Krótkie info: Harry ostatniej nocy spał (pf jasne, że spał, jaaaasne) u Mali
Następnego dnia poszliśmy razem do szkoły. Zastaliśmy przy wejściu Dylana i Boonie. Rozmawiali.
Konkretnie, kłócili się. A raczej Boonie jak totalna suka zlewała błagającego o coś Dylana. Następnie blondyn wkurzył się o coś i odszedł, a Chanley wyłapała nas w tłumie i rzuciła mi gniewne spojrzenie, a do Harry'ego mrugnęła zmysłowo, zanim sama poszła korytarzem na swoje lekcje.
Okej, a teraz co się dzieje?
- Harry - zwróciłam na siebie jego uwagę. Popatrzył na mnie. - A co, jeśli nasz plan wypali tylko w połowie? W sensie, jeśli po wszystkich Boonie nie będzie cię chcieć, a ja będę z Dylanem? Albo na odwrót - wzruszyłam ramionami.
- Nie ma nawet mowy o takiej sytuacji - pokręcił głową. - Doprowadzamy akcję do końca albo rezygnujemy i dalej działamy sami.
Przytaknęłam w milczeniu i zamyśleniu. Boonie leci na Stylesa, a Dylan chyba sobie mnie odpuścił.
Trzy słowa.Nadchodząca rezygnacja Stylesa.
Zabawne, że nawet mój udawany chłopak zostawi mnie dla wszechobecnej blond-piękności, Boonie Chanley.
- Co jest? - szturchnął mnie ramieniem, tym razem, żebym to ja zwróciła na niego uwagę.
- A co ma być?
- Pytałem o coś, a ty totalnie mnie zlałaś - mruknął na wpół rozbawiony a na pół rozgniewany.
- Sorka, jestem po prostu zmęczona. O co pytałeś?
Chłopak wyprostował się. Zauważyłam, że to jego odruch, kiedy chce porozmawiać o czymś ważnym.
- Jak zrywamy? W sensie, takie coś trzeba planować - wzruszył ramionami.
- To znaczy? Zerwanie to zerwanie. Dwójka ludzi przestaje być ze sobą.
- Boże, do ciebie to jak do przedszkolaka - wywrócił oczami. - Jak kończymy? Powracamy do relacji przed związkiem, czyli ja, ty i niechęć, czy rozstajemy się w zgodzie?
Szczerze, bardzo odpowiadała mi druga opcja. Harry okazał się fajnym gościem i nie chciałam wracać do relacji "ja, ty i niechęć". Jednak głupio mi było to powiedzieć, bo może brunetowi to nie odpowiadało.
Chłopak jakby wyczuł moje niezdecydowanie.- Nie wstydź się, jeśli wolisz wracać do tego, co było. Zrozumiem.
- Nie nie nie - pomachałam rękoma. - Źle to zrozumiałeś. Właśnie jakoś wolę...
- Opcję przyjaźni? - uniósł brew.
- No, tak jakby. Jeśli tobie to nie przeszkadza.
Lewy kącik jego ust uniósł się do góry, formując w policzku nieznaczny dołeczek.
- Nie przeszkadza - odpowiedział. - Też to wolę. Ale wolałem znać twoje zdanie. I - uniósł do góry palec.
- I... co? - ponagliłam go.
- Kto z kim zrywa?
- W sumie, to zależy od nich - znacząco pokazałam na wkurwionego Dylana w kącie. - Jeśli będzie chcieć ciebie Boonie, a mnie Dylan nie bardzo, to chyba lepiej, żebyś ty ze mną zerwał i poleciał do panny, a mną jakby trochę na litość zaopiekuje się Dylan. I na odwrót.
- A jeśli obydwoje będą na nas lecieli?
- Wtedy chyba lepiej, żebym ja z tobą zerwała. Dylan wtedy poczuje się wygrany i te sprawy - przewróciłam oczami - a Boonie nawet nie zwróci uwagi, że jest jakby drugą opcją. Zbyt mądra to ona nie jest.
Jego uśmiech wraz z dołeczkami poszerzył się.
- Za to ty jesteś naprawdę inteligentna, Mali - pochwalił mnie. - Naprawdę nieźle obmyślane.
Ukłoniłam się.
- Wiadomo. Teraz musimy poważniej zabrać się za tamtą dwójkę. Ja zaczynam podbijać do Dylana, a ty do Boonie.
- Pierwsza kłótnia? - wymruczał.
- Na to wygląda.
- Ale to dopiero od jutra. Teraz to będzie nienaturalne, że najpierw się mizdrzymy przy szafce, a potem lecimy do innych.
Kiwnęłam.
- Tak właściwie, to ty też jesteś inteligentny, Styles.
- My to potrafimy sobie prawić komplementy.
No i jest następny. Dobrze, że nasza pani od historii nie zauważyła telefonu na ławce, bo mogłabym go dzisiaj nie dodać
CZYTASZ
deal, Styles / styles
FanfictionLiceum, piekło pełne mydlanych baniek. Do jednej z nich trafiłam ja, wraz z moim ówczesnym chłopakiem, Dylanem. Było cudownie, każdy żył w swojej bańce mydlanej, póki pewna suka nie przebiła mojego obcasem. W tamtym momencie zostałam ochlapana wodą...