XII

2.5K 169 0
                                    

Okazało się, że nie miałam wyboru, bo kiedy podejmowałam decyzję, Lauren otworzyła moje drzwi i czekała, aż wysiądę. Wyszłam z samochodu i zamknęłam drzwi, po czym dołączyłam do dziewczyny. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale ona był szybsza.
-Idź za mną - kiwnęła głową w kierunku magazynu.
Przytaknęłam, nie odywając się ani slowem, idąc krok w krok za nią. Otwierając drzwi, Lauren weszła do środka i przytrzymała je dla mnie, a kiedy przekroczyłam próg, delikatnie je za nami zamknęła.
Kiedy pochyliła się przede mną, żeby zamknąć drzwi, zauważyłam, że jej szczęka się rozluźniła, a ona sama była opanowana i spokojna.
Zmarszczyłam brwi. Jak ktokolwiek mógł tyle razy być na zmianę wściekły i zrelaksowany w ciągu godziny?
-Idziesz czy nie? - wyrwana ze swoich myśli, zauważyłam, że Lauren stoi już na drugim końcu pomieszczenia.
Rozglądając się wokół, w ciszy zaczęłam iść. Ściany były popękane, część sufitu leżała na podłodze, a jedynym, co przychodziło mi do głowy, było pytanie, co się tu do cholery stało.
-Co się tu stało?
Lauren się nie odwróciła. Zamiast tego, wciąż szła przed siebie.
Przez chwilę myślałam, że mnie ignoruje i już miałam zamiar ponownie się odezwać, gdy zielonooka zatrzymała się na zewnątrz (zaraz po tym, jak wyszła przez tyle drzwi). Włożyła ręce do kieszeni spodni i spojrzała w górę, podziwiając niebo.
Przeniosłam wzrok z niej na to, na co aktualnie patrzyła, a moje źrenice same się rozszerzyły.
Stałyśmy na szczycie wzgórza. Niebo pokrywały odcienie różu, pomarańczy, żółci i fioletu. Chmury powoli po nim płynęły, promienie słońca padały wprost na nas. Można stąd było zobaczyć połowę miasta. Całość wyglądała naprawdę przepięknie.
-Ładnie, nie? - cicho spytała.
Nawet nie próbowałam oderwać oczu od pięknego widoku przede mną.
-Yeah -odpowiedziałam. - Jest przepięknie - powiedziałam na wydechu, który zaparło mi w piersiach, na widok tego cudu natury przede mną. - Nigdy czegoś takiego nie widziałam.
Pokiwała głową, rozumiejąc, co mam na myśli.
-Jak znalazłaś to miejsce? Jeśli nie przeszkadza ci, że pytam... - wreszcie przeniosłam wzrok z nieba na Lauren.
Stała tam, wyglądając perfekcyjnie. Jak zawsze zresztą.
-Po tym, jak to miejsce prawie spłonęło...-
Cóż, to jest odpowiedź na moje pytanie.
-... chyba przyszłam sprawdzić, co z niego zostało, a gdy wróciłam, zobaczyłem to - kiwnęła w kierunku nieba - i automatycznie się zakochałam - tym razem odwróciła się w moim kierunku. Na twarzy malowała się mu powaga.
Założyłam kosmyk włosów za ucho.
-Tu jest ślicznie. Chciałabym mieć takie miejsce - przyznałam, ponownie podziwiając piękno widoku.
Gdy na nie patrzyłaś, czułaś się jak w bańce, gdzie jesteś całkowicie bezpieczna,a nikt i nic nie może ci zagrozić. Gdzie możesz pobyć sama i o nic się nie martwić. Czujesz się beztrosko. Czujesz się... żywa.
Cisza wypełniła przestrzeń między nami, zanim Lauren znów się odezwała.
-Teraz już masz - jej głos był głośny i wyraźny.
Zaskoczona, spojrzałam na nią, żeby przekonać się, że nie patrzy już na mnie, a na miasto rozciągające się przed nami.
-Dziękuję - szepnęłam, czując jak coś skacze mi w sercu, a brzuch wypełnia się motylkami.
Naprawdę miała to na myśli?
Nie wiedziałam, ale miałam taką nadzieję.
Brunetka tylko przytaknęła, dając znak, że słyszała moje słowa.
Przez resztę czasu po prostu stałyśmy tam w ciszy, przerywanej jedynie delikatnym wiatrem wokół. Czasem zaćwierkał jakiś ptak albo wiewiórka przeskoczyła z drzewa na drzewo.
Inną rzeczą, która się ze sobą mieszała, było bicie naszych serc.
-Dlaczego to miejsce spłonęło? - nagle się odezwałam - przyznaję, trochę znikąd -, ale byłam naprawdę ciekawa.
Lauren oblizała usta.
-Biznes - odpowiedziała krótko.
Przygryzłam dolną wargę.
-Jaki rodziaj biznesu? - nie chciałam naciągac struny, ale im więcej wiedziałam, tym lepiej.
Potrzebowałam wiedzieć, w co się wplątuję, zanim zabrnę za daleko.
Dziewczyna westchnęła.
-Nie odpuścisz sobie, prawda? - spojrzała na mnie, a nasze oczy się spotkały.
Pokręciłam głową na nie.
Jeszcze raz oblizała usta.
-Biznes, z którym mam doczynienia codziennie - mogłam usłyszeć, że coś ją dręczy. - Inna grupa próbowała się z nami pieprzyć, zareagowaliśmy, oni potem też, a żeby im się udało, podpalili jeden z naszych magazynów.
Szerzej otworzyłam oczy.
-Ktoś był w środku, kiedy to się stało?
Ta tylko wzruszyła ramionami.
-Nie wiem, nie obchodzi mnie to - tępo odpowiedziała. - Miałam co innego na głowie.
Zadrwiłam. Co innego mogło ją wtedy obchodzić? Co ważnejszego od życia, które mogło być odebrane niewinnym ludziom?
-Więc nie obchodzi cię, że niczemu winni ludzie mogli umrzeć? - jej słowa mnie przestraszyły.
To znaczy, wiedziałam, że ona była bez serca, ale nie aż tak.
Wykrzywiła usta w złośliwy sposób.
-Ludzie, którzy się w coś takiego pakują, wiedzą, co ich czeka. Wybierają takie życie. Powinni wiedzieć, że są w niebezpieczeństwie od momentu, w którym sprzedali duszę diabłu.
-Co masz na myśli?
-Jeśli w to wejdziesz, nie ma ucieczki. Na zawsze będziesz celem. Zostaniesz oznaczony jako wróg dla wielu grup- To mam na myśli.
-I wiesz to z własnego doświadczenia?
Wiem, głupie pytanie, ale zadałam je zanim nawet o nim pomyślałam.
-Czy wyglądam na typową dziewczynę? - zadrwiła, podnosząc brew.
Wzruszyłam ramionami.
-Na pewno wiesz, jak taką udawać.
Cicho się zaśmiała.
-Po prostu wiem, jak w to grać, kochanie.
-Oh? Więc dla ciebie to jest gra? - dziwnie na nią spojrzałam.
Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
-Może tak, może nie - po tym, jak ułożyła usta, wiedziałam, że chciała się kpiąco uśmiechnąć, ale się powstrzymała.
Wywróciłam oczami.
Brunetka nie odezwała się już ani słowem i spojrzała przed siebie.
Westchnęłam. Ta dziewczyna jest bardziej myląca niż Jane Eyre (książka), a uwierzcie, kiedy to czytałam, czułam się jakbym brnęła przez trzy miliony różnych języków.
A już myślałam,że skończyłyśmy z tym chaosem.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni, żeby sprawdzić godzinę. Była dwunasta w południe.
Cholera.
-Musimy już iść.
Odwróciła się w moją stronę.
-Dlaczego?
-Bo jest już późno, a moi rodzice oszaleją, jeśli zobaczą, że nie ma mnie w domu - powiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Po jej twarzy wnioskowałam, że powoli zaczyna rozumieć.
-Oh, masz rację - weszła spowrotem do magazynu.
Szłam za nią przez pomieszczenie. Gdy dotarłyśmy to samochodu, nacisnęłam na ten przycisk i weszłam do środka, czekając aż ona zrobi to samo.
Po kilku minutach siedzenia, wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że dziewczyna trzyma akurat w ustach papierosa.
'Świetne wyczucie czasu' mruknęłam do siebie.
Ten dzieciak... Nie mogę.
Otwierając drzwi od strony kierowcy, Lauren weszła do środka, włożyła kluczyki do stacyjki, po czym wyjechała na drogę, trzymając fajkę w ustach.
-Nie mogłaś chwilę poczekać z paleniem? - wymamrotałam.
-Nie - opowiedziałabnoszalancko.
Wydawała się taki spokojna... To było wręcz nienormalne. Czułam się dziwnie.
-Czemu jesteś taka spokojna? - palnęłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Naprawdę musiałam zacząć to kontrolować.
Na jej twarzy pojawiło się zmieszanie.
-Co? - razem z tym słowem, jej usta opuścił dym.
-Nic - potrząsnęłam głową.
-Nie, co powiedziałaś? - powtórzyła.
-Nie odpuścisz sobie, prawda? - powiedziałam to samo, co ona całkiem niedawno, co wywołału u niej uśmiech.
-Po prostu powiedz mi, co powiedziałaś - delikatnie się zaśmiała, kładąc prawą rękę na podłokietniku.
-Spytałam czemu jesteś taka spokojna.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
-A powinnam czuć się inaczej?
-Nie, znaczy, nie wiem - westchnęłam. - Zazwyczaj jesteś zła. To... To jest coś nowego - oblizałam usta, przygryzając je na końcu.
Zaśmiała się z mojej odpowiedzi.
-Przepraszam, że nie zawsze jestem szczęśliwa?
Żartobliwie wywróciłam oczami.
-Nie chodziło mi o to. Po prostu... Nie ważne - zapadłam się głębiej w siedzenie.
-Okej? - zaśmiała się, kręcąc głową. - Cholernie dziwna dziewczyna - mruknęła.
Słyszałam ją, ale udawałam, że nie. Szczerze mówiąc nie byłam w nastroju do kłótni.
Minęło trochę czasu, aż samochód zatrzymał się kilkanaście metrów od mojego domu.
Zmarczyłam brwi, na co ona wywróciła oczami.
-Nie chcesz, żeby twoi rodzice zobaczyli cię wysiadającą z mojego samochodu, prawda?
-Racja - przytaknęłam.
Mądra dziewczyna.
-Cóż, dzięki - lekko się do niej uśmiechnęłam, po czym wysiadłam z auta, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Pomachałam jej i zaczęłam iść, ale jej głos mnie zatrzymał.
-Co?
-Chodź tu.
Wróciłam do jej samochodu.
-O co chodzi? - wytknęłam głowę przez otwarte okno.
-Kiedy cię znowu zobaczę?
Poczułam, jak moje serce podskakuje.
-Nie wiem. Na razie jestem więźniem we własnym domu...
Pokiwała głową.
-Zawsze możesz się wymknąć - łobuzersko się uśmiechnęła.
-I ryzykować bycie złapaną? Nie, dzięki. Raz mi wystarczy - cicho się zaśmiałam.
Przez chwilę nic nie mówiła, aż w końcu odpaliła samochód.
-W takim razie, do zobaczenia, Camz.
-Ta.
Odchodząc od samochodu, patrzyłam, jak dziewczyna cofa, po czym wyjeżdża na drogę.
Bezpiecznie ruszyłam do domu z wielkim uśmiechem na ustach

Danger "CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz