Midge jak zawsze obudził się wcześnie i powoli przeszedł się po mieszkaniu, bawiąc się guzikami od swojej piżamy, którą pamiętał, by założyć pod kocami nim wstał. Zerknął za okna na bezruch, który panował przed wschodem słońca. Miasto było niemal ładne o tej porze dnia.
Poskładał swoje koce i ułożył je na kupce z poduszką, ogarniając salon. Zabrał Marley do kuchni i nalał sobie szklankę mleka, wypijając ją powoli. Po tym otworzył drzwi od szafy i przesunął czubkami palców po każdej rzeczy. Scott był dla niego wczoraj taki dobry.
Użył łazienki i zatrzymał się przy drzwiach od sypialni Scotta, słuchając, by sprawdzić, czy wszystko było okej. Wiedział, że nie powinien wchodzić do środka, ale chciał go zobaczyć, by sprawdzić, czy był w porządku. Powoli nacisnął klamkę, po czym pchnął drzwi.
Pokój był ciemny, jedyne światło dochodziło od jego telefonu, który był podłączony i ładował się na stoliku obok niego. Zrobił kilka kroków bliżej i wtedy go uderzyło, coś było nie tak. Może miał zły sen, ale był zbyt gorący, krople potu były ledwo dostrzegalne w mroku. Jednak Midge je czuł, sól przeszywała jego nos.
Podszedł bliżej, próbując go nie obudzić, ale musiał sprawdzić. Chorowanie go przerażało i był spetryfikowany, że jego Scott był chory. Delikatnie położył dłoń na jego czole, zabierając ją, gdy poczuł wilgotne gorąco.
- Scott? - wyszeptał.
Scott zajęczał i przewrócił się na bok, jego głowa pękała. Jego poduszka była twarda jak cegła, jego łóżko jak kamień.
- Cholera - stęknął.
- Scott? Nic ci nie jest?
- Midge? Co ty... która godzina?
- Ja nie wiem, jest wcześnie. Mogę ci pomóc?
- Potrzebuję Advil i wodę. Jest w łazience.
Wybiegł z pokoju, łapiąc szklankę wody z kuchni i przynosząc ją, kładąc ją na stoliku. Kiedy wszedł do łazienki i otworzył szafkę, znalazł pięć różnych opakowań tabletek. Złapał je wszystkie i wrócił by zapytać o pomoc.
- To jedna z tych?
Scott spróbował się skupić, ale było za ciemno.
- Advil. Nie wiem. Po prostu daj mi dwie.
- Ja nie mogę. Przepraszam. Ja nie wiem który. Aaahd, zaczyna się na A?
- Tak Midge, na A. Są niebieskie. - odparł napiętym głosem.
Wrócił na korytarz, by światło nie przeszkadzało oczom Scotta i znalazł butelkę, która mślał, że była dobra. Otworzył ją i tak, były niebieskie. Wszedł do łazienki i odstawił inne buteleczki przed powrotem do Scotta i podaniem mu medykamentu.
- Dziękuję Midge.
- Nic ci nie jest?
- Po prostu jestem chory. Wczoraj czułem się trochę lepiej, ale pewnie o przeziębienie wreszcie mnie dopadło. Przeżyję.
- Jesteś pewien? Proszę, proszę, nie umieraj. - wybiegł z pokoju by złapać Marley i popędził z powrotem, wspinając się na łóżko koło Scotta. - Ja mogę pomóc. Ja opiekowałem się Travisem i mogę zaopiekować się tobą. Tylko proszę, nie umieraj.
- Nie umrę, obiecuję. To tylko przeziębienie Midge. Przestań się martwić. - chciał powiedzieć Midge'owi by wyszedł z jego łóżka, ale nie chciał być sam i nie chciał, by Midge się zamartwiał. Obrócił się na bok, z twarzą obróconą do małego chłopaka, który wkradł się do jego serca i łóżka.
CZYTASZ
Neko Midge
FanfictionTRANSLATION to Polish of amazing story 'Midge the Neko' by DeanneAdams. For the cover I've used an edit made by somaj_fcute on instagram. Scott znajduje dziwnego chłopaka, który potrzebuje jego pomocy. Midge okazuje się jednak być czymś o wiele wię...