Następny dzień rozpoczęłam zupełnie... przeciętnie? Wstałam, uznałam, że zjadłam wczoraj zdecydowanie za dużo, ale nie znalazłam motywacji, aby pójść pobiegać, a następnie obejrzałam dwa odcinki ulubionego serialu aka Pamiętniki Wampirów.
A, nie - jedna różnica. Była siódma pieprzona trzydzieści rano, a ja zastanawiałam się, jak mogło starczyć mi niecałe pięć godzin snu.
Pomęczyłam Jasona kilkunastoma - o ile nie setkami - wiadomości, a potem nadszedł ten moment obezwładniającej nudy. Tego idiotycznego poczucia, że nawet mimo chujowej pogody chętnie wyjdziesz na spacer.
I chodź potem uparcie próbowałam przekonać się, żeby jednak pobiegać na zewnątrz i spalić zjedzone wczoraj wieczorem kalorie, to po prostu nie znalzłam nigdzie ochoty - moje ciało najwodoczniej chciało mieć dodatkowy odsetek tłuszczu, i nie mi było się z nim sprzeciwiać. Ubrałam się w legginsy i czarną koszulkę od Stylesa, wzięłam kurtkę i narzuciłam ją jedynie na ramiona, a następnie zebrałam z szafki nocnej marne 5 funtów, jakie zostało mi jako reszta po wczorajszej pizzy. I najzwyczajniej w świecie wyszłam z pokoju.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy za ladą w recepcji zobaczyłam chłopaka. Miał włosy podobnego koloru co pani Weasley, co dodawało mu uroku - sam w sobie właściwie nie był chodzącą definicją męskości rodem z siłowni dla napakowanych samczyków. Był zdecydowanie szczuplejszy ode mnie, miał zadarty nosek i wielkie oczy w kolorze miodu - a jego usta były dość wąskie.
Podeszłam tam jednak.
- Przepraszam - chłopak nawiązał ze mną kontakt wzrokowy, uśmiechając się przy tym uroczo. - Macie może jakąś mapę miasta na zbyciu?
Rudowłosy wyjął spod lady świstek papieru i podał mi go, przesuwając nim po blacie.
- Proszę - jego głos był miękki, ale naprawdę zadziwiająco niski i męski. - Jest coś jeszcze, w czym mogę ci pomóc?
- Kiedy wróci pani Weasley? Chciałabym jej podziękować za pewną rzecz.
- Kim jest pani Weasley?
Zaśmiałam się delikatnie zażenowana.
- Wczoraj stała na recepcji.
- Och, mama musiała pojechać do lekarza, ale powinna wrócić za niecałą godzinę.
Mama.
- Rozumiem - pokiwałam bezwiednie głową, a na moich policzkach delikatnie został wepchnięty rumieniec. - Przepraszam za tę "Panią Weasley". Po prostu, tak jakoś...
- Wiem - przerwał mi. - Te włosy - z wywróceniem oczyma pociągnął za jeden z płomienistych kosmyków. Zaraz potem jego twarz rozświetlił uśmiech. Nie wyglądał na urażonego, kiedy wyciągnął w moim kierunku swoją dłoń. - Samuel.
- Mali-koa, ale błagam, zwracaj się do mnie Mali.
- Dobrze, więc Mali - czułam niezręczność tej rozmowy, jednocześnie jakaś część mnie chciała w to brnąć.
- Znasz jakieś dobre kawiarnie w okolicy? - spytałam, obdarzając go miłym uśmiechem. Lub jak kto woli, przyjaznym grymasem twarzy. Bóg nie obdarzył mnie urodą modelki ups.
- Nie mieszkam tu, przyjechałem na weekend. Przepraszam.
O Jezusie on jest zbyt miły
Nie potrafię rozmawiać z miłymi ludźmi
Co ja mam mu niby odpowiedzieć?
- Fajnie - wykrzywiam twarz i odchodzę bez pożegnania.
A zapowiadało się tak dobrze...
Samuel przypominał mi trochę Dylana. Nie chciałam go zranić, urazić, obrazić - nic z tych rzeczy. Zastanawiałam się nad każdym słowem i bałam się reakcji, jeśli coś powiedziałam źle.
Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego właściwie chcę być z Dylanem, ale zaraz potem skarciłam się za takie myślenie.
Dylan jest mi pisany i koniec kropka.
Nie wiem, o czym jest ten rozdział :')
CZYTASZ
deal, Styles / styles
FanfictionLiceum, piekło pełne mydlanych baniek. Do jednej z nich trafiłam ja, wraz z moim ówczesnym chłopakiem, Dylanem. Było cudownie, każdy żył w swojej bańce mydlanej, póki pewna suka nie przebiła mojego obcasem. W tamtym momencie zostałam ochlapana wodą...