Ten rozdział dedykuję tym, którzy sądzą, że NAPRAWDĘ Mali się ogarnie w 100%. Postanowiłam wstawiać po 2 dziennie, bo mam wenę, a poza tym fanfiction się kończy /:
Oparłam się o łóżko i normowałam oddech. Moje serce szalało w piersi, kiedy odtwarzałam sobie wszystko, co przeleciało mi przed oczami w ciągu ostatnich dziesięciu minut, a potem trzech miesięcy Każda, najmniejsza sekunda, kiedy mogłam zobaczyć miłość Harry'ego do mnie. Każdy jego pocałunek, każdy jego ruch, każdy uśmiech i iskra w zielonych oczach. Dosłownie wszystko mogło mi mówić o uczuciu. Zastanawiam się, czy ja też tak kipiałam miłością do tego chłopaka w jego obecności.
Byłam zaniepokojona, bo nie wierzyłam w taką miłość. Dla mnie trzy miesiące to było bardzo krótko, a ponoć zakochałam się w tym czasie w Harrym. Nigdy w to nie wierzyłam. Wyśmiewałam dziewczyny, które bawiły się w coś takiego, mówiły o każdym nowym chłopaku, że go kochają. Nie istniało dla mnie coś takiego. Właściwie, to żenowały mnie takie zachowania, żenował mnie fakt, że byłam częścią tego samego gatunku co one.
A tu proszę.
I to nie jest tak, że w tamtym momencie dopadła mnie euforia. Chciałam powiedzieć Harry'emu "ja też", ale musiałam opanować ten mętlik, jaki miałam w głowie.
Po pierwsze, Dylan. Mam niecałe dwadzieścia cztery godziny na ogarnięcie tego, co chcę mu powiedzieć.
Po drugie, nie wiem, jakoś tego nie widziałam. Mój związek z Harrym wydawał mi się trochę bez przyszłości. Teraz, jak pomyślałam o tym na większą skalę, skalę życia i dorosłości, to jakoś trudno było mi to sobie wyobrazić. Nie wiem, to było dla mnie trudne, bo byliśmy z pewnością burzliwi. Między mną a Dylanem panowała harmonia, żyliśmy w rutynie, którą mogliśmy ciągnąć do usranej śmierci. Z Harrym byliśmy bardziej przygodowi.
Tylko jaka ja byłam? Pełna spokoju i harmonii czy przygodowa i kłótliwa?
Moja mama szerzyła pojęcie szczerej, prawdziwej i jedynej miłości. Sama w ciągu całego swojego życia jako chłopaka, narzeczonego, a następnie męża, miała tylko mojego tatę. Dlatego ja sama bardzo poważnie podchodziłam do takich spraw, nie szlajałam się po miesiąc z byle kim, nie chciałam się wyszaleć - chciałam mieć kogoś na zawsze. To było moje jedyne, choć z pewnością bardzo uciążliwe i wymagające, duże i nieco straszące potencjalnych partnerów, wymaganie.
Wracając do rzeczywistości, dalej siedziałam na podłodze. Sama byłam zdziwiona tym faktem - w mojej głowie wytworzyła się naprawdę wyrównana bitwa, a świat zewnętrzny w żadnym stopniu na to nie reagował.
Jeden argument za Harrym - dotyczy on szczerej i prawdziwej miłości. Wyimaginowany rycerz w mojej głowie zabija kilku wojowników z drużyny Dylana, kiedy myślę, że ja przecież nie kocham Mockery'ego. Skoro tak celebruję i dbam o wartość, jaką jest miłość, dlaczego chcę być na zawsze z kimś, kogo nie darzę tym uczuciem?
Łzy powoli ciągnęły się po moich policzkach. Nawet nie wiem, dlaczego płakałam. Byłam przytłoczona - jednocześnie cholernie szczęśliwa z powodu miłości, z drugiej strony postawiona orzed trudnym wyborem.
Harry Styles: Jezu, kocham cię*
Chciał do mnie przyjechać. Chciał mi to powiedzieć.
Zrezygnował z blondynki w Portsmouth. Dlaczego ja nie mogę zrezygnować z blondyna w Londynie?
Tym właśnie różni się życie od filmów dla nastolatek. Albo tym ja różnię się od normalnych ludzi - dlaczego się nie cieszę? Dlaczego nie pobiegnę do dentysty, gdzie jest Harry, nie wyznam mu miłości i będzie ten pierdolony happy end?
Muszę odnaleźć odpowiedź na kilka pytań. Kurwa, mam jedno opakowanie czarnej kawy i całą noc. Uda mi się.
*jakby co, to jest to oczywiście wiadomość z tej rozmowy sprzed trzech tygodni, nie coś nowego
Naprawdę myśleliście, że ona przestanie być taka tępa? Nie taką ją kreowałam (;
CZYTASZ
deal, Styles / styles
FanficLiceum, piekło pełne mydlanych baniek. Do jednej z nich trafiłam ja, wraz z moim ówczesnym chłopakiem, Dylanem. Było cudownie, każdy żył w swojej bańce mydlanej, póki pewna suka nie przebiła mojego obcasem. W tamtym momencie zostałam ochlapana wodą...