- Może siądziemy tutaj? - spytał Dylan z uśmiechem, kiedy byliśmy już w kawiarni. Przytaknęłam mu szybko, bo kawa w moich dłoniach parzyła mi palce i chciałam ją jak najszybciej odłożyć.
Usiedliśmy obok siebie na wysokich krzesełkach przy blacie kawiarni, bo tylko tutaj udało nam się znaleźć wolne miejsce. Dylan obdarzył mnie pięknym uśmiechem i delikatnie położył swoją dłoń na mojej.
- Cieszę się, że się spotkaliśmy - powiedział, ale jego radość zmalała, kiedy niezręcznie wyjęłam swoją dłoń spod jego i wsadziłam dla uspokojenia między nogi, ściskając ją udami.
- Dylan, nie chcę z tobą być.
Powiedziałam to na jednym wdechu, bez żadnych zająknięć i tak - byłam z siebie kurwa dumna. Co innego Dylan, któremu zadrżała ręka, w której trzymał filiżankę.
- Jak, jak to? Koa, myślałeś, że chcesz to naprawić - powiedział dość depserackim tonem, kładąc mi bezwiednie rękę na udzie, którą szybko zabrałam z tamtego miejsca.
- Nie jestem kurwa Koa, i nie, nie chcę tego naprawiać - powiedziałam, postawiając na ofensywę. Jednak widząc jego smutny wyraz twarzy, trochę zmiękłam. - Dylan, przepraszam, jesteś świetnym kumplem, ale nie kocham cię. Właściwie, chyba nigdy nie kochałam.
Odstawił filiżankę na blat i wbił w nią wzrok.
- Harry? - spytał, chyba znając odpowiedź na to pytanie.
- Tak. Przepraszam cię, Dylan, ale nie byłabym w stanie ciągnąć takiego związku.
Zagryzł wargę i spojrzał na mnie tym smutnym wzrokiem, ale mimo wszystko uśmiechnął się tym swoim ładnym uśmiechem.
- Zgaduję, że mogłem cię lepiej traktować - powiedział smutno. - Harry to szczęściarz, a ja po prostu byłem idiotą.
Uśmiechnęłam się przepraszająco, ciesząc się w duchu, że nie wynikła z tego żadna awantura.
- Szkoda, że na święta nie będę nikogo miał. To dość nietypowe po ostatnich latach - czułam, że nieświadomie chłopak wchodzi na delikatny i niebezpieczny teren naszego nieistniejącego związku, więc postanowiłam to przerwać.
- Możemy zostać znajomymi, jeśli chcesz - powiedziałam ostrożnie.
- Przepraszam, Mala - popatrzył na mnie z żalem w oczach. - Sądzę, że nie byłbym w stanie być twoim znajomym w takiej sferze... uczuciowej - złapał filiżankę i jednym haustem dokończył kawę. - Wiesz, o co mi chodzi. Może, jeśli uporządkuję swoje uczucia, znajdę kogoś. Wtedy możemy spróbować. Nie zrozum mnie źle.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem, posyłając mu delikatny uśmiech.
Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy, nie niezręcznej, ale też średnio komfortowej, podczas której nasze myśli rozbiegały się na zupełnie różne tematy. Chciałam już dokończyć tę całą plątaninę, jaką sama sobie zapewniłam. Chciałam już być blisko Harry'ego, całować go i przytulać ze świadomością, że naprawdę jest mój.
- Poza tym, dlaczego nigdy nie powiedziałaś, że nie lubisz "Koi"? - zagadał Dylan, a ja otrząsnęłam się ze swoich wyobrażeń.
- Było mi głupio. Cały czas się tak do mnie zwracałeś, i sądziłam, że lubisz to zdrobnienie - wzruszyłam ramionami i dopiłam kawę. Oboje uznaliśmy ten ruch jako dobry moment na zakończenie spotkanie, bo wstaliśmy i skierowaliśmy się do wieszaków po nasze kurtki.
- Bo lubię, ale przecież nie możesz kierować się tylko i wyłącznie szczęściem innych - odpowiedział, podając mi kurtkę.
- Cóż, dając ci chamskiego kosza, raczej nie kierowałam się twoim szczęściem - zażartowałam, a zaraz potem miałam ochotę walnąć głową w mur.
Bardziej chujowego żartu, bardziej nieodpowiedniego w stosunku do sytuacji, nie mogłam wymyślić.
- Przepraszam - bąknęłam czerwona na twarzy. - To był idiotyczny żart.
- Cóż, zgaduję, że Harry kocha takie żarty.
NO I NARESZCIE, CO NIE!? (':
CZYTASZ
deal, Styles / styles
FanfictionLiceum, piekło pełne mydlanych baniek. Do jednej z nich trafiłam ja, wraz z moim ówczesnym chłopakiem, Dylanem. Było cudownie, każdy żył w swojej bańce mydlanej, póki pewna suka nie przebiła mojego obcasem. W tamtym momencie zostałam ochlapana wodą...