Wysiedliśmy w Portsmouth około godziny trzynastej. Na Portsmouth Harbour nie było specjalnie dużo ludzi, jednak nie świeciło też pustkami - to była ta idealna równowaga w liczebności, ludzie krzątający się po peronach, ale nie tworzący chaotycznej szarej masy ściśniętej w jednym miejscu.
Portsmouth nie jest miastem wielkich gabarytów - ot tak fajna, zamieszkana rybacka mieścinka. Nie było też małe - właściwie wydawało się idealne. Moją uwagę przyciągnęło Spinnaker Tower, piętrzące się dumnie nad znacznie mniejszymi budynkami.
- No - potarłam skostniałe od zimna ręcę. Nad wodą było jeszcze zimniej, niż w Londynie. - To gdzie teraz?
- Musimy znaleźć jakiś hotel - uniósł dłoń w górę i czarna taksówka po pewnym czasie zaparkowała u naszych stóp. - Mamy niedużo pieniędzy. Proszę pana?
- Słucham? - spytał, a mnie rozbawił jego akcent. Mężczyzna był wielki, zarost pokrywał jego policzki, ale wyjątkowo ciepłe spojrzenie o błękitnym ubarwieniu przekonało mnie do tego staruszka.
- Zna pan w okolicy jakiś niedrogi hotel, motel lub cokolwiek innego?
- A jest takie jedno - wyburknął, drapiąc się po nieogolonym podbródku. - Na High Street. Pięć minut drogi.
- Bierzemy - powiedziałam, zapinając pasy. Czarna taksówka odjechała z podjazdu i ruszyliśmy wzdłuż Station Approach. Obserwowałam widoki za oknem samochodu, kiedy po niecałych sześciu minutach auto zaparkowało.
- The Duke of Buckingham proszę bardzo - popatrzyłam na biały budynek z czarnym wejściem. Złote zdobienia i nazwa hotelu w tym samym kolorze odznaczały się na tym krajobrazie. Hotel był położony na skrzyżowaniu High i Highbury Street, a naprzeciw ciągnęła się Peacock Ln.
Nasza wycieczka naprawdę zapowiadała się ciekawie.
Zapłaciliśmy odpowiednią sumę taksówkarzowi i podeszliśmy do recepcji. Za ladą stała przyjaźnie wyglądająca starsza kobieta o rudych włosach. Przypominała mi Molly Weasley z tym ciepłym uśmiechem i brązowym swetrem, oraz płomienistym kolorem włosów. Rozpromieniłam się.
- Co dla was, gołąbeczki? - zaświergotała, a ja znalazłam kolejną cechę, jaką dzieliła z matką Rona.
- Dwa pokoje jednoosobowe poprosimy - Harry rzucił w jej kierunku uśmiechem, znacznie różniącym się od tych chamskich i flirciarskich uśmieszków, jakimi częstował każdą laskę w szkole.
Kobieta wstukała coś w starym komputerze i zmarszczyła brwi.
- Mamy dwa pokoje obok siebie, ale jedno ma łoże małżeńskie. Czy to jakiś problem? - spytała, patrząc na nas przepraszająco.
- Skądże - zaprzeczyłam, patrząc wymownie na bruneta. - Bierzemy.
Po załatwieniu formalności kobieta podała nam dwa kluczyki: do pokoju z numerem 26 i 28. Hotel nie okazał się być tak taki tani, jak oczekiwaliśmy na początku: za dwie noce łącznie zapłaciliśmy 180 funtów.
- Zastanawia mnie jedno, gołąbeczki - powiedziała pod koniec, patrząc na nas na wpół podejrzliwie, a na wpół z rosnącym rozbawieniem. - Dlaczego tacy młodzi jak wy biorą oddzielne pokoje? Powinniście się wyszaleć, a doskonale zdaje sobie sprawę, że to już nie te czasy, że seks po ślubie...
Czułam, jak każda komórka mojego ciała płonie czerwienią. Harry położył dłoń na moim biodrze, co w najmniejszym stopniu nie pomagało zaistniałej sytuacji.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi - zaznaczył, pocieszająco zaciskając palce na materiale mojej bluzki.
Wzrok "pani Weasley" znacząco skierował się na moje biodro, a potem popatrzyła mi w oczy, kręcąc głową z uśmiechem.
- Oczywiście - mruknęła miękko.
Czułam jej mimowolnie oceniające spojrzenie, kiedy odchodziliśmy w stronę schodów. Czułam się delikatnie zażenowana zaistniałą sytuacją, kiedy wchodziliśmy na piętro.
- Chcesz dużą sypialnię, prawda? - spytał Harry, a ja spojrzałam na niego.
- Nie, to raczej tobie się przyda - zaprzeczyłam, a ten popatrzył na mnie. - Ja przetrzymam weekend bez seksu, ale pan Jestem Strefą Erogenną razem ze swoim przyjacielem mogą nie znieść tego rodzaju celibatu. Korzystaj, że tutaj żadna panienka w naszym wieku nie wie, że tak jakby masz dziewczynę. Innymi słowy szalej samczyku - skwitowałam, stając przed pokojem 26.
- Poważnie? - otworzył szerzej oczy. - Znaczy... Poważnie? Jakby, pozwalasz mi?
- A co mi do tego? To twoje życie - kiedy te słowa opuściły moje usta, zupełnie mimowolnie poczułam ukłucie w klatce piersiowej, niebezpiecznie blisko serca.
W tamtym momencie zignorowałam je.
Wyrobiłam się!
Boże, nasza Mali chyba zaczyna się zakoooochiwać *heart eyes emoji*
CZYTASZ
deal, Styles / styles
FanficLiceum, piekło pełne mydlanych baniek. Do jednej z nich trafiłam ja, wraz z moim ówczesnym chłopakiem, Dylanem. Było cudownie, każdy żył w swojej bańce mydlanej, póki pewna suka nie przebiła mojego obcasem. W tamtym momencie zostałam ochlapana wodą...