- Dlaczego? - spytał wyraźnie zaskoczony.
- Bo, po pierwsze - uniosłam w górę palec wskazujący - jesteś dla mnie odpychający. Nie trawię cię, i z tego co widzę, to z wzajemnością - przytaknął. - Dzięki. A po drugie - kolejny palec wystrzelił w górę - Dylan mnie zostawił. I chyba nie ma w planach do mnie wracać.
- No to właśnie o to chodzi! - wyrzucił ręce w górę. - Blondynek wróci do ciebie, a za dziesięć lat będziecie po ślubie z dzieckiem. Takie są korzyści tej całej umowy dla ciebie, Mortez. Nie odpowiada ci taka opcja?
Nie odpowiedziałam.
- Jesteście dla siebie pod tym względem idealni, obydwoje jesteście sztywni, nudni, macie takie same plany. Zawrzyjmy ten układ, a jeśli nie wyjdzie do końca roku, to po prostu o tym zapomnimy.
Skrzywiłam się. Był dopiero październik. Do czerwca musiałabym znosić tego fiuta, jeśli plan ostatecznie by nie wypalił.
Ale z drugiej strony, czy to nie tego pragnęłam? Ja i Dylan byliśmy w związku przez dwa lata, i naprawdę mieliśmy razem wszystko zaplanowane. Często nawet siadaliśmy na kanapie, ja opierałam głowę na jego ramieniu, i po prostu rozmawialiśmy o takich sprawach. Życie z nim miało wyglądać naprawdę fantastycznie. Razem poszlibyśmy na studia, które oboje kochaliśmy, a następnie zamieszkalibyśmy we wspaniałym domku nad wybrzeżem, lub ewentualnie gdzieś w Nowym Jorku. Mielibyśmy trójkę dzieci, o czym zawsze marzyliśmy, i zestarzelibyśmy się w spokojnym, własnym towarzystwie. Brzmi jak opis idealnego życia, raju. Tak właśnie ma wyglądać moje życie, a moim partnerem ma być Dylan, Dylan, a nie nikt inny.
Czy nie tak to miało wyglądać?
Jestem pewna, że jest szansa na jego powrót do mnie. Przecież jestem pewna, że czuł i czuję do mnie coś dobrego, skoro spędziliśmy razem ponad dwa lata. Muszę po prostu mu o tym przypomnieć, żebyśmy za kilka lat uznali Boonie za pewien krótki, nieszczęśliwy epizod w naszym życiu.
I choć wizja codziennego oglądania twarzy Stylesa przed sobą naprawdę mi nie odpowiadała, to chyba jednak była na tyle zdesperowana, żeby przystać na jego propozycję.- Niech ci będzie, kutasiarzu - warknęłam, a jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. - Nie wierzę, że jesteś na tyle zdesperowany tylko dla tej blond cipki.
Zaśmiał się.
- Przyzwyczaiłem się, żeby dostawać to, czego chcę. A teraz chcę Boonie.
- Co wszyscy faceci w niej widzą?
- Jest podobno doskonała w łóżku, ma zajebiste ciało...
- I tępą twarz - prychnęłam.
- Twarz nie jest ważna w porównaniu do gardła, które całego mnie pomieści.
- Daj spokój, ciebie pomieści gardło siedmiolatki - zaśmiałam się wrednie.
Styles zmarszczył brwi w złości i wypuścił głośno powietrze, chcąc pozbyć się frustracji.- Od czego zaczynamy? - spytałam na odchodne, kiedy zadzwonił dzwonek. Styles podszedł do mnie i uśmiechnął się tajemniczo, zbliżając swoją twarz do mojej.
- Z uwagi na to, że jutro jest sobota, spędzimy cały dzień razem.
Potem wyprostował się i poprawił ramiączko plecaka na ramieniu.
- Galeria Handlowa w centrum, godzina dwunasta przy kawiarnii.
Mruknęłam coś w stylu "dobra".
- Tylko na co nam to?
- Dylan nie poleci na worek ziemniaków - pokazał na moją bluzkę. - Zapiszemy cię na siłownię i pokażesz mi się w obcisłych ciuchach, żebym wiedział, ile na to - tu z niewielkim, sztucznym obrzydzeniem popatrzył na moje uda - potrzeba pracy.
Fuknęłam.- A w poniedziałek w szkole - wymruczał - już będziemy parą.
Uśmiechnęłam się sztucznie, hamując odruch wymiotny.
- Jasne, Styles.
- Jasne, Mortez.
Kiedy brunet odchodził, do głowy przyszła mi się jedna myśl.
Jak zdesperowana muszę być, żeby wchodzić w takie układy z Harrym Stylesem?
Nareszcie przebrnęłam przez tę rozmowę *wzdycha*
Oczywiście komentujcie, co sądzicie!
CZYTASZ
deal, Styles / styles
FanfictionLiceum, piekło pełne mydlanych baniek. Do jednej z nich trafiłam ja, wraz z moim ówczesnym chłopakiem, Dylanem. Było cudownie, każdy żył w swojej bańce mydlanej, póki pewna suka nie przebiła mojego obcasem. W tamtym momencie zostałam ochlapana wodą...