37

224 15 7
                                    

Po raz ostatni uderzyłam łapą w sierść.

Po raz ostatni wbiłam kły w obrzydliwe mięso.

Po raz ostatni jęknęłam z bólu.

Po raz ostatni spojrzałam na tą obrzydliwą krew jelenia w jaskini Dahy. Zawsze lubiłam jelonki, dopóki dzisiaj jeden mnie nie nadział na rogi. Wtedy się wkurzyłam i go zbiłam. Oczywiście nie miałam zamiaru go zjadać, ale Terani, ta czarna od Dahy patrzyła na niego z takim smakiem i zaczęła opowiadać... tak zgłodniałam, że pomimo niezbyt dobrego mięsa zjadłam, oczywiście połowę dałam Terze. Eleni nie widziałam od jej ślubu, ale Karth był na bitwie. Nie rozmawialiśmy, no ale.

Ilekroć widzę Dahę robię się głodna. To ciekawe zjawisko zdarza mi się coraz częściej.

W ogóle od śmierci Lokiego na bitwie trzech klanów jestem drażliwa i głodna. Głód mnie nie odstępuje.

Wiele się wydarzyło. Tyle krwi i agresji... zdziesiątkowane klany wschodu i zachodu połączyły siły. Teraz jesteśmy po prostu klanem rubieży. Tamtą bitwę... przegraliśmy mamy teraz trzy klany, potężną północ, ciche południe i wybite centrum. Nasze centrum olało watachy. Zgodnie z planem północy nikt z parku nie zauważył ubytku.

Rozpoczęły się jednak szczepienia. Jako człowiek nie przypadałam za tym, a jako wilk najpierw mnie uśpią, czyli będę bezbronna. O super!
Wcale nie grozi mi wścieklizna, jestem zdrowa, głodna i wkurzona.

Przemierzałam nowy teren, a właściwie resztkę starego, który okroili północni. Na szczęście zostało źródło, to przy którym Karth oświadczył się Eleni (dzięki mnie). Tam też spotkałam po raz pierwszy Lokiego. Wszystko mi o nim przypomina.

- Graurrrr, hugh, wrrrr...

- Co tak warczysz? - zapytał Daha - Przecież ten jeleń już nie żyje.

- Oh - podniosłam wzrok na czarnego oblizując wargi (czy wilki w ogóle je mają?) z pysznej krwi - Nie zauważyłam, że tu jesteś.

- Byłem cały czas.

- Mhm. To... co tam?

- Moja siostra wcale nie zginęła.

- Że jak?

- Ta szara niska wilczyca z zachodu, która straciła łapę...

- Fajny żart.

- Weź ogarnij się, bo nic ci więcej nie powiem.

- Ale to chyba dobrze, że jednak żyje.

- No właśnie nie!

- Wolisz żeby umarła?

- No nie! Ludzie ją zabrali!

- Aua.

- Muszę ją odbić.

- Ale ludzie są dobrzy.

- Chalize, sierściuchu, skąd ty się urwałaś?!

- Ze Słowacji, gdzie mieszkałam jako nastolatka w patologicznej...

- Dobra nie opowiadaj mi swojego życia! Z resztą, nie chce jej odbić bo oni są źli. Planują ją uśpić, dlatego.

- Ale tak na amen?

- Tak na amen.

Zmartwiona spojrzałam na rozszarpane tętnice jelonka, na oderwaną nogę i flaki. Co ja zjadłam?! Jednak zamiast żygać wróciłam wzrokiem do przyjaciela.

- Jak myślisz, mogę mieć wściekliznę? Zostałam maszyną do zabijania.

Czarny spojrzał na mnie pięknymi błękitnymi oczami. Długa fala milczenia trwała chyba wieczność.

- Nie masz piany na pysku. - powiedział w końcu.

- Ale jestem agresywna. Gotowa by skoczyć i rozszarpać ostatkami sił powstrzymuje masakrę.

- Przy mnie ani ty, ani nikt nikogo nie zaatakuje.

- Mówisz to z taką niepewnością... powiedz, czy ty się mnie boisz?
- Nie.

- Nie przeraża cię myśl o moim dziwnym zaangażowaniu w mordowanie zwierzyny?

- Nie. - nutka zastanowienia w jego głosie mnie zaskoczyła, jest dwa razy większy, nie ma się czego obawiać.

- Czy ty się mnie boisz?

- Nie. - warknął, na co ze strachem cofnęłam się o krok - Ale póki ty się boisz mnie, galaretko, to nawet wścieklizna nikomu nic nie zrobi.

- Oh, okej.

Przekonana tym spojrzałam na wylot z jaskini.

- Idę do Gavina. - oznajmiłam.

- Tylko jej nie zabij. Strasznie kochliwa jesteś.

- Kogo?

- Tej alfy.

- Potrafię mu wybaczyć, że są razem, ale nie wybaczę mu braku zaproszenia na zaręczyny i ślub. Podobno już rozdawali.

Daha zaśmiał się pod nosem.

- Co cieszysz mordę? - zapytałam.

- Bo kazał przekazać zaproszenie na wesele.

Uśmiechnęłam się. A jednak pamiętał o mnie. W sumie, gdyby nie ja, nie poznałby miłości swojego życia. W sumie tak, czy siak bym wbiła, choćby nawet bez zaproszenia.

Jestem wilkiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz