2/5 maratonu - sprawdź czy przeczytałeś poprzedni
Poniedziałek. Dla większości najgorszy dzień tygodnia, ale ja mam inne zdanie. Jutro będzie najgorszy dzień w tym tygodniu.
Urodziny mojego ojca. Samo przypomnienie o tej dacie mnie przygnębia i najchętniej już dzisiaj nie poszłabym do szkoły, ale nie mogę tracić zbyt wielu godzin. Trzy dni w ciągu roku szkolnego są zarezerwowane na przesiedzenie go w domu.
Urodziny ojca. Urodziny matki. Śmierć ich obojga.
Dzisiaj postanowiłam jeszcze o tym nie myśleć. Ubrałam jedną z nowych koszulek, dżinsy i botki na grubym obcasie. Pomalowałam się, rozczesałam włosy i związałam je w wysokiego kucyka.
Dzień jak co dzień.
Z kuchni wzięłam sobie wczoraj przygotowaną kanapkę i ugryzłam kęs. W czasie jedzenia śniadanie pakowałam rzeczy do szkoły.
Wyszłam z mieszkania i spokojnym krokiem dotarłam do szkoły. Chciałam dzisiejszy dzień po prostu przeżyć bez większych afer.
Wysłałam Jasonowi sms'a, w którym wyzywałam jego lenistwo, bo oczywiście nie przyszedł na pierwszą lekcję.Starałam się w miarę naturalnie unikać Stylesa, co oczywiście mi nie wyszło. Na trzeciej, długiej przerwie, którą chciałam spędzić w bibliotece, znalazł mnie w dziale z książkami fantasy.
- O, szukałem cię - powiedział i usiadł obok mnie między regałami. - Co jest, Mortez?
- Nic - skłamałam. - Średnio się dzisiaj czuję i wolałam nie siedzieć w tym gwarze.
Uniosłam wzrok znad książki i posłałam mu uspokajający uśmiech. Doskonale zauważyłam, jak jego napięte wcześniej ramiona rozluźniły się, a on wziął spokojny, głęboki oddech i oparł tył głowy o ścianę.
Przymknął powieki i zaczął wystukiwać rytm jakiejś piosenki na kolanie. Miałam wrażenie, że ją kojarzę, więc po prostu spytałam:- Co to za piosenka?
- Huh? Jaka?
Wskazałam na jego kolano, a on momentalnie przestał poruszać palcami.
- To jest, nie wiem, czy ich znasz - uśmiechnął się. - Jeszcze nie są aż tak popularni.
- Jakbym poznała nazwę, to byłoby miło.
Uśmiechnął się krzywo.
- Twenty One Pilots.
- Oh - rozszerzyły mi się oczy. - Wiedziałam, że znam tę piosenkę. "Car Radio", prawda?
Nieco zdziwiony moją wiedzą, przytaknął.
- To moja ulubiona piosenka - przyznałam.
- Ta, moja też.
Wróciłam wzrokiem do książki, ale nie udało mi się kontynuować lektury.
- Co czytasz?
Zamknęłam książkę, trzymając palec w miejscu, gdzie skończyłam czytać, aby mógł przeczytać tytuł z okładki.
- Harry Potter, typowe - mruknął.
- Cały czas bardzo dobre, nieważne, że typowe - wzruszyłam ramionami.
- Chodzi mi po prostu o to, że każdy to zna i każdy to już czytał - wyjaśnił. - Ja na przykład nigdy nie przeczytałem Pottera, nawet nie znam fabuły. Wolę raczej... mniej znane lektury.
- To nie działa na takiej zasadzie - obroniłam. - Gdybyś przeczytał Pottera przed tym, jak stał się popularny i zyskał miano "typowego", nagle ta lektura stałaby się inna? Bardziej interesująca? Oczywiście, że nie, po prostu ty spóźniłeś się i dowiedziałeś się o tej książce w momencie jej szczytu, więc stereotypowo uznałeś, że możesz określić ją mianem "typowej". To nie działa na takiej zasadzie. Wspaniała książka dalej pozostanie wspaniałą książką, niezależnie od popularności.
Popatrzył na mnie, a ja dzielnie utrzymywałam kontakt wzrokowy. Dostrzegłam, że ma tęczówki w kolorze skoszonej trawy, ale z nutą szarości. Nie były czyste, nie były perfekcyjne, ale dalej były niesamowite.
- Inteligentna jesteś, Mortez.
- Tobie też nic nie można zarzucić, Styles.
***
Okej okej okej
Wiem, tez rozdział nie powala na kolana, akcja jest raczej nudna i nic się nie dzieje, ale chciałam zwrócić na coś uwagę.
Chciałam zwrócić uwagę na to, jak zmienia się nastawienie bohaterów względem siebie. Jak zaczynają dyskutować o różnych rzeczach i jak zaczynają interesować się drugą osobą.
Poza tym wątek z Harrym Potterem będzie jeszcze użyty w opowiadaniu. Wszystko jest zaplanowane.
HG.
CZYTASZ
deal, Styles / styles
FanfictionLiceum, piekło pełne mydlanych baniek. Do jednej z nich trafiłam ja, wraz z moim ówczesnym chłopakiem, Dylanem. Było cudownie, każdy żył w swojej bańce mydlanej, póki pewna suka nie przebiła mojego obcasem. W tamtym momencie zostałam ochlapana wodą...