Ponieważ wczoraj, po treningu, poszłam jeszcze na dach mojego apartamentowca, skończyło się to moim przeziębieniem. Nie chciałam jednak bezczynnie siedzieć w domu, aby znowu doznać syndromu pustego mieszkania, więc zebrałam się w sobie i poszłam do szkoły.
Zdziwił mnie widok Jasona i Harry'ego stojących pod moją szafką. Z pierwszym przywitałam się krótkim uściskiem, a drugi chciał pocałować mnie w usta, ale w ostatniej chwili odwróciłam głowę.
- Coś się stało? - zmarszczył brwi.
- Nic, po prostu trochę mnie wczoraj przewietrzyło i nie chcę, żebyś się zaraził - wyjaśniłam.
- Oj tam - jęknął i przysunął się, łącząc nasze usta w pocałunku. Szybko się odsunęłam, na co mruknął z niezadowoleniem. Jak dziecko.
- Mówię poważnie, a co jak zachorujesz na zawody? - uniosłam brew karcąco. - Nie chcę mieć cię na sumieniu, a bez ciebie nie wygramy.
- To założę szalik na boisku - znowu mnie cmoknął. - A ty czemu przyszłaś do szkoły? Teraz cię nie wypuszczą, a powinnaś siedzieć pod kocem z ciepłą herbatą! Przecież jeden dzień cię nie zbawi, a tak to może ci się pogorszyć!
- Pięlęgniarz Styles, seksownie - poruszyłam sugestywnie brwiami.
- To nie jest zabawne, mała.
Wywróciłam oczami, a on cmoknął mnie w policzek, a następnie w szyję.
- Muszę lecieć do Liama, potrzebujesz czegoś? - spytał z ustami przy moim obojczyku, a ja zagryzłam wargę, kiedy jego usta wraz z każdym wypowiadanym słowem ocierały się o moje wrażliwe miejsce.
- Nie, nie, możesz iść - wzruszyłam ramionami obojętnie, starając się uspokoić szalejące w ciele hormony.
- Do zobaczenia, skarbie - cmoknął mnie w usta, zanim zdążyłam się zorientować. Zdzieliłam go w ramię, a on zaśmiał się i odszedł.
Wyjęłam odpowiednią książkę, męczona podejrzliwym spojrzeniem Jasona, którego myślał, że nie widzę.
- Dobra, Jason, o co chodzi? - spytałam, kładąc dłoń na biodrze i patrząc na przyjaciela.
- Czy ty aby na pewno, no wiesz - mruknął i zbliżył się trochę, jakby chciał wyjawić mi jakiś wielki sekret. - Czy aby na pewno dalej bawicie się ze Stylesem w jakiś głupi układ, czy to już coś poważnego?
Wytrzeszczyłam oczy i doszukiwałam się w wyrazie jego twarzy, czy on przypadkiem nie żartował. Jednak był całkowicie poważny, co zbiło mnie z tropu już całkowicie.
- Serio, Jason? - spytałam dla pewności. Automatycznie uniosłam brew, a on wzruszył ramionami. - Oczywiście, że to nic poważnego!
- No nie wiem - kręcił. - Zachowujecie się bardzo naturalnie.
- Bo... nie wiem dlaczego, może jesteśmy dobrymi aktorami!
- Ale daj spokój! Przejmujecie się swoim zdrowiem i w pustej szatni wymieniacie się czułościami, jakby co najmniej cała szkoła patrzyła! A Styles dzisiaj przyszedł wcześniej do szkoły, żeby cię przywitać pod szafką!
- Po pierwsze, wyolbrzymiasz Jason - powiedziałam. - Po drugie, Harry raczej nie przyszedł wcześniej tylko po to.
- I przestałaś nazywać go Stylesem! - wyrzucił ręce w powietrze.
- Bo to niegrzeczne! - obroniłam się. - Uh Jason, dorabiasz sobie jakieś niestworzone historie.
Brunet tylko wywrócił oczami i poprawił plecak na ramieniu.
- Mów co chcesz. Ja widzę swoje.
- A ja wiem swoje - fuknęłam i chciałam wyjść.
- Dobra, ej - złapał moje ramię i przyciągnął w uścisku. - Nie obrażaj się, okej? Przepraszam.
Westchnęłam.
- Okej - przytuliłam go. - Ale nie wymyślaj więcej takich głupot. Bo to głupota, Jason.
- Jak chcesz - westchnął i pogodzeni już wyszliśmy z szatni.
Dlaczego to ZAWSZE przyjaciel głównej bohaterki dostrzega takie rzeczy, a sama bohaterka nie?
CZYTASZ
deal, Styles / styles
FanfictionLiceum, piekło pełne mydlanych baniek. Do jednej z nich trafiłam ja, wraz z moim ówczesnym chłopakiem, Dylanem. Było cudownie, każdy żył w swojej bańce mydlanej, póki pewna suka nie przebiła mojego obcasem. W tamtym momencie zostałam ochlapana wodą...