Rozdział 1

1.4K 69 4
                                    

Scott postawił kołnierz swej kurtki i schował za nim podbródek, próbując uchronić się przed zimnym deszczem. Rzadko bywało tak paskudnie w Los Angeles, lecz ta burza uprzykrzała ludziom życie już od trzech dni. Gdy szukał kluczy, plastikowa siatka z zakupami wyślizgnęła mu się z na wpół drętwych palców. Scott obserwował jak jego pomarańcza toczy się przez chodnik i znika za rogiem budynku. Przeklął i prawie postanowił ją zostawić, lecz obiecał swej mamie że kupi jedną na nieznośne przeziębienie z którym walczył. Poza tym, jak bardzo mógł jeszcze przemoknąć?

Upewnił się, że reszta jego zakupów jest bezpieczna i zrobił kilka kroków w stronę rogu budynku, po czym skręcił i schylił się by podnieść pomarańczę, ale ta została podniesiona, nim on zdążył to zrobić. Jego oczy powoli przywykły do ciemnej alejki i ujrzał niewielką figurę ubraną na czarno, siedzącą pod ścianą budynku. Wielkie zielone oczy wpatrywały się w owoc który trzymał w swojej małej, trzęsącej się dłoni.

- Co tu robisz?

- Mogę ją zatrzymać?

- Jeśli jej potrzebujesz, tak. - opuścił rękę i zrobił krok w tył, gdy jego wpół naćpany mózg próbował zdecydować co robić. - Masz gdzie pójść?

- Gdybym miał, nie siedziałbym tutaj. Nienawidzę deszczu. - cichy, figlarny głos był wysoki, ale nie napięty czy ostry. Skulił się bardziej w swej bluzie, jeśli było to możliwe, a jego niewielkie palce poprawiły kaptur wokół jego twarzy.

- Dlaczego tu jesteś?

- Mój ostatni właściciel był podły. Wykradłem się gdy poszedł do pracy.

'Właściciel? Jakiś przerażający dominant miał pojawić się w okolicy, szukając swojego suba? ZA DUŻO INFORMACJI!'

- Jesteś naćpany, albo niebezpieczny, czy coś? - chłopak zdecydowanie nie wyglądał na niebezpiecznego.

Muzykalny śmiech wydostał się z jego ust.

- Nie. Chcesz, żebym był?

- Niekoniecznie. Um, okej, słuchaj... Mieszkam zaraz za rogiem. Chcesz wejść i się wysuszyć, zjeść jakiś obiad?

Podskoczył z gracją. Nawet wyprostowany był o wiele niższy od Scotta, lecz blondyn do tego przywykł.

- Tak proszę.

- Czekaj, ile masz lat? - spróbował bardziej dojrzeć jego twarz, ale pomiędzy mrokiem, deszczem i cieniami nie widział wiele. - Jesteś niepełnoletni? I jak masz na imię?

- Nie jestem dzieckiem - odpowiedział, prawie zirytowany. - Mam 20 lat. Nazywam się Midge.

- Okej, chodź za mną. - skręcił za róg i odzyskał swe zakupy, po czym otworzył drzwi od klatki i wspiął się po schodach do swojego niewielkiego mieszkania. Gdy już był w środku, odstawił zakupy na mały blat i obrócił się do niewielkiej postaci zgarbionej blisko drzwi, dalej trzymającej pomarańczę jak cenny towar.

- Więc, Midge, pozwól że znajdę ci jakieś suche ciuchy.

Zsunął się ma ziemię i usiadł, zaczynając szybko obierać owoc. Dopiero co wsunął do ust pierwszy kawałek gdy do jego uszu dotarł dźwięk kroków zbliżających się w jego stronę po dywanie.

Scott wrócił chwilę później z dresami i t-shirtem oraz ze swetrem.

- Będą na tobie ogromne, ale mam suszarkę, więc po prostu podaj mi swoje rzeczy i je wysuszymy.

Midge podał mu swą cenną pomarańczę i wziął kupkę ubrań. Pozwolił swoim oczom wędrować, lecz nie ruszył się ze swojego miejsca.

- Och, tutaj, łazienka jest po prawej - blondyn wskazał mu kierunek. - Rozgość się.

Neko MidgeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz