Alex był zmartwiony, naprawdę zmartwiony. Scott siedział na kanapie, dokładnie tam, gdzie był, gdy zostawił go wczoraj, ze słuchawkami wciąż na głowie i czerwonymi oczami. Zostawił Starbucksa i paczkę bułeczek na stole i podszedł bliżej, podnosząc słuchawki i zakładając je na swoją głowę. To był... wow. To musiał być Midge, bo to zdecydowanie byli QuarnerStones, ale ten głos był... Zdjął je, kładąc na stoliku do kawy.
- Nie - powiedział, gdy Scott po nie sięgnął.
- Oddaj go.
- Potrzebujesz przerwy. Potrzebujesz jedzenia i prysznica i musisz wyjść z tego domu. Nie powinieneś pakować się do Teksasu?
- Oszalałeś? NIE opuszczę L. A., chyba, że z nim. Jest gdzieś tam, sam, albo pewnie gorzej i ja... ja nie mogę go zostawić.
- Scott, zawsze jedziesz do domu na święta. Twoja matka cię zabije.
- Pozwól jej. Nie obchodzi mnie to. - znów sięgnął po słuchawki, jego jedyne połączenie z Midge'm, lecz jego dłoń została odepchnięta, gdy Alex zagarnął je do góry. - Muszę go usłyszeć. To tylko pierwsza wersja, jeszcze nie jest perfekcyjna, ale on jest... jest tutaj. To był wtorek, dzień, w którym go straciłem. I te słowa, ta piosenka. To jest...
- Bardziej cię rani niż ci pomaga, tak sądzę. - odparł Alex ze smutkiem. - Przepraszam, że nie mogę zostać, muszę jechać do pracy. Musisz chociaż iść pod prysznic zanim pójdę. Proszę?
Scott spojrzał w górę, ciężar w jego klatce piersiowej był tak wielki, że nawet poruszenie głową zdawało się być walką.
- Później.
- Nie, teraz. Nie chcę wrócić tu wieczorem i znaleźć cię tutaj, w dokładnie tej samej pozycji. Prysznic, ogol się, załóż SPODNIE i wtedy zjedz jakieś śniadanie. Minimum. To jest minimum, łapiesz? Wstawaj.
- Nie mogę, okej? Wiem, że tego nie rozumiesz, ale nie mogę. Wszystko, co mogę sobie wyobrazić to on, skuty gdzieś łańcuchami, skrzywdzony i wystraszony. A ja siedzę na swojej cholernej, luksusowej kanapie, pijąc Starbucksa i to NIE jest okej. Muszę przecierpieć chociaż trochę, nie widzisz tego? Nie mogę... To nie może być tylko on. To nie fair!
- Wiem, że nie jest. Ale twoje cierpienie nie pomoże Midge'owi. Nie chciałby, żebyś się tak czuł, to tylko pogorszyłoby sytuację, gdyby pomyślał, że jesteś w takim stanie.
Telefon Scotta zadzwonił i pozwolił mu, by włączyła się sekretarka, nim natychmiast zadzwonił ponownie. Podniósł go, zerkając na numer.
- Texas? Ale nie mojej listy kontaktów. Pewnie jakiś przypadkowy krewny. Mam to gdzieś. - wymamrotał, nim odłożył go z powrotem. Gdy zadzwonił po raz trzeci, odrzucił głowę w tył, sfrustrowany, po czym odebrał.
- Halo?
- Scott Hoying?
- Tak.
- Mówi agent Guy. Chciałbym porozmawiać z tobą o Midge'u.
- MIDGE?! - usiadł i złapał za Alexa wolną dłonią. - Masz go? Jest bezpieczny? Gdzie on jest? - zapytał.
- On jest ze mną i jest bezpieczny. Mamy wiele do omówienia, ale powiedział mi, że chciałby, żebym się z tobą skontaktował.
- Mogę z nim porozmawiać? Proszę? Jest tam? Co się stało? Zaraz, jesteś agent Guy?
- Tak. On jest tutaj i będziesz mógł się przywitać, gdy załatwimy pewne detale.
- Agent Guy? Guy? Jesteś "facetem z Texasu" o którym mi opowiadał?
- Tak, to ja. Te Neko, zawsze są tak dosłowne. Zabawne. A teraz, musimy się spotkać.
Scott wiedział, że było to zupełnie nie na miejscu, ale stres ostatnich 5 dni wreszcie pękł i się roześmiał.
- Facet. - w końcu nieco się opanował. - Gdzie jesteście? Gdzie się spotkamy? Chcę go zobaczyć. Proszę.
- Midge mówi mi, że mógłbyś być chętny, by przyjechać do Dallas.
- Jesteście w Dallas? Absolutnie, to znaczy, jestem w L.A., więc to... tak, mogę przyjechać.
- Kiedy będzie ci pasowało?
- Dzisiaj. Dzisiaj! Ja choler... przepraszam! Jadę teraz. Muszę tylko złapać samolot i... Och Boże, ja tak się bałem. Myślałem, że Steven go ma, albo... Boże, nie wiem. Co się stało?
- Policja go zatrzymała. Spędził kilka ciężkich dni w więzieniu, ale już nic mu nie jest. Masz mój numer, zadzwoń do mnie, gdy będziesz miał wylot do Dallas i zaplanujemy, gdzie się zobaczyć.
- Mogę z nim porozmawiać? Proszę?
- Tak, poczekaj chwilę. Midge, chcesz się przywitać?
- Hej Scott. Ja tęskniłem za tobą - powiedział Midge łagodnie.
- Och Boże, Midge, ja... Ja też tęskniłem. Byłem taki przerażony.
- Ja przepraszam, ze nie mogłem wcześniej do ciebie zadzwonić. Ja nie chciałem cię zostawiać, ale...
- W porządku, w porządku. Naprawdę. Proszę nie przepraszaj, po prostu tak się cieszę, że jesteś bezpieczny. Jesteś? Jesteś cały?
- Ja mam się dobrze. Czy ty po mnie przyjedziesz?
- Tak maleńki, wkrótce tam będę. Tak szybko, jak będę w stanie, okej?
- W porządku. Dziękuję, że przyjedziesz. Ja niedługo cię zobaczę.
- Muzyka dla mych uszu kochany, muzyka dla mych uszu. Zadzwonię do agenta Guya gdy będę miał samolot, okej?
- Pa Scott.
- Pa. - wpatrywał się przez chwilę w swój telefon, nawet gdy już się rozłączył, po czym spojrzał z powrotem na Alexa. - On jest cały. Lecę do Texasu, po niego. Guy do mnie zadzwonił.
- To o to mu chodziło!
- Huh?
- Zadzwoniłem do wujka Sebastiana, byłem zdesperowany. Pomyślałem że może, chociaż może będzie mógł pomóc, wiesz? Ale nie zrobił tego, powiedział tylko, żebyś zadzwonił do Guya i myślałem, że po prostu jest dupkiem i to zignorowałem. Nie wiedziałem...
- To tak porąbane i zabawne. Agent Guy, nie wiem, dla kogo pracuje, ale zadam mu DUŻO pytań gdy tam trafię, uwierz mi. Muszę iść. Muszę wziąć prysznic, spakować się i pojechać na lotnisko!
- Zadzwonię za ciebie do Esther w drodze do pracy i poproszę ją, by załatwiła ci lot. Musisz zająć się bałaganem. Zadzwoń do mnie później, okej? Daj mi znać, jak idzie. Będę trzymał kciuki.
- Dzięki Alex, naprawdę. Ja...
- Tak, tak, jesteś mi winien przysługę. Kup mi wyspę.
CZYTASZ
Neko Midge
FanficTRANSLATION to Polish of amazing story 'Midge the Neko' by DeanneAdams. For the cover I've used an edit made by somaj_fcute on instagram. Scott znajduje dziwnego chłopaka, który potrzebuje jego pomocy. Midge okazuje się jednak być czymś o wiele wię...