42

198 12 5
                                    

— Dlaczego?! Za co?! Wiesz, że poza mną, ty też masz teraz przechlapane? Nie, nie, nie, to się nie dzieje na prawdę!

Rudy wilk w nienaturalny sposób wgiął grzbiet dotykając brzuchem kafli i zasłaniając pysk łapami. Jego pozycja wyrażała coś na kształt "zabij mnie, nie mam siły do ty h idiotyzmów", choć teraz każdy nazwał by to "mind-fuck" za przeproszeniem.

— Nienawidzę cię, ty podstępna żmijo.

— Ale ja jestem wilkiem.

Rudzielec zareagował tylko czymś na kształt łkania, może bardziej rozpaczliwego westchnienia? Tak, czy owak, średnio optymistycznie.

— Jak to odkręcić?

— Jeszcze nie wiem, ale mamy mało czasu.

— Zajeb*ście.

Nie mogłam się powstrzymać przed parsknięciem śmiechem na cały objawiony w tym słowie fatalizm.

— I co się cieszysz?! Moja kariera, moje marzenia, plany, wszystko! Albo jesteś jędzą, albo krótkowzroczną blondynką.

— Ej, kolor włosów sobie wypraszam! — odpyskowałam.

Rudy wilk wyprostował się i powłócząc nogami ruszył ku drzwiom. Kulał na przednią łapę, prawą. Chyba powinnam zacząć jednak od początku.

***

To był mój czas, moment, na który czekałam. Pysk przy kratach otworzył się powoli, jednak zaaferowany lekarz nie odsunął ręki. Z prędkością światła (tak, jasne, chciałoby się) zacisnęłam kły na jego ręce. Mężczyzna krzyknął tak, że po plecach aż przeszedł mi dreszcz.

Starałam się nie szarpać rany, chodziło o samo ugryzienie. Ciekawa byłam, czy zadziała.

Mężczyzna z grymasem na twarzy i czerwony z bólu trzymał jedną ręką tą ugryzioną. Powietrze wypełniał jego jęk, ale nagle się on urwał. Jakby adrenalina już minęła. Otworzył wcześniej zamknięte drzwi do właściwego gabinetu, w sumie, to ja siedziałam w swego rodzaju magazynie, tak teraz mi przyszło na myśl. Ale to nieistotne. Istotnym jest, że zostawił otwarte drzwi i ruszył prosto do apteczki na ścianie. Wyjął bandaż, jakieś środki do dezynfekcji... Kiedy otworzył szafkę, przypadkiem uderzył nią w pstryczek zapalający światło. Zrobiło się ciemno, jedyne światło dawał księżyc. Padło ono na lekarza. Mężczyzna w kitlu zachwiał się niebezpiecznie, a gdy złapał równowagę już miał zawinąć bandaż, gdy nagle spojrzał w szklane drzwi szafki. W odbiciu zobaczył, tak jak ja, jak na jego twarzy pojawia się ruda sierść.

Z przerażeniem upadł na kolana. Światło księżyca wciąż oświetlało go. Kości zaczęły zmieniać pozycje, kształt... On już nawet nie miał siły jęczeć z bólu, po prostu leżał ma ziemi, a dźwięk zmieniający go w wilka brzmiał groteskowo. Choć to mało powiedziane.

Nagle zwinął się w kłębek. Kiedy mięśnie się rozluźniły, zobaczyłam długi pysk, głęboko zielone, zmęczone oczy, czarne wąsy, podobnie jak końce uszu, łap zakończonych nieproporcjonalnie dużymi, ale krótkimi i ostrymi pazurami i wychudłą sylwetkę. Wilk zacisnął powieki, po czym otworzył je gwałtownie wstając. Rana na prawej łapie zasklepiła się, jednak nie mógł on stanąć na niej. Kościste zwierzę z furią w oczach spojrzało na mnie.

Pierwsza myśl:

On mnie teraz ZEŻRE.

Rudy, puszysty ogon drgnął lekko, gdy łapy rudzielca zatrzęsły się.

— CO TU SIĘ ODPIERDALA WŁAŚNIE?

— Przepraszam? — powiedziałam niepewna reakcji.

Mimo bycia kulawym, on doskoczył do mojej klatki momentalnie.

Jestem wilkiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz