Sobota, godzina dwunasta... czterdzieści dwa. Siedziałam w tej pieprzonej kawiarni, w tym pieprzonym centrum handlowym, popijając pieprzoną przesłodzoną latte i czekałam na pieprzonego dupka Stylesa, aż łaskawie się tu pojawi, bo nie raczył od pieprzonych czterdziestu trzech, już teraz, minut.
Po tamtym czasie w tłumie zauważyłam jego w tamtym momencie najbardziej wkurwiającą fryzurę. Biegł w kierunku kawiarnii, przeczesując włosy i starając się je ułożyć. Szara, długa koszulka zwiewała się do tyłu pod wpływem prędkości, opinając się na delikatnych mięśniach jego brzucha.
W tamtym momencie chciałam tylko wstać i na niego wrzasnąć, ale uprzedził mnie.
- Zaspałem - mruknął. Miał wory pod oczami, i już wiedziałam, że poprzedniej nocy zabalował.
- TGIF, huh? - wymamrotałam.
Nawet nie pokusił się o najmniejsze przeprosiny, skanując mój strój składający się z boyfriendów i szarej bluzy.No co? Zimno mi było rano.
Skrzywił się.
- Chodźmy - pokazał na wyjście, ale ja na złość usiadłam i chwyciłam filiżankę.
- O nie, teraz ty sobie poczekasz, dupku - uśmiechnęłam się złośliwie. - Zdążyłam już wypić jedną kawę, teraz spokojnie skończę sobie drugą.
- Jezus, kurwa, możesz przestać się spinać? - wywrócił oczami.
- Zawsze możesz się wycofać - wzruszyłam ramionami i dokończyłam kawę, kładąc na stoliku odpowiednią sumę.
- O nie, nigdy w życiu - uniósł brwi w górę i obserwował, jak wychodzę z kawiarnii.
- Idziesz, czy podziwiasz puste szklanki na stolikach? - uniosłam brew, a on prychnął i dorównał mi kroku.
- Po co tu jesteśmy? - mruknęłam. Chłopak tylko się wyszczerzył.
- Kupujemy ci ciuchy, ewentualnie karnet na siłownię.
- Mhm.
- Co dzisiaj zjadłaś? - spytał nagle.
- Na co ci ta wiedza? - odpyskowałam.
- Nie wożę się z pannami, które wpierdalają McDonalda. To niezbyt seksowne.
- Oh, a sałata i dwa pomidory na krzyż są? - prychnęłam. - Masz wymagania, kolego, jeśli szukasz panny, która nawet je odpowiednio dla ciebie.
- Trzeba mieć jakieś zachcianki co do kobiet - wzruszył ramionami, a ja parsknęłam.
- Nic nie zjadłam - odpowiedziałam w końcu na jego pytanie. Popatrzył na mnie dezaprobatycznie. - Nie głodzę się. Po prostu nie byłam głodna.
Przytaknął i poszliśmy dalej. Włosy opadły mi na czoło, więc zdmuchnęłam je.
- Nie rób tak - powiedział, przenosząc wzrok na moje włosy. - Masz wtedy wyraz twarzy jak małpa. Rączki do czegoś służą, tak?
Uśmiechnął się fałszywie, i zsunął mi włosy z powrotem na twarz. Fuknęłam, ale zgodnie z jego rozkazem odgarnęłam je dłonią.
- Lepiej - mruknął obojętnie i znowu zaczęliśmy iść. Starałam się nie zwracać uwagi na zakochane pary przechodzące obok nas, ale i tak zwracałam.
Odwróciłam wzrok, kiedy zobaczyłam szczególnie bolesny widok, rodziców z dziećmi. Jedna z córek była w moim wieku, ale nie wydawała się szczególnie zadowolona, że spędza weekend z rodziną. Pewnie wolałaby siedzieć teraz z przyjaciółmi lub chłopakiem.
Ile bym dała, żeby być na jej miejscu. Nawet jeśli miałabym się wkurzać o to, że muszę spędzać czas z rodzicami.
- Co ci? - spytał obojętnie Styles, a ja poczułam łzy pod powiekami. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, i pokręciłam przecząco głową.
- Nic ważnego.
- Okej, twoja sprawa - wzruszył ramionami i mieliśmy kontynuować chodzenie, ale złapał mnie za ramię tak gwałtownie, że prawie wywróciłam się do przodu.
- Co ci znowu odbiło? - warknęłam, zupełnie zapominając o swoim złym wcześniejszym nastroju.
- Ten sklep to twoje zbawienie - wskazał palcem na wejście do ekskluzywnego sklepu z ubraniami.
- Nie stać mnie na te rzeczy - wymamrotałam trochę zawstydzona.
- Oh daj spokój, ja mam pieniądze i mogę je wydać - pociągnął mnie za rękę, a potem odwrócił się do mnie i mrugnął prawym okiem. - Oddasz mi po zerwaniu.
Czekam na Wasze opinie ;)
CZYTASZ
deal, Styles / styles
FanfictionLiceum, piekło pełne mydlanych baniek. Do jednej z nich trafiłam ja, wraz z moim ówczesnym chłopakiem, Dylanem. Było cudownie, każdy żył w swojej bańce mydlanej, póki pewna suka nie przebiła mojego obcasem. W tamtym momencie zostałam ochlapana wodą...