- Maleniu - no tak, przypomniałam sobie. Przecież babcia nie potrafi nazywać mnie normalnie, tylko wygrywa nagrody w konkursach na najbardziej żenujące zdrobnienie mojego imienia. - Jak dawno się nie widziałyśmy.
Pocałowałam oba policzki starszej, niskiej kobiety, czując, jak zostawia mi na moich trochę swojej pomadki od "chujwieczego", a potem wpadłam w objęcia dziadka. Znajomy zapach mandarynek i słońca po raz kolejny owładnął moimi zmysłami. Dziadek nigdy nie pozbył się z siebie Hiszpanii. Nigdy.
Zacisnęłam dłonie w pięści na jego plecach, mnąc jego koszulę, kiedy do oczu napłynęły mi łzy, bo zorientowałam się, jak bardzo tęskniłam za tą dwójką. Nawet za tymi żałosnymi zdrobnieniami typu "Malunia", "Koleczka", cokolwiek.
- A ten młody mężczyzna to... - babcia przerwała tę chwilę. Odsunęłam się od Nico i splotłam swoją dłoń z tą Harry'ego, a ten pocieszająco ją ścisnął.
- Harry - odpowiedział, ściskając dłoń mojej babci, a następnie dziadkowi. Chyba nigdy nie widziałam go w takiej uroczystej odsłonie i wahałam się między tym, czy wydawało mi się to urocze czy wkurwiające.
- Harry. Wspaniałe, angielskie imię - skomentował mój dziadek, co okej było zupełnie niepotrzebne, ale i tak cieszyło mnie, że próbuje podtrzymać rozmowę. Było tak bardzo niezręcznie.
Usiedliśmy przy stoliku. Znałam tę restaurację - do tej samej zaprosili mnie z Dylanem, kiedy wyjawiłam im, że się umawiamy. Nica zraził fakt, że Mockery nie lubi meksykańskiego jedzenia, jednak potem jakoś naturalnie go polubił.
Poczułam wibracje w kieszeni, więc dyskretnie wyjęłam telefon i otworzyłam sms'a, trzymając komórkę pod stołem. Lata praktyki na różnych stopniach edukacji potrafią nieźle wyszkolić w tej sztuce.
od: Harry
jak dobrze, że jest chociaż meksykańskie żarcie
Okej, czyli pierwszy test chyba zaliczył.
- Więc, opowiedz nam coś o sobie, Harry. Czym się interesujesz, jakie masz plany na przyszłość - babcia zagadała szatyna, który nerwowo się uśmiechnął. - I jak poznałeś moją kochaną wnuczkę oczywiście.
O cholera, tego nie przemyśleliśmy.
- Mali jest bardzo dobra z historii, a ja potrzebowałem pomocy w tym przedmiocie. Poza tym - popatrzył na mnie krótko - jest przepiękna. Od dłuższego czasu chciałem do niej podejść, ale nie śmiałem odbierać swojemu kumplowi dziewczyny.
Babcia się uśmiechnęła. Harry naprawdę zdawał ten test śpiewająco i byłby go zaliczał dalej, gdyby nie kelner. Nie obchodziło mnie, co zamówili inni. Szybko rzuciłam nazwę potrawy i skupiłam się na Harrym.
- Interesuję się sztuką - o proszę, tego nie wiedziałam. - Uwielbiam różne wystawy, wernisaże i takie artystyczne zgromadzenia.
- To nie są chyba klimaty naszej pszczółki - chyba babcia zdobyła kolejną nagrodę w kategorii żenujących przezwisk. - Zawsze stroniła od sztuki, no, może poza poezją.
Dziwnie się czułam. Jak wycięta ze swojego świata i wklejona w zupełnie randomowy obrazek.
- Cóż, za tydzień wyjeżdżam na dwa tygodnie na zawody koszykarskie. Myślę, że ze stypendium, jakie otrzymam z wyników, wiążę najbliższe plany.
Popatrzyłam na stół. Nasze dłonie leżały w niewielkiej odległości od siebie, więc niepewnie chwyciłam tę jego i schowałam w niej swoją. Po chwili już uznałam, jak kurewsko niewygodne było to rozwiązanie, więc splotłam standardowo nasze palce, a ten uniósł je do góry i pocałował wierzch mojej dłoni.
- Harry - popatrzył mi w oczy, a potem przeniósł wzrok na dziadka, który tracił tę otoczkę eleganckiego mężczyzny - dobry z ciebie chłopak. Pewnie kochasz Malę.
I znowu na mnie popatrzył. Tym razem powstrzymywałam się przed wybuchnięciem nerwowym chichotem, jednak ten był spokojny i opanowany. Mały uśmiech wpłynął na jego usta, kiedy po raz kolejny zacisnął uścisk swojej dłoni na mojej.
- Oczywiście, że ją kocham.
to wcaaaale nie wygląda na szczere wyznanie miłości pf
Co sądzicie?
CZYTASZ
deal, Styles / styles
FanfictionLiceum, piekło pełne mydlanych baniek. Do jednej z nich trafiłam ja, wraz z moim ówczesnym chłopakiem, Dylanem. Było cudownie, każdy żył w swojej bańce mydlanej, póki pewna suka nie przebiła mojego obcasem. W tamtym momencie zostałam ochlapana wodą...