Rozdział 45

200 34 3
                                    

Ekscytacja z faktu wydostania się z klatki zaczęła zanikać, lecz nie miał zbyt wiele czasu, by myśleć o tym wszystkim, co się działo, gdy wysiedli z auta i weszli na lotnisko.

 - Złap mnie za łokieć i nie puszczaj. Nie mów nic do nikogo, rozumiesz? - zapytał Guy.

 - Tak sir. - owinął jedną szczupłą dłoń wokół ramienia Guya i ruszył za nim do linii ochrony. Nie chciał iść, nie chciał być w pobliżu kogokolwiek w mundurze, ale nie miał innego wyjścia, niż mieć nadzieję, że Guy go ochroni i po prostu uciekł myślami, jak oczekiwano i robił to, co mu kazano.

 - Zwolniony pod 19-201... Wymagany objazd... Tak. - i podpisywał kolejny papier. Jaki jest sens posiadania technologii, jeśli rząd wciąż wymaga tych wszystkich głupich papierów? Chwilę później usadawiał Midge'a na siedzeniu przy oknie i wysyłał nieprzyjemne spojrzenia do każdego, kto nawet pomyślał o tym, by usiąść koło niego. Nie miał właściwie zbyt WIELE doświadczenia z samcami, zdawali się być pierwszymi, których, cóż, pozbywano się. Ten był drugi, na kórego się natknął. Niech cholera weźmie tego Williamsa i bajzel, któy mi zostawił!

 - Będziemy w Teksasie za kilka godzin. Po prostu siedź spokojnie i zajmiemy się wszystkim, kiedy tam dolecimy. Możesz mówić, ale tylko do mnie i rób to delikatnie - bez wielkich pytań do później, dobrze?

 - Tak, sir - wyszeptał. - Robił to, wyjeżdżał. Ja obiecałem mu, że ja nie wyjadę, ale to nie jest mój wybór. On zrozumie. On przyjedzie do Teksasu na święta i ja go zobaczę. On mi wybaczy i zabierze mnie do domu. To brzmiało ładnie, lecz nawet on w to nie wierzył.

Silniki zaryczały, budząc się do życia i zobaczył, jak Midge się krzywi.

 - Och tak, bywa głośno. Wybacz. Poczekaj. - pogrzebał w swojej torbie i wyciągnął parę stoperów. - Proszę. Nigdy nie wychodzę z domu bez stoperów i kapelusza. Przydają się.

 - Dziękuję. - spojrzał za okno, łąpiąc za poręcze, gdy samolot zaczął się przesuwać. Obserwował odprawę z zainteresowaniem, starając się z całych sił, by nadążyć z broszurką. - Ja nie pływam, ja nie lubię wody. - powiedział, gdy wyjaśniała użycie kapoków.

 - Nie będziemy nad żadną wodą, nie martw się tym. Samoloty są bardzo bezpieczne. - Każdy z nich nienawidzi wody. Każdy. Jeden. Przynajmniej ten rozmawiał. Poprzedni chłopak, którego uratował, drżał i przepłakał praktycznie całą drogę. Oczywiście miał ku temu powód. Wyciągnął kopie oceny psychicznej i fizycznej Mitcha, by przeczytać w czasie lotu, chcąc dowiedzieć się, co go czekało. Przejrzał je szybko przed odlotem.  Tak, Mark Lehman, dupek. Znał go, podążał za ścieżką Midge'a do Jose Vasqueza. Po tym wypadł poza radar. Skontaktował się z Jose, by przyprowadził Midge'a do rejestracji, jednak ten przysięgał, że on uciekł. Będzie musiał się tego dowiedzieć później, chociaż wiadomo, że cholerne Neko nie lubią rozmawiać. Znając Jose, Guy nawet go nie winił, chociaż to znacznie utrudniło jego pracę.

 - Jak się masz?

 - Ja mam się dobrze. To są... chmury? - zapytał, patrząc za okno.

 - Yep. - Mądry jest. - Jesteśmy już dość wysoko. Podoba ci się?

 - Ja tego nie lubię... Ja przepraszam. Ja nie chciałęm być niemiły. Ja jestem wdzięczny za pomoc.

 - Szczerze mówiąc ja też nie lubię latać, ale jeszcze mniej podoba mi się jazda przez 26 godzin. Więc, jesteśmy tutaj, jadąc w puszce na sardynki przez niebo. Nieważne, pewnie tego nie rozumiesz.

 - To jest wspaniałe, chociaż nie podoba mi się to uczucie. Przemieszczanie się tak daleko tak szybko jest wspaniałe. Scott często lata do pracy, był w Nowym Jorku na Święto Dziękczynienia i w Chicago w zeszły weekend. Powiedział, że zabierze mnie, gdy załatwimy moje papiery.

Neko MidgeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz