35

225 19 2
                                    

A teraz zrobię coś szalonego.

- Stać!!!

Wrzasnęłam, po czym jakby nigdy nic przebiegłam środkiem między jednymi, a drugimi dalej krzycząc (albo i szczekając... zależy od perpektywy). Wszyscy stanęli jak wryci. Wilki z zachodu patrzyły na mnie jak na chorą psychicznie, podczas gdy wschód był już pewny co do mojego ZIM (Zaburzenie Istnienia Mózgu).

- Pertraktacje! - wrzeszczałam stojąc na środku jak głupia między dwoma ogromnymi armiami wilków z obnażonymi kłami, zjeżoną sierścią i pazurami gotowymi rozszarpać wszystkich i wszystko.

Loki stał jak wryty. Wilki, które nas goniły dołączyły do reszty zachodu.

- Pertraktacje. - powtórzyłam zadowolona z siebie.

- Z nimi? - zapytał, jak sądzę, dowódca naszych - To nie wykonalne.

- Raczej na odwrót. - mruknął Loki, otrzymując ode mnie mordercze spojrzenie.

- Ej - zapytałam - A wy w ogóle pamiętacie dlaczego chcecie się mordować?

- Tak. - odpowiedział szary wilk z zachodu, pewnie generał, czy coś.

- Oh, to sprawę komplikuje.

Zmartwiona położyłam uszy po sobie, po czym zapytałam bez entuzjazmu:

- A o co poszło?

- To długa historia. - stwierdził dowódca wschodu.

- A teraz doszedł aspekt morderstwa naszego władcy. Co zapewne jest waszą sprawką. - powiedział ze złością.

Nagle z tłumu wschodu wyszła Terani. Czarne futro lśniło, a chuda sylwetka niespokojnie dreptała w miejscu.

- Chalize - powiedziała - coś ty narobiła?

- Ja... bo kiedy patrolowałam z Dahą... - zaczęłam się tłumaczyć ze wzrokiem wbitym w ziemię.

- Ona mnie uratowała! - wtrącił Loki trochę się trzęsąc (ze strachu hihi) - Bo razem z przywódcą udaliśmy się na pertraktacje z wilkami z północy, aby zawrzeć z nimi sojusz, bo ich ataki były zbyt dotkliwe dla klanu, a zwłaszcza dla watachy wojowników, gdzie ubywało nas powoli. Mieli nam pomóc.

Oba klany przyglądały się z zainteresowaniem rudzielcowi. Nawet dowódcy przysłuchiwali się sprawozdaniu. Część wilków śmiesznie przekrzywiła głowy, inne wyprężyły się dumnie, a jeszcze inne po prostu stały.

- I kiedy tam dotarliśmy okazało się, że zamiast przywódcy przyszedł jego dubler, wojownik. Zaatakował nas podczas spokojnej rozmowy. Przywódca nie chciał się poddać, jednak szary wilk był zbyt silny i zabił go. Wtedy nim mnie dopadł interweniował patrol wschodu. Była tam Chalize i Daha. Udało im się zabić tego szarego. Gdyby nie oni, to pertraktacje pozostałyby w tajemnicy, a ja bym już nie żył. Jak nasz przywódca.

- Tylko dlaczego wybrał ciebie? - dopytał się dowódca zachdniego klanu.

- Nie wiem, podobno ma to związek z moim pochodzeniem.

Zapadła chwila ciszy.

- Jednak to nie zmienia rozkazów. Mamy atakować w południe. Żadnych pertraktacji. - stwierdził wrogi przewodnik.

- No właśnie nie! - zaprzeczyłam.

- Do ataku! Żadnych jeńców! - krzyknął.

- Ataaak!!! - wrzasnął szary ze wschodu.

Momentalnie wszyscy ruszyli ku sobie. Stałam na środku. Musiałam coś zrobić.

- Stoooop! - zawołałam, a wszyscy stanęli.

- Co znowu?! - zapytał szary od naszych.

- A tak właściwie, to dlaczego mamy się bić wszyscy, skoro tylko dowódcy są za wojną.

- I się zaczyna. - dowódca zachodu przewrócił oczami.

- Usiądźmy poobstawiajmy wyniki, wszystko rozwinie się między nimi i potem kto wygra, ten ustala warunki. Kto jest za?

- O! Ja! - Loki z optymizmem usiadł sobie - 2 do 0 dla naszych.

- Atak! - mimo moich próśb zachód ruszył.

Zwierzęta gryzły się zawzięcie. Zaraz, co ja gadam. Ja też jestem zwierzątkiem, cztery łapki, sierść, wąsy, nosek i ogonek. Patrzyłam z Lokim na tą niesamowitą rozpierduchę w wykonaniu klanów.

- Chcemy się zabić nawzajem? - zapytałam.

- Nie, ale miejmy nadzieję, że twój czarny przyjaciel coś wykombinuje. - odpowiedział lisi-wilk. Jakie fajne połączenie: lisi-wilk.

Walka przeniosła się do nas. Walczyłam na oślep, co mnie walnęło to po głowie, ale nigdy tak by zabić. Tymczasem wszędzie lała się krew. Gdzieniegdzie martwe wilki były deptane przez walczących. Tam dalej leżał szarak z rozprutym brzuchem. Uduszony we własnych flakach. Odbiegłam trochę, żeby zwymiotować. To była masakra. Kiedy po raz drugi zwróciłam obiad (czytaj resztki kości leżące w jaskini Dahy kilka miesięcy) coś skoczyło mi na plecy. Wilk który mnie zaatakował wbił pazury i złapał mnie za kark usiłując przewrócić.

Jestem tchórzem i dobrą aktorką, więc zaryzykowałam padając na ziemię. Wywaliłam język udając martwą. Na moje szczęście wilk wypluł kępkę mojego futra z pyska i ruszył dalej. Leżałam tak chwilę po czym uznałam, że zaraz mnie coś stratuje. Uniosłam głowę żeby wstać, gdy nagle ktoś nieudolnie przeskoczył nade mną i zachaczył łapę.

I w ten sposób urwał mi się film.

Uwaga robaczki!
Zgłosiłam tą opowieść do The Wattys i liczę na was! Bardzo!
Oprócz tej książki zgłosiłam też kilka innych, wiecie co robić ^^

Jestem wilkiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz