- Jak to nie wiesz, gdzie mieszka Harry!?
Parsknęłam śmiechem, bo wbrew pozorom nie czułam się z tym faktem jakoś tragicznie.
- Nie nie wiem gdzie mieszka Harry. Ja tego nie pamiętam.
Usłyszałam śmiech Jasona w telefonie, a zaraz potem chłopak zapewnił mnie, że już pyta Nialla bo oczywiście moje szczęście skończył mi się internet w telefonie.
Niall był aż zbyt chętny, żeby podać mi odpowiedzi na wszystkie pytania, i po dobrych trzydziestu minutach tłoczenia się w autobusie, stałam pod znajomym z dwóch wizyt domem. Widziałam zaświecone światło, co oznaczało, że ktoś w środku na pewno był.
Przeszłam przez bramę i podeszłam do drzwi. Chwilę szukałam wzrokiem dzwonka, aż ostatecznie go znalazłam i nacisnęłam. Usłyszałam kroki i przytłumione głosy po drugiej stronie.
Otworzyła mi mama Harry'ego.
- O, Mali-koa - powiedziała zaskoczona i chyba chciała powiedzieć coś jeszcze, ale przeszkodziłam jej.
- Dobry wieczór, przepraszam za takie wtargnięcia, ale mam piekielnie ważną sprawę do pani syna, czy jest w domu?
Uśmiechnęła się.
- Tak, dzisiaj chyba odpuścił sobie "Wieczór Pizzy" ze znajomymi - powiedziała, wywracając oczami. - Ząb go boli po dentyście, normalnie zachowuje się jak trzyletnie dziecko.
Zaśmiałam się.
- Gdzie go znajdę? - spytałam, a ta zaprowadziła mnie pod drzwi, wcześniej prosząc, abym zdjęła buty i zostawiła kurtkę w przedpokoju.
- Po schodach na górę i trzecie drzwi po lewej. O ile nie wyszedł ze swojej nory do łazienki, to powinen siedzieć tam.
- Dziękuję - pognałam po schodach, przez co w połowie potknęłam się i jak długa upadłam na stopnie. Syknęłam z bólu, ale zdążyłam zamortyzować upadek i dalej weszłam po schodach, odprowadzana śmiechem pani Styles. Pomocna kobieta, nie ma co. Zaśmiałam się cicho i stanęłam pod drzwiami, po chwili je otwierając.
Zobaczyłam Harry'ego w zupełnie nowej odsłonie. W za dużej, szarej bluzie leżał rozciągnięty na łóżku, tyłem do mnie, na brzuchu. Podbródek miał wciśnięty w poduszkę i oglądał jakiś filmik na telefonie, machając w powietrzu nogami w dresie.
- Nie, nie zjem niczego - wymamrotał, co dało mi pewność, że jego usta są zasłonięte poduszką. - Ten ząb to naprawdę poważna sprawa, już powinniśmy wzywać tamtego faceta do sądu!
Zaśmiałam się, a on gwałtownie poderwał się ze swojej pozycji, i maniachalnie poprawił włosy. Jego telefon spadł gdzieś na podłogę, a ten skrzywił się, słysząc dźwięk jego upadku. Zaraz potem wstał i popatrzył na mnie zdziwiony.
- Ale z ciebie zmarźluch - zaśmiałam się cicho i podeszłam jeden krok bliżej.
- Ta, Mali hej, co tu robisz? - spytał, w nieokreślony sposób unikając patrzenia mi na twarz.
- Czekam.
Zmarszczył brwi i na sekundę spojrzał mi w oczy, ale zaraz potem odwrócił wzrok w stronę swojej ściany nad biurkiem.
- Na co czekasz? - uśmiechnął się zadziornie, włączając w sobie tryb luzaka. Speszony, udający fajnego, Harry, bardzo mi się spodobał. Patrzył to na moje oczy, to na usta, i raz oblizał wargę.
- Na jakąś twoją mowę. Zrobiłam zdecydowanie wystarczająco dużo dla odratowania naszego związku, więc teraz ty się trochę pomęcz - popatrzył na mnie w szoku, więc postanowiłam trochę mu to ułatwić. - No, powiedz coś romantycznego, ja odpowiem ci "ja też to czuję", i może - trochę się zapeszyłam, kiedy dalej nic nie robił - i może coś z tego będzie? Bo skoro ty mnie kochasz - ściszyłam głos, tracąc maksymalnie na pewności siebie - a ja kocham ciebie, to chyba to nie musi być takie skomplikowane?
Jedna z czytelniczek (którą bardzo cieplutko pozdrawiam) podpowiedziała mi pomysł na dodatek (?) do tego opowiadania - ta sama historia opowiedziana z perspektywy Harry'ego. Nie byłaby ona tak długa, ale może niektórzy chcieliby przeczytać coś takiego. Dajcie znać w komentarzu, co sądzicie (;
CZYTASZ
deal, Styles / styles
FanfictionLiceum, piekło pełne mydlanych baniek. Do jednej z nich trafiłam ja, wraz z moim ówczesnym chłopakiem, Dylanem. Było cudownie, każdy żył w swojej bańce mydlanej, póki pewna suka nie przebiła mojego obcasem. W tamtym momencie zostałam ochlapana wodą...