Rozdział 37

152 24 5
                                    

 - Okej, pomóż mi pomyśleć. Co by zrobił? Dokąd by poszedł? Jeśli trzymamy się wersji "rozkojarzył się, nikt go nie zabrał", to co powinniśmy zrobić? - zapytał Scott, trzymając się ramion Kirstie dla wsparcia.

 - W końcu by zauważył, racja? Może powinniśmy wrócić do restauracji, skoro to było ostatnie miejsce, gdzie byliśmy razem?

 - Tak, tak, okej. Restauracja. To ma sens. - złapał dłoń Kirstie i praktycznie zaciągnął ją do stolika, przy którym siedzieli pół godziny temu. - Nie ma go. Co teraz? Możemy go wywołać? Nie podają wiadomości przez interkom?

 - Tak! Oczywiście. Wspaniale, Sherlocku. Słuchaj, pójdę i go wywołam, powiem, by przyszedł tutaj, w porządku? Więc po prostu kup sobie kawę, albo nie, zapomnij, coś bez kofeiny, a ja zaraz wrócę. - właściwie nie czekała na odpowiedź, po prostu ruszyła do stoiska z pakowaniem prezentów, by dowiedzieć się, gdzie znajduje się punkt obsługi klienta.

Dziesięć minut później Scott usłyszał przez interkom pytanie o Midge'a. Było to dość trudne do zrozumienia, ale sądził, że uszy Midge'a zdecydowanie to wyłapią i nawet jeśli był w jakiejś krainie czarów z budowaniem misiów, albo Lindtem, to zwróci jego uwagę i wróci. Już za chwilę. Przybiegnie, wołając "ja przepraszam" już za... chwilę... Wstał, dochodząc do wniosku, że nawet jeśli on nie zauważy Midge'a, będzie bardzo łatwo komuś znaleźć niego. Zauważył ruch i postarał się ukryć swe rozczarowanie, gdy to Kirstie się pojawiła.

 - Jeszcze nie? On przyjdzie, Scott, przyjdzie. Po prostu daj mu jeszcze trochę czasu, centrum jest ogromne.

 - Tak. Będzie tu za chwilę, a później będziemy się z tego śmiać. Już... za chwileczkę. - obrócił głowę, bez przerwy obserwując restaurację.

 - Nie przychodzi - wyszeptał kilka minut później.

 - Tak, idzie - Kelly próbowała go przekonać, ale z każdą mijającą minutą sama byłą coraz bardziej zmartwiona.

 - Może Alex i Lee i Jake i cała reszta mogliby pomóc nam szukać?

 - Absolutnie. Zadzwonię do Jeremy'ego, Aviego i Kevina. Zaczekaj, co powinnam im powiedzieć?

 - Po prostu ściągnij ich tu by szukali, niech zadzwonią do mnie, jeśli go znajdą. Mój telefon jest naładowany. Boże, ja POWIEDZIAŁEM mu, żeby nie przejmował się swoim telefonem, bo jedziemy tylko na próbę i... CHOLERA. Jestem TAKI głupi. Powiedziałem mu, że z nim będę Kake, obiecałem mu, a on-

 - Zgubił się. Po prostu zgubił. Posłuchaj, niedługo zaczną zamykać sklepy, więc w końcu się tu pojawi, nie ważne, jak dobrze się bawi. Racja? RACJA?

 - Racja. Tak, okej. Wyrzucą go i wtedy go znajdziemy. Okej, trzeba wykonać parę telefonów. Zróbmy jeszcze jedno okrążenie gdy będziemy dzwonić. Może on nas zobaczy? Nie mogę tu dłużej siedzieć. - przeszli przez całą długość drugiego piętra, po czym zjechali w dół po schodach. Scott zaczął się śmiać, wskazując na karuzelę i idąc w jej stronę.

 - Scottland? Widzisz go?

 - NIE, ale on jest TUTAJ, KK, OCZYWIŚCIE, że tu jest! Jestem taki głupi, zapomniałem o karuzeli. KARUZELA, Kake!

 - O CZYM ty mówisz?

 - Disneyland! Powiedziałem mu, ze jeśli kiedykolwiek się rozdzielimy, spotkamy się przy karuzeli! Muzyka jest głośna, pewnie nie usłyszał interkomu. Jest tutaj, porozglądaj się. - puścił dłoń Kirstie i zaczął robić kółka wokół maszyny, wołając Midge'a po imieniu. Po raz pierwszy od ponad godziny rozluźnił się, uśmiechając się, by Midge się nie zmartwił, gdy go zobaczy.

Pięć minut i jakieś 8 okrążeni później, jego uśmiech zniknął.

 - Ale gdzie jeszcze on mógłby być, Kirstie? Odpowiedziałby na komunikat, albo przyszedł tutaj. Coś jest nie tak.

 - Nie myśl o najgorszym. Właśnie dostałam SMS, że Jeremy już tu jest, znajdziemy go przy zamknięciu, okej?

Alex i Lee, który nadal był ubrany w garnitur i krawat, pojawili się zza rogu.

 - Hej Scott, myślę, że powinieneś gdzieś usiąść. Czy nie mówią zawsze, że jeśli się zgubisz, nie powinieneś się ruszać z miejsca? A co, jeśli to znów taka sytuacja, jak z liścikami pod framugą drzwi? - zapytał Alex. - W każdym razie rozdzielimy się i zajmiemy więcej przestrzeni, niż ty byś mógł.

 - Okej, tak, masz rację. Um, KK, możesz tu zostać, a ja pójdę do restauracji? Dzięki chłopaki,  znów jestem twoim dłużnikiem, Alex.

Dwie godziny później centrum było puste, poza paroma pracownikami opuszczającymi kraty w sklepach i idącymi do swoich aut. Całą zebrana grupa, 8 osób, stała koło karuzeli,  która przestała się kręcić 15 minut temu.

 - Lee i ja zajmiemy 3 piętro - powiedział Alex.

 - Ja i Kev weźmiemy drugie - zaoferował Avi.

 - Ja wezmę Jake'a i sprawdzimy pierwsze - powiedział Jeremy.

Po czym ruszyli, ostatnie przejście, by obejść całą galerię, nim ochrona wyrzuciła ich na noc. Scott schował głowę w dłoniach. Nie chciał widzieć jak wracają, para za parą, bez jego brakującej połówki.

Poczuł, jak Kirstie opiera o niego swoją głowę, wiedział, że była zmęczona, smutna i obwiniała się, ale nie mógł znaleźć żadnej ene3rgii, by ją pocieszyć.

Usłyszał i poczuł jak wracają, ich mamrotane "przykro mi" i "możemy znów spróbować jutro" i "czy możemy zrobić coś jeszcze" zlało się w jedno słowo. "NIE".

Wstał i otworzył usta.

 - MIIIIDGE! - zawołał z całej siły.

 - Pora do domu, Dot. Chcesz wrócić z nami? Możemy wziąć twoje auto jutro.

 - Nie, jadę do domu. Może wróci tam. Jakoś.

Neko MidgeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz