walki. - On może coś wiedzieć.

 - Co sądzisz, Alex? Masz coś?

 - Nie sądzę, że on go ma, Scott. Nie było nic, nawet błysku w oku, kiedy wspomniałeś o pieniądzach. Możemy spróbować jeszcze raz, ale - potrząsnął głową - nie widzę tego.

 - Niestety muszę się zgodzić - powiedział Lee.

  - Dziękuję bardzo za przyjście chłopaki, doceniam to. Jestem wam dłużny. - położył jeszcze dwa banknoty na barze. - Następna runda też na mnie. Dzięki.

 - Żaden problem - odparł LT, machając do barmana. - Łatwa robota za darmowe drinki, dzwoń kiedy chcesz.

Lee złapał ich chwilę przed tym, jak dotarli do auta Alexa. Scott wsunął się na siedzenie i zamknął drzwi, by dać im trochę prywatności.

 - Zadzwonię wieczorem i mogę wam pomóc jutro, jeśli będziecie czegoś potrzebowali. Jakaś szansa, że znajdziesz dla mnie trochę czasu? - zapytał Lee, uśmiechając się kątem ust.

 - Każdy czas, Lee. Dzięki za pomoc, wiem, że to była zła sytuacja.

 - Ale byliście świetni, Scott jest w tym dobry. Zadzwonię do ciebie. Muszę wracać do środka.

Neko MidgeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz