Rozdział 51

214 27 5
                                    


Nieco nierealne zdawało się wejście do mieszkania i Midge zatrzymał się tuż za drzwiami.
- W porządku? - Zapytał Scott.
- Tak, po prostu, minęło trochę czasu od kiedy tu byłem. Wyszedłem, żeby pojechac do studia tygodnie temu i teraz znów jestem w domu.
Scott objął go w uścisku i przesunął palcami po jego włosach.
- Przeszedłeś przez wiele przez ten miesiąc. Tak mi przykro. Ale teraz jesteś bezpieczny. - Cofnął się i wniósł torby do środka, jednym okiem wciąż zerkając na swojego chłopaka.
- Powinienem ułożyć moje rzeczy. - Powiedział, biorąc swoją mniejszą torbę i kładąc ją na swoim łóżku. Wyjął swoją Marley i ułożył ją na swojej poduszce, po czym wyciągnął swój zbiór kart prezentowych.
- Scott?
- Tak? - Wsunął głowę do jego pokoju.
- Możemy dać moją kartę ze Starbucksa Ashley, żeby mogła być sucha i miała hipermleko i śniadanie?
- Ashley z parku? Tak, oczywiście. Jesteś taki kochany.
- Możemy pójść niedługo, proszę?
- Tak, przed obiadem jeśli chcesz. Muszę tylko wykonać kilka telefonów i skontaktować się z zespołem, omówić kolejne koncerty i wtedy możemy jechać.
- Utnę sobie drzemkę jeśli mogę. Dziękuję Scott.
- Żaden problem. Śpij dobrze.

***

Midge delikatnie położył dłoń na ramieniu Scotta, gdy ten rozpinał swój pas.
- Ja chciałbym pójść sam jeśli mogę?
- Mogę iść z tobą.
- Ja wiem, ale ja muszę się nie bać. Ty będziesz mnie widział jeśli będę potrzebował pomocy.
- Masz rację Midge, masz rację. Nie chcę, żebyś się bał. Idź śmiało kochanie.
Midge wysiadł z auta i przeskoczył przez niski płotek, by móc od razu dojść do drzewa Ashley.
- Witaj Ashley.
- Midge? Hej chłopie.  - Wychrypiała słabym głosem.
- Ty nie masz się dobrze?
- Jestem chora, ale jedzenie pachnie świetnie. Podaj je, chłopcze z parady.
Usiadł koło niej i otworzył torebkę, zdejmując folię i podając jej kanapkę.
- Czy mogę coś dla ciebie zrobić? Mogę poprosić Scotta, żeby zabrał mnie po rzeczy jeśli jakichś potrzebujesz. Albo może zabrać cię do doktora?
- Muszę po prostu zjeść i odpocząć. Będę żyć. - Łyknęła swój napój i zjadła szybko, ledwo przeżuwając.
- Przeniosłem ci karty, żebyś mogła coś sobie kupić i się ogrzać, jeśli będzie padać.
Ashley wzięła karty prezentowe i uśmiechnęła się, po czym wcisnęła je do kieszeni kurtki.
- Dzięki. Słyszałam, że uciekłeś.
- Zostałem zabrany, ja nie uciekłem. Ale Scott mnie znalazł i wszystko jest w porządku. Skąd ty wiesz?
- Jakaś dziewczyna pokazała mi jedną z kartek, które on rozwiesił. - Oparła głowę o drzewo, zamykając oczy. - Szukała cię.
- Tak, Scott mnie szukał. Ja przyjdę rano i sprawdzę co u ciebie i przyniosę ci coś, żeby ci pomóc. Przykro mi, że jesteś chora. Miłych snów panno Ashley. - Zebrał śmieci i odszedł powoli, żałując, że nie może zrobić więcej. Kiedy wsiadł do auta, dalej zerkał w jej stronę.
- Wszystko w porządku? Zapytał Scott.
- Ona jest chora. Wiedziała, że ja się zgubiłem, powiedziała, że mnie szukałeś.
- Nie rozmawiałem z nią,  nie widziałem jej kiedy przyjechałem rozwiesić ogłoszenia.
- Pewnie źle zrozumiałem. Ona nie ma się dobrze. Czy możemy przyjechać jutro i zobaczyć co z nią?
- Absolutnie.

***

Kolejnego poranka Midge przekonał Scotta, żeby zatrzymali się przy aptece po kilka rzeczy do dodania do jego paczki. Zebrał trochę krakersów, batoników musli, kilka butelek wody i jego wypchaną Marley i dorzucił Advil i jakieś pastylki na kaszel. W Starbucksie kupił dodatkowy kubek gorącej herbaty i kanapkę i zaniósł to wszystko do drzewa Ashley, gdzie ta leżała zwinięta, wciąż śpiąc.
- Panienko Ashley?
- Midge? To znów ty? - Zapytała, z trudem siadając.
- Przyniosłem kilka rzeczy, żeby ci pomóc. Tu jest herbata - podał jej wciąż ciepły kubek i położył torbę z rzeczami koło niej, po uprzednim wyciągnięciu Marley. - Ja pomyślałem, że nie będziesz chciała być sama. Ja wrócę po nią jutro, jeśli mogę?
Zajrzała do torby i łyknęła kilka tabletek Advilu, uśmiechnęła się gdy popiła je herbatą.
- To smakuje TAK dobrze. Dzięki, młody. Jasne, możesz wrócić. Hej, co powinnam powiedzieć dziewczynie, jeśli znów ją zobaczę?
- Jakiej dziewczynie?
- Tej, która cię szukała. Twojej siostrze.
Oczy Midge'a zrobiły się wielkie i rozchylił usta.
- Ty widziałaś moją siostrę?
- Tak, ona pokazała mi plakat. Nie mówiłam ci? Cholerna gorączka, nie wiem. Przechodzi tędy niemal każdego wieczoru. Czasem się wita i pyta, czy cię widziałam. Ale ja nic jej nie mówiłam.
Midge był zdezorientowany i wiedział, że Ashley też musi być zdezorientowana, ale nie chciał być niemiły.
- Ja myślę,  że ty się pomyliłaś.
- Do diabła, nie wiem. Wiem tyle, że ona wygląda jak ty i trochę mówi jak ty. Jesteście bardzo podobni, to mam na myśli. Powiem jej, że nic nie wiem,  bez obaw.
- Chodzi tędy w nocy?
- Tak, wieczorem. Zazwyczaj około 6.30.
- Jeśli przyniosę obiad, pokażesz mi ją?
- Tak, tak. Nie winię cię,  że chcesz wiedzieć,  kto się za tobą rozgląda.
Midge praktycznie podskoczył i pobiegł do auta.
- Scott!  Scott!
- Co?  Wszystko dobrze? - Zapytał,  zaalarmowany.
- Ona mówi,  że rozmawiała z moją siostrą. - Powiedział,  łapiąc Scotta za ramię i podskakując na fotelu.
- Co? - Scott był tak zdezorientowany jak Midge. - Misty?
- To nie może być ona. Co jeśli to Marley?
- Co jeśli ona jest szalona? Skarbie, nie miej za wielkich nadziei. To bezdomna, która nawet nie wie, że jesteś Neko, prawda? Skąd miałaby znać Marley?
- Ja nie wiem. Ona powiedziała, że dziewczyna pokazała jej plakat który ty zrobiłeś i mnie szukała.
- Dlaczego po prostu nie zadzwoniła? Mój numer tam był. Jeśli to była Marley, to czy nie zadzwoniłaby do ciebie?
Uśmiech Midge'a zniknął.
- Tak, jeśli... Ja bym do niej zadzwonił gdybym miał jej numer.
- No i co, Marley chodziła sobie po LA? Rozmawiając z bezdomnymi dziewczynami w parku? Czy ona nie ma właściciela?  To znaczy, wiekszosc z nich nie... - Powiedział,  nienawidząc tego, że musial być głosem rozsądku gdy Midge był tak podekscytowany.
- Rozumiem,  o czym ty mówisz. Ty masz rację,  to nie jest możliwe - w końcu zapiął swój pas i wymusił uśmiech. - To była miła myśl.
- Przykro mi, Midge. Będziemy jej szukać,  obiecuję,  ale nie wiem, jak ją znaleźć. Zrobimy co w naszej mocy. Przykro mi, że niszczę twoje nadzieje. - chwycił mniejszą dłoń Midge'a w swoją, po czym przysunął ją do swoich ust, całując jej wierzch.

- Ja obiecałem jej obiad. Ja powinienem go przynieść nawet jeśli nie zobaczymy Marley.

 - Możemy to zrobić. Zatrzymamy się tu po próbie. Ale już nie McDonald, może Chipotle?

 - To brzmi bardzo dobrze. Dziękuję!

***

 - Szósta, jak obiecałem - powiedział Scott, parkując.

 - Pójdziesz ze mną? - zapytał Midge.

 - Jasne. - złapał dodatkową torebkę dla Ashley i ruszył za Midge'm dłuższą drogą, zadowolony, że nie musi przeskakiwać przez płot.

 - Hej Midge i uh, panie.

 - Nie, on tego nie lubi, proszę, mów mu Scott. Midge usiadł koło Ashley i podał jej jej torebkę z jedzeniem. - Czujesz się lepiej?

 - Tak. Dziękuję za wszystko.  Ona nie przychodzi zawsze, więc nie mogę nic obiecać.

 - W porządku. To nie jest ona, ale ja chciałbym ją zobaczyć, jeśli będzie przechodzić - odparł Midge.

 - Będę mieć oczy otwarte. - powiedziała, jedząc z apetytem.

 - Czy możemy zrobić coś, żeby ci pomóc? To znaczy, dlaczego jesteś na ulicy? - zapytał Scott.

 - Jestem w parku,jeśli nie zauważyłeś i nie mam nic przeciwko. Lubię być samodzielna i to bije na głowę to, gdzie byłam. Ewentualnie będę musiała coś wymyślić, ale za nic nie wrócę do domu. Hej, to ona! - wskazała swoim widelcem na drobną dziewczynę wychodzącą zza rogu.

Midge wstał i obserwował, gdy zmierzała w ich kierunku. Położył dłoń na ramieniu Scotta la wsparcia i wziął głęboki oddech, gdy w końcu mógł wyraźnie dojrzeć jej twarz.

 - Marley? - wyszeptał. Ruszył biegiem w stronę murku i przeskoczył go z łatwością. - Marley? - zapytał, zatrzymując się 10 stóp przed dziewczyną.

 - Midgey?! - rzuciła się do przodu, wpadając w jego ramiona. - Nic ci nie jest?! Ty żyjesz. - przytuliła go mocno, dopóki nie zauważyła Scotta i puściła go. - Przepraszam, jeśli masz kłopoty - wyszeptała, blada, cofając się.

Scott podszedł do nich i położył dłoń na ramieniu Midge'a.

 - To naprawdę ona?

 - Tak. To moja Marley! - zawołał, podskakując. - W porządku Marley, on jest bardzo miły. Ja nie mam kłopotów.  - obrócił się do Scotta, momentalnie przestraszony, że przesadził, ale został uspokojony jego uśmiechem.

 - Jestem Scott. Bardzo miło mi cię poznać. - powiedział, wyciągając dłoń.

Marley wyciągnęła swoje ramię niepewnie, po czym potrząsnęła jego dłonią.

 - Miło mi pana poznać.

Midge znów do niej skoczył, obejmując Marley ramionami i stali tak przez moment, gdy ich radosne łzy mieszały się ze sobą, spływając po ich policzkach.

 - Mówiłam ci, że to ona - powiedziała Ashley, wyciągając pluszową Marley w stronę Midge'a. - Nie chcę, żebyś tego zapomniał w tej całej ekscytacji.

 - Nie, w porządku. Możesz ją zatrzymać. Ja już jej nie potrzebuję.


*KONIEC*

Neko MidgeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz