Szkoła przyjęła to machnięciem ręki, bo to nie pierwszy i z pewnością nie ostatni związek, o którym było głośno, a potem pyk! i pary nie ma.
Co innego, jeśli chodzi o Jasona.
- Czy ty jesteś głupia? Pojebana czy o co chodzi? Tyle znaków, tyle kurwa znaków, a ty z nim zrywasz. Chryste.
Powiedział coś, żebym zobaczyła naszą rozmowę na messengerze, to może coś pojmę, ale chyba coś pomylił, bo nigdy nie gadałam z nim na Facebook'u, to zawsze były sms'y. A z sms'ów niewiele wynika.
Kiedy zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji na ten tydzień, z ulgą zeszłam do szatni. W trakcie chowania butów, ktoś lekko szturchnął moje biodro.
- Ale jutrzejsza randka dalej jest aktualna, prawda? - Harry uśmiechnął się uroczo, opierając się łokciem o szafkę tak, żeby mógł dłonią podpierać swoją głowę. Na sekundę przeniosłam wzrok na rękę, którą miał wtuloną w swoje coraz to dłuższe loki - sięgały mu już bowiem za uszy (chodzi mi taki okres, jak z Night Changes czy coś), sekundę pomarzyłam o zrobieniu z jego włosami tego samego, a potem zmusiłam swoje struny głosowe do pracy.
- Znaczy, szczerze to nie wiem - moje struny głosowe nie zschynchronizowały się z sercem i mózgiem, które chciały tej randki, tyle wybrały najgłupsze możliwe zdanie za odpowiedź. Turbośmieszki.
- Dlaczego nie? Ta randka jest dla nas, nie dla nich - znacząco machnął ręką, chcąc wskazać całą społeczność szkolną. - Oh no daj spokój i nie bądź taką cnotką, Mortez. To tylko wypad do kina i z powrotem.
To nie brzmi jak randka.
- Dla mnie okej - wzruszyłam ramionami. - I co, wracamy do nazwisk, Styles? Skończył się przywilej na słodkie słówka, to trzeba jakoś sobie radzić.
- Jakoś muszę się do ciebie zwracać - zbliżył się i zabawnie chuchnął mi oddechem w twarz - Mortez.
Roześmiałam się i zamknęłam szafkę, a następnie założyłam kaptur na głowę i złapałam dłoń Harry'ego.
Okej, niezręcznie.
- Zapomniałam - bąknęłam, zabierając rękę i chowając ją do kieszeni. Harry tylko wzruszył ramionami i wydął usta. - To jak, Styles, odwozisz mnie do domu, czy będziesz w samotni woził swoją dupę przez miasto?
- To nawet nie jest prośba - na wpół parsknął, na wpół zaśmiał się - tylko oświadczenie, więc nie bardzo mam wybór.
Pogrążeni w jakiejś głupiej konwersacji, od czasu do czasu rzucając zabawnymi ripostami w kierunku drugiej osoby, wyszliśmy ze szkoły na dziedziniec. Zostałam miło zaskoczona przez pogodę, czego nie mogę powiedzieć o Harrym. w tym samym momencie, kiedy z moich ust wyleciały słowa "jak pięknie", ten westchnął:
- O kurwa, nie.
Popatrzyłam na niego.
- Żartujesz? Śnieg jest prześliczny.
- Śnieg nie jest śliczny. Śnieg jest wkurwiający.
- Sam jesteś wkurwiający. Chodź.
Wbiegłam w sam środek wirującego szaleństwa i zadarłam głowę do góry, a pojedyncze płatki śniegu łaskotały fragmenty mojej twarzy, aby potem w rozpuszczonej postaci zejść z mojej twarzy.
- Nie boisz się, że zejdzie ci tapeta? - śmiał się Harry, a ja nawet na niego nie patrząc, pokazałam mu środkowy palec i zaczęłam kręcić się w kółko, co jakiś czas cicho piszcząc ze szczęścia.
W pewnym momencie, moja "wysoce rozwinięta" koordynacja ruchowa dała o sobie znać, kiedy poślizgnęłam się w czasie kolejnego obrotu i wylądowałam na ziemi. Zaczęłam się śmiać, ale Harry i tak podszedł do mnie zmartwiony.
- Wszystko okej? - spytał ze zmarszczonymi brwiami, a ja wstałam szybko i potrząsnęłam radośnie, może trochę dziecinnie głową.
Złapałam go za ręce i zrobiłam z nim dwa wesołe obroty, wysłuchując jego narzekań, a potem poszliśmy w stronę jego samochodu.
Tym razem nie puściłam jego dłoni, dopóki nie staliśmy przed czarnym autem.
Uznałam, że w weekendy nie będę ogólnie wstawiała rozdziałów, ale ten jeden macie za moją długą nieobecność ❤
CZYTASZ
deal, Styles / styles
FanfictionLiceum, piekło pełne mydlanych baniek. Do jednej z nich trafiłam ja, wraz z moim ówczesnym chłopakiem, Dylanem. Było cudownie, każdy żył w swojej bańce mydlanej, póki pewna suka nie przebiła mojego obcasem. W tamtym momencie zostałam ochlapana wodą...