Rozdział 36

246 9 0
                                    

Jula_1

&&&

-Payton, proszę obudź się - obudziło mnie łkanie Perrie.  Otworzyłam oczy jęcząc przez ból przelatujący wzdłuż mojego ciała.

Perrie siedziała oparta o ścianę obok mnie, najwidoczniej nie tylko ja zostałam pobita. Odetchnęła a na jej twarzy widoczna była ulga na wieść, że się obudziłam.

-Zjedz to. Proszę - z wielkim trudem podała mi owoc. Wzięłam jabłko i wgryzłam się w nie. Moja szczęka wciąż była obolała odkąd Louis mnie uderzył łamiąc mi ją. Jednak umierałam z głodu i wolałam znieść ten ból niż być głodna.

-Jak długo spałam? - zapytałam, z mojego gardła wydobyła się chrypka.

-Jakiś czas. Dopiero co się obudziłam - westchnęła opierając się. -Wszystko mnie boli. I boję się, że nie będę mogła cię ochronić - wyszeptała, po czym położyła się na podłogę.

-Nie musisz Perrie. Przyjdą po nas. Nie martw się - starałam się ją  uspokoić tak samo jak i siebie, ale wiedziałam, że to nie zadziała na żadną z nas.

...

Ostatni dzień był namacalny. Zastanawiacie się jak rozpoznawałam dni?

Cóż Jason dosłownie wpadał do pokoju co godzinę i mówił mi kiedy i co się stanie. Dzisiaj jest piątek, a Perrie leży obok mnie podczas gdy moja głowa spoczywa na kolanach. Wiem, że uspokaja ją to, że tutaj jestem, ale obie musimy być silne dla siebie nawzajem.

Moje myśli o Harry'm, Zayn'ie albo o kimkolwiek, kto by nas uratował stają się coraz bardziej nierealne i jestem prawie pewna, że nikt nie przyjdzie, by nas ocalić. Musiałam jedynie pomóc Perrie, by pozostała silna, ponieważ bez niej nie byłoby mnie tu.

-Tak bardzo cię przepraszam. Nie powinnam była pozwolić Harry'emu wyjechać, by cię zabrać - powiedziała. Jej oczy były wciąż zamknięte.

-Nie mów tak. Cieszę się, że wróciłam i spotkałam wszystkich - wyszeptałam, mój własny głos nie był już silny.

-Szczerze jesteś najlepszą i najbardziej piękną osobą jaką kiedykolwiek  spotkałam. I nie chcę się żegnać, ale nie sądzę abyśmy z tego wyszły. Będę szczęśliwa z Zayn'em - powiedziała unosząc głowę.

-Zayn wciąż żyje Perrie. Nie możesz tak mówić. Przyjdą po ciebie - powiedziałam z większą siłą w głosie.

Usłyszałam głośne mamrotanie dochodzące zza drzwi. Oni tu są. Po mnie.

-Proszę nie możesz odejść - podniosła się, a w jej oczach widniał lęk. Chwyciła moją dłoń, gdy spoglądałam to na nią to na drzwi.

Drzwi powoli się otworzyły ukazując Jason'a i dwóch mężczyzn podążających za nim.  Chłopak uśmiechnął się podchodząc do mnie. Ukucnął obok mnie i Perrie.

-Już czas kochanie - powiedział uspokajająco kładąc rękę na moim  ramieniu. Perrie krzyknęła głośno, gdy dwóch mężczyzn zabrali ją z dala ode mnie.

Moje oczy się powiększyły, gdy spostrzegłam, że Jason trzyma igłę, a w środku znajdowała się niebieska ciecz.

-Proszę. Nie - zaskomlałam, krzyki Perrie skierowane w moim kierunku odbijały się echem po pokoju.

-To po to, byśmy mogli być razem skarbie. Kocham cię - pocałował moje czoło i złapał za nadgarstek. Szarpałam się krzycząc a łzy wypływały z moich oczu.

Poczułam ukłucie i chłodny płyn wlał się w moje żyły. Oczy mi się wywinęły, a ręce i nogi stały się  odrętwiałe.

Ciągle słyszałam krzyki Perrie.

-Okej. Show time - zachichotał Jason unosząc moje odrętwiałe ciało w swoje ramiona. Moje oczy się zamknęły, a oddech stawał się spokojny i unormowany.

-Nie żyjesz kurwa. Poczekaj - krzyczała z pokoju Perrie.

Słyszałam i czułam śmiech Jason'a w odpowiedzi.

Odrętwienie uderzyło do mojej głowy blokując drobne dźwięki wraz z dotykiem ramion Jason'a...

...

Perries p.o.v
...

Krzyczałam i szarpałam się w ramionach dwóch mężczyzn patrząc jak Jason wbija igłę w ramię Payton, a jej osłabione ciało próbuje stawić opór.

-Nie, nie możesz - powiedziałam płaczliwie, poddając się. Jason wziął Payton w swoje ramiona. Pozbawione życia łzy spływały po jej śpiącej twarzy.

-Nie żyjesz kurwa. Poczekaj - krzyknęłam kiedy mężczyzna opuścił pomieszczenie z Payton w ramionach.

Dwójka mężczyzn siłą zaprowadziła mnie do małego pokoju zapełnionego zpitalnym wyposażeniem. Moje oczy się rozszerzyły, gdy zauważyłam ciało Payton leżące już na stole. Mężczyzna w niebieskiej masce był gotowy, by ją operować.

-PROSZĘ NIE!! - wrzasnęłam patrząc jak w jej brzuch wbija się nóż. Krew z łatwością z niego wypływała. Zaszlochałam głośno walcząc z silnym uściskiem.

-PRZESTAŃCIE!! - krzyknęłam upadając na kolana, kiedy mężczyzna trzymał w dłoniach nienarodzone dziecko. Małe, malutkie dziecko, które było zaledwie takie duże jak jego dłonie.

Przyłożyłam dłonie do ust głośno płacząc.

Ponownie spojrzałam w górę zauważając, że jestem jedyną osobą w pokoju. Z wyjątkiem Payton. Jej blade ciało na stole. Jej brzuch zszyty i smutno płaski. Wzięłam jej zimną dłoń w swoją ściskając mocno, gdy coraz więcej łez spływało po moich policzkach.

Przykryłam jej brzuch jej sukienką i  zamknęłam oczy modląc się i błagając. Cokolwiek. By tylko było lepiej.

Otworzyłam oczy  słysząc dużo uderzeń i krzyków. Spojrzałam w kierunku drzwi przerażona tym co nadchodzi.

Jason powiedział mi, że gdy tylko operacja się  skończy. Umrę. Zgaduję, aby być z dala od życia  Payton tak, by mieć ją tylko dla siebie. Jednak na jego nieszczęście w ogóle nie znał Harry'ego.

Paul to wszystko zaplanował. Jason zapłacił mu za własną córkę, by ją mieć dla siebie, a Paul zapłacił Jason'owi, by pozbył się dziecka. I jak idiotycznie to brzmi, tak się stało.

Rozejrzałam się znajdując jedyną osobę, która mogłaby ocalić Payton. Mogła ocalić rozwijające się dziecko.

Łzy wypłynęły mi z oczu patrząc jak sam próbuje zorientować się w tej całej sytuacji. Zaś krew jest na moich dłoniach.

I niestety.

Harry zjawił się za późno...

&&&

A- ;)

Possessive TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz