Progress is done

46 0 0
                                    

Hej.

Przepraszam, jeśli myślałeś, że zakończę tą historię. Przepraszam, jeśli urwałam w ciekawym momencie. Przepraszam, że nie odpisuję na komentarze, że nie nastąpił żaden "next", albo, że perfidnie i z premedytacją ignoruje wytykane błędy.

To nie jest książka. Nie zasługuje na to miano. I wszelkie tego typu rzeczy bym "odpublikowała", tak jak resztę. A zarazem nie mogę. To próbka pisaniny, wklejanej ze starych notatek z lenistwa, a potem dopisywanych części o fabule kijowej i nierozplanowanej. Wiele się zmieniło od 1 rozdziału, pierwszych trzech, które tak po prostu pojawiły się nagle, gdy bardzo mi się nudziło i miałam ambicje napisać coś i upchnąć w popularną kategorię, licząc na sama nie wiem co. Chyba popularność - co mi się z resztą udało, bo to właśnie ta historia przyniosła mi najwięcej obserwatorów i rozgłos.

Znajdę tu wszystkie swoje kwiatki - interpunkcyjne, ortograficzne, językowe, składniowe, logiczne i tak dalej, et cetera, i temu podobne. Oklepane wątki, nierealne wybryki marzeń i improwizowaną historię prowadzącą donikąd, bowiem, muszę się przyznać, pisząc te teksty czytałam tylko kilka ostatnich akapitów i leciałam dalej, nie myśląc, co zrobię później i jak z tego wybrnę. Fabuła tego jest czystą wariacją i improwizacją autorki bez pomysłu, planu i doświadczenia.

Trzeba mieć wiele odwagi, by pokazać światu niewypał, przyznać się do tego faktu, a potem napisać - "to jest słaba historia, przepraszam". Chyba żaden pisarz nie przeprasza za swoje dzieła. Nie czyta ich w myślach, przeklinając swą naiwność i brak ogłady.

Dziś jestem dorosła. Widzę i wiem więcej. Czuję, że wracając do krótkich rozdziałów długości paragrafu i idealizując postęp, którego być może nie widać, wracam wstecz.

Był letni wieczór i moja bezsenność, gdy odblokowałam ekran starego smartfona. Leżąc na łóżku u ciotki, do której wyjechałam na wakacje, uruchomiłam aplikację, obserwując malutkie statystyki. Czując samotność i szukając inspiracji czytałam powieści o wilkołakach, marząc o napisaniu własnej historyjki. Pierwsze trzy rozdziały zajęły mi godzinę, może dwie.
Uśmiechnięta do swojego karmionego pierwszymi wyświetleniami ego szłam w zaparte i pisałam kiedy tylko mogłam, kiedy tylko chciałam. Miałam cel - krótko, porywająco, nieprzewidywalnie, po mojemu. Nie wiem, czy mi się to udało jakkolwiek, upychałam tam szczegóły wymagające co najmniej siedmiotomowego eposu, nie rozwijając ich, jakby były oczywiste.
Zmiana telefonu przyniosła mi lepszy system operacyjny i aparat, a do tego przyjemny interfejs i... cholera, znów nie na temat... By odkryć Wattpada na nowo i przeprosić się z nim potrzebowałam chwili. Upadających projektów. Dziwnych pomysłów. Szalonej wizji. Postęp w edukacji nie sprzyjał i chował moje konto w cieniu spraw bardziej naglących niż next.
Po długim czasie postanowione - chciałam dokończyć. Chciałam to dobre słowo, delikatne, sugestywne, ale nieprawdziwe w moim wypadku.
Proces szybko upadł, bo jak się okazało "książki" sprzed kilku lat nic nie uratuje i  2018 mi nie pomoże. Chciałam skorzystać z tego, że rok publikacji rozdziałów się zmieniał stopniowo, zachować ten progres, ale nim sobie o koncie przypomniałam i się z pomarańczową ikonką przeprosiłam, zrozumiałam, że trupa się nie reanimuje. Pomysł na opowieść, jak i mój stosunek do niej zmienił się absolutnie.
Nazwany gniotem projekt uległ mojemu samodoskonaleniu i został pogrzebany w tempie ekspresowym na rzecz rzeczy, które wydawały mi się bliższe i bardziej realne.
Ale i one nie miały szans. Po prostu zniknęłam z platformy, poświęcając się czemu innemu. RP internetowe przejęło moje myśli, tam podreperował się warsztat i na dziś dzień mogę bez trudu stwierdzić, że lanie wody i tworzenie fabuły to mój konik. Historie znów pisane są do szuflady, dostępne tylko dla konkretnych oczu.

To, co tworzymy zawsze w jakimś stopniu odzwierciedla nas, nasze marzenia, czy nawet rzeczywistość. Uciekamy przed rzeczywistością do książek, pisanych przez ludzi, którzy wkładają w nie swoją cząstkę. Czasem czytając swoje stare historie, jestem w stanie dokładnie z nazwiska wymienić kto był inspiracją - postać z serialu, czy może znajoma z podstawówki?
Pisarz odsłania siebie zawsze po trosze. Ja idę krok dalej.
Odsłaniam swe punkty, słabości do kwadratu. Zostawiam stary burdel i bałaganu kilometry, dla siebie, by wspominać. I dla Was. Dla każdego głosu, statystyki, dla każdej maleńkiej pochwały, która wchodziła z buta i mówiła "hej, w końcu ktoś Cię prawie lubi!". Nawet, jeśli to ułuda.

A zatem pozostawiam to Wam i sobie.

Jak nie pisać - rozdziały 1-20.
Czego unikać - rozdziały 1-40.
Ile można zmienić - rozdziały 2, 3, 42 i 43.

Dziękuję, że ze mną byliście. Dziękuję, że przeczytaliście.

Próbkę mojej poezji (niekoniecznie aktualnej), znajdziecie tu: "Ch jak dno".
Próbkę mojej pisaniny z 2015/6 roku tu: "Delicja w Berlinie I".

Próbkę mojego aktualnego stylu: cóż... zapraszam na priv. Uwaga, mam opóźnienie w odpisywaniu...

Jestem wilkiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz