Wstałam trochę za późno niż przewidywałam, więc musiałam zrezygnować ze zjedzenia śniadania i zrobienia pełnego makijażu, aby zdążyć na lotnisko pożegnać Harry'ego.
I tak byłam kilka później niż chciałam, więc zostało mi tylko pół godziny zanim koszykarze mieli odbyć odprawę, aby ostatecznie wylecieć do Hiszpanii. W czarnej bluzie i dżinsach, ze zrobionymi tylko brwiami i pomalowanymi rzęsami i wilgotnymi włosami ale to już szczegół wbiegłam do budynku i zaczęłam rozglądać się za drużyną. Nietrudno było dostrzec taką sporą grupę - nie dość, że cały skład koszykarski, to niekiedy ktoś z ich rodziny - więc po chwili stałam już za plecami Niall'a.
- Hej- powiedziałam zdyszana, opierając dłonie na udach i zginając się w połowie, wyczerpana tak długą aktywnością fizyczną.
- Hej, Mali - powiedział zaniepokojony Harry, zanim pojawił się nade mną. - Coś się stało?
- Nie, znaczy, ja tu biegłam, okej? To za dużo dla mnie - odetchnęłam i lekko wyprostowałam się.
- No, ale dla chłopaka to wszystko można zrobić - powiedział jakiś chłopak, którego kojarzyłam z treningów i tego jednego meczu, na jakim uczestniczyłam.
Zapadła cisza.
- Jakby, ja i Mala, my już nie jesteśmy razem - powiedział niezręcznie Harry. - Zostaliśmy przyjaciółmi.
- Oh...
Tym razem zapadła niezręczna cisza.
- No ale - postanowiłam ją przełamać - nie jesteśmy tu dla mnie. Powodzenia w Hiszpanii, chłopcy!
Krzyknęli coś niezrozumiałego i wrócili do rozmów między sobą albo z bliskimi, którzy przyszli ich odprowadzić. Dylan lustrował mnie wzrokiem, podobnie jak jego mama, więc z braku laku podeszłam, dając Harry'emu czas na spędzenie go...
z jakąś ładną jasnowłosą dziewczyną i kobietą o czarnych włosach.
- Dzień dobry, pani Mockery - powiedziałam nieśmiało, a ta uśmiechnęła się ciepło i przytuliła mnie mocno. Łzy napłynęły mi do oczu, bo bardzo brakowało mi jej matczynej miłości, jaką mnie darzyła.
- Mali-koa, nie spodziewałam się tu ciebie - powiedziała. - Dylan powiedział mi, że zaczynacie pracować na odbudowaniem waszej relacji.
Popatrzyłam na blondyna, a on obdarzył mnie szerokim uśmiechem. Był piękny, ale czułam, jak czegoś brakuje.
- Istotnie - mruknęłam, zagryzając wargę i popatrzyłam do tyłu, żeby zobaczyć, jak Harry zarzuca ramię na barki dziewczyny. - Przepraszam, ale muszę pożegnać się jeszcze z kilkoma osobami. Miło mi było panią zobaczyć.
- Oh, wasze problemy nie sprawiają, że przestaję być dla ciebie Weronicą, po co bawisz się w te oficjalne zwroty? - przytuliła mnie po raz drugi. - Leć, do zobaczenia.
Kiwnęłam głową i poszłam do innych chłopców, których choć trochę znałam. Specjalnie omijałam Harry'ego, co nie zmienia faktu, że bardzo uważnie obserwowałam, jak czule odnosi się do blondynki. Śmiali się z czegoś mi nieznanego, w momencie, kiedy przytuliłam ostatniego znanego zawodnika. Postanowiłam przełamać swoją chorą zazdrość, więc podeszłam do całej trójki.
- No, ciebie też muszę pożegnać, co? - przerwałam im w rozmowie, a Harry od razu puścił dziewczynę i uśmiechnął się.
- Już myślałem, że o mnie zapomniałaś - powiedział. - Poznaj moją mamę i Gemmę.
- Miło mi ciebie poznać. Mali-koa, tak? - wymieniłam się uściskiem dłoni z czarnowłosą kobietą, przytakując.
- Mi również - zaraz potem niechętnie przeniosłam na kipiącą energią dziewczynę. Podała mi rękę, i uśmiechnęła się.
- Harry opowiadał mi o tobie - powiedziała. - Dziwię się, jesteś bardzo ładna, a z naszej dwójki wybrałaś tego z gorszymi genami.
Gemma... kurwa.
Odzyskałam dobry humor momentalnie, śmiejąc się.
- Też o tobie słyszałam.
na dobry początek dnia (; niedawno widziałam jedną z Was w autobusie, jak czytaliście moje opowiadanie 💪💪
CZYTASZ
deal, Styles / styles
FanfictionLiceum, piekło pełne mydlanych baniek. Do jednej z nich trafiłam ja, wraz z moim ówczesnym chłopakiem, Dylanem. Było cudownie, każdy żył w swojej bańce mydlanej, póki pewna suka nie przebiła mojego obcasem. W tamtym momencie zostałam ochlapana wodą...