II

3.5K 215 12
                                    

Umrę.

To oficjalne.

Albo to albo wszyscy ludzie będą się mnie wystrzegać. Ta, to brzmi dobrze. W ten sposób będę samotna, nie martwa.

Gdy Ally zaczęła ciągać mnie w każdym możliwym kierunku, przyłapałam się na rozglądaniu w poszukiwaniu Jauregui. To nazwisko sprawiło, że się wzdrygnęłam, a mój żołądek wywinął fikołka.

Nie wiem, dlaczego tak się zachowywałam. Zgaduję, że zżerały mnie nerwy i zbyt martwiłam się o swoje życie. Bardziej przejmowałam się tą przypadkową dziewczyną niż własnymi rodzicami.

To samo powinno ci coś mówić.

W tym momencie wręcz traciłam rozum, chciałam się od tego wszystkiego odciąć. Moja głowa nie powinna być pełna obaw, że zobaczę tę dziewczynę, to powinno się dziać przez moich rodziców. Co jeśli wyszli z domu, aby mnie szukać i znaleźli tu? Co jeśli wysłali kogoś, żeby mnie znaleźć? Co jeśli... Oh, cholera, dlaczego w ogóle się przejmuję? Rodzice są ostatnią rzeczą, o którą powinnam się martwić.

Wyrywając dłoń z uścisku przyjaciółki, czekałam aż się odwróci.

-Potrzebuję złapać oddech - wyznałam. - Nie przyszłam tu, żeby w kółko chodzić. Przyszłam tu, żeby się zabawić i jeśli mamy uciekać od każdej grupki, która się tu znajduję, to wracam do domu.

Zakładając kosmyk włosów za ucho, dziewczyna nerwowo zachichotała.

-Przepraszam - jej policzki się zaczerwieniły. - Nie zauważyłam, że byłam zbyt nachalna.

-Nie chodzi o to, że byłaś nachalna... - przerwałam, myśląc jak inaczej skończyć to zdanie. - Chodzi o to, że odkąd przywódczyni gangu - zrobiłam palcami znak cudzysłowia - ze mną rozmawiała, włączył ci się jakiś radar i dłużej tego nie wytrzymam.

-Przepraszam - oblizała usta.

-Po prostu myślę, że - wzięłam głęboki wdech - od chwili, w której się do mnie odezwała, zachowujesz się jakbym miała umrzeć, a to nie prawda.

-Skąd możesz wiedzieć? - wyrzuciła ręce w górę, jednocześnie pokazując na mnie. - Są powody, dla których wszyscy się boją, Camila.

-Yhm, wiesz, Jauregui rozmawiała ze mną raz. Nie umówiła się ze mną ani nic w tym rodzaju - pokręciłam głową. - Przesadzasz i dobrze o tym wiesz. Poza tym nawet jej nie znasz!

-Wiem wystarczająco, żeby mieć pewność, że oznacza ona coś złego - próbowała brzmieć przekonywująco, ale brzmiało to jak kupa kłamstw.

-A ty wierzysz we wszystko, co mówią inni? - podniosłam brew, gdy dziewczyna energicznie przytaknęła - Ally, nie każda rzecz, którą usłyszysz jest prawdą. Teraz ludzie wszystko wyolbrzymiają. Nie możesz wierzyć w ich pierdolenie. Powinnaś dobrze o tym wiedzieć - przypomniałam jej, jak Danny Jergins rozpuścił plotkę, że Ally się z nim przespała. Ubarwiono to do tego stopnia, że rzekomo zaszła ona w ciążę i poddała się aborcjii. Minęły wieki zanim cała sprawa ucichła, a ludzie znaleźli sobie nowy temat.

-To coś innego - próbowała się kłócić.

-W którym momencie? - położyłam dłonie na biodrach. - Wymień jedną różnicę - zaczęłam uderzać butem o podłogę, czekając na jej odpowiedź.

-To po prostu nie jest to samo, okej? - wymamrotała. - Wszyscy o niej wiedzą, Mila. Ona tego nie zaczęła. Ludzie już o niej wiedzieli.

-Wiedzieli o tym z historyjek innych. Nie ważne kto zaczął, Ally, prawda zawsze pozostaje taka sama. Nikt nie wie wszystkiego. Nikt, oprócz jej samej i kiedy ona to potwierdzi, wtedy masz pewność, że to prawda. Do tej pory wszystko co usłyszysz jest kłamstwem.

Po chwili ciszy, blondynka wreszcie się poddała.

-Zgoda, ale nie mów, że cię nie ostrzegałam - skrzywiła się, pokazując na mnie, po czym chwyciła mnie za rękę i pociągnęła do części imprezy, gdzie ludzie tańczyli. Nie myślałam, że to jeszcze dziś zobaczę.

Zazwyczaj nie łamałam reguł, ale ten jeden raz miałam wrażenie, że to zrobię. Otwierając sobie kolejną puszkę piwa, wolno upiłam łyk. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Ally zniknęła. Cholera.

Wzdychając, zaczęłam jej szukać. Przepychając się przez ludzi, którzy ocierali się o siebie, jakby uprawiali seks, palaczy z jonitem w ręku i alkoholików wlewających w siebie litry piwa, wciąż nie mogłam znaleźć Ally.

Minęło kilka minut, a moje stopy były całe obolałe od ciągłego chodzenia. Nawet na chwilę nie siadłam. Nieważne. Jakby ci ludzie nie wiedzieli co to krzesło. W końcu się poddałam i wyjęłam telefon, żeby do niej napisać.

Gdzie jesteś? Szukałam wszędzie. Odpisz, żebyśmy mogły się spotkać. Muszę niedługo wracać do domu.

Usatysfakcjonowana schowałam telefon, gdy coś niedaleko przykuło moją uwagę. Kiedy poszedłam bliżej, okazało się, że to kłoda. Uzmysławiając sobie, że to najbliższa rzecz podobna do krzesła, jaką tu znajdę, siadłam na niej. Prostując nogi, nagle stałam się spokojniejsza... zrelaksowana.

Trwało to do chwili, w której uświadomiłam sobie, że minęło 10 minut, a Ally wciąż nie odpisała. Zazwyczaj odpisywała po kilku sekudnach, maksymalnie dwóch minutach, jeśli była pijana. Zaczynałam się martwić. Wiedząc, że nie było jej w tłumie, postanowiłam zejść do doliny pełnej drzew.

Włożyłam ręce do kieszeni, odpychając od siebie wszelkie dziwne myśli, gdy zauważyłam jak ciemno jest wokół.

Jak Ally mogła tak zniknąć? Napradę była aż tak przybita tym, że nie robiłam z Dangera rozmiawiającej ze mną takiej afery jak ona?

A może chodziło o coś innego? Może ktoś poprosił ją, żeby z nim gdzieś poszła... Ale w takim wypadku poinformowałaby mnie przed odejściem.

Wzdychając, sfrustrowana samą sobą, poczułam buzowanie w głowie. Trzy piwa, które wypiłam, zaczynały dawać o sobie znać, a szelest liści wcale nie pomagał. Kiedy zaczynałam myśleć, że wariuję, zauważyłam niedaleko grupę ludzi.

Nie zastanawiając się długo, kontunuowałam spacer, czując jak uderza we mnie chłodne powietrze. Ostrożnie spojrzałam w górę i zauważyłam, że nie była to jakaś przypadkowa grupka ludzi. Mieli na sobie czarne i czerowne rzeczy, a przypominając sobie kawałki wielu kazań Ally, uświadomiłam sobie, że... To byli ludzie, przed którymi ostrzegała mnie przyjaciółka.

Grupa Jauregui.

Czując przyśpieszone bicie własnego serca, przesunęłam się blizej drzew, próbując pozostać niezauważoną.

-Jesteś w wielkim gównie, Parker - mocny i kobiecy głos dobiegał z cienia. Poczułam jak ściska mi się żołądek, a pachy pocą.

-Prze-przepraszam - do kogokolwiek chłopak mówił, jego jąkanie się zabrzmiało tak niepewnie, że się skuliłam.

-Przepraszam już nie wystarcza. Dostałeś kilka szans i gówno z nich wyszło. Daliśmy ci trzy dodatkowe tygodnie, a ty wciąż nie miałeś czasu zdobyć pieniędzy?

-Proszę, potrzebuję tylko trochę więcej czasu...

-Hm, cóż, twój czas się skończył, kolego - zdrętwiałam, oglądając się za siebie akurat, aby zobaczyć wystrzał i ciało padające na ziemię. Podłoże od razu pokryło się czerwoną cieczą.

Co do kurwy nędzy się właśnie stało?

Danger "CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz