Lauren opuściła pokój zanim wzeszło słonce, zostawiając Keane samą pod kołdrą. Miejsce obok niej było teraz puste.
Przebiegając dłonią po swoich rozczochranych włosach mówiących 'właśnie uprawiałam seks', Lauren wypuściła oddech pełen ulgi. Jej nerwy były ukojone - tak, jak to możliwe i przez chwilę - nie wiadomo jak długo trwającą - była odprężona.
Otwierając drzwi do swojego pokoju, zastała Camilę śpiącą na podłodze, co przywróciło ją do rzeczywistości.
Bez względu na to, jak bardzo ją zdenerwowała, poczuła się jak suka, widząc, że naprawdę ją posłuchała i zasnęła na podłodze.
'To musi byc cholernie niewygodne' pomyślała, wzdychając i podchodząc do dziewczyny. Zerkając na nią, przygryzła wnętrze policzka. Była piękna, nie można zaprzeczyć, ale było w niej coś, co sprawiało, że Lauren chciało się krzyczeć.
Albo dlatego, że spokała ją w najlepszym momencie (wyczuwacie tu ten głęboki sarkazm?) albo przez gówno, w które wpakowała się na dole z Zaynem kilka godzin temu, wiedziała, że dziewczyna oznaczała kłopoty.
Schylając się, Lauren wzięła ją na ręce, po czym położyła ją na swoim łóżku. Biorąc niedaleko leżący koc, przykryła ją nim od szyi do stóp.
Zerkając na nią po raz ostatni, dziewczyna wyszła z pokoju i zwyczajnie zeszła po schodach.
Lauren automatycznie się uśmiechnęła, widząc Zayn'a siedzącego na krześle i jedzącego.
-Hej, Zayn - krzyknęła, zaskakując chłopaka, który dopiero po chwili uświadomił sobie, że to tylko Jauregui.
-Co? - warknął. Nie był rannym ptaszkiem, co dało Lauren kolejny powód do okazania złości.
Bez zastanowienia podeszła do Zayna'a, chwytając do za kołnierz koszulki, zmuszając do wstania i uderzyła nim o ścianę tuż przy nich. Nie zawachała się przed zadaniem pierwszego ciosu w szczękę, otrzymując w efekcie spojrzenie pełne bólu i jęk niezadowolenia od Zayna'a. Jeszcze raz odchyliła pięść w tył, po czym uderzyła nią w brzuch mężczyzny.
-Następnym razem, kiedy odważysz się mi coś zrobić - zakpiłanz obrzydzeniem. - I zagrozisz śmiercią - przysunęła się, aż ich nosy dzieliło kilka centymetrów - Nie będziesz miał szansy się odezwać, zanim się do ciebie dorwę - zciszyła głos do szeptu, jad słyszalny w każdym słowie, które powiedziała.
Brutalnie popychając go na ścianę, Jauregui odeszła, zostawiając za sobą obolałego Zayn'a.
Jeśli istnieje coś, czego nienawidziła, to byli to ludzie próbujący ją przewyższyć. Dokładnie tak, jak Zayn zrobił to wcześniej.
Laurem wróciła do pokoju, gdzie zdjęła wszystkie ubrania - Camila wciąż spała - i weszła do łazienki. Odkręcając wodę, weszła pod prysznic, pozwalając gorącej wodzie trysnąć na jej skórę.
Woda spływająca jej po twarzy, przywróciła Lauren spokój. Kochała brać rano długie prysznice , ponieważ pozwalało jej to uciec od rzeczywistości. Właśnie dlatego, gdy skończyła myć włosy i zakręciła wodę, czuła się jakby wracała na ring, na kolejną rundę.
Susząc włosy do perfekcji, Lauren owinęła ręcznik wokół ciała, po czym wyszła spowrotem do pokoju, zastając obudzoną Camilę. Uśmiechnęła się.
-Dzień dobry, słonko - drażniła się ściszonym głosem, sprawiając, że Camila dostała gęsiej skórki.Camila's POV*
-H-Hej - przełknęłam ślinę, próbując nie patrzeć na jej umięśnione ramiona, gdzie (co wiedziałam bez patrzenia) migotały kropelki wody, spływające po jej porcelanowej skórze.
To powinno byc nielegalne. To zwyczajnie niemożliwe, żeby ktoś był tak kurwsko seksowny.
Ale wtedy przypomniałam sobie imprezę, morderstwo, bycie tu przywiezioną, kazanie spać na podłodze i to, że jest dziewczyną. Przed oczami pojawiły mi się mroczki.
-Dobrze się spało? - odwróciła się, przeszukując szafki w poszukiwaniu czegoś do włożenia.
-Po prostu fantastycznie, dzięki za troskę. Drewniana podłoga była wspaniała - sztucznie się uśmiechnęłam, co sprawiło, że na jej twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
Oh, jak bym chciała zetrzeć go z jej twarzy.
-Cóż, miło mi to słyszeć. Jestem pewna, że mojej podłodze podobało się, że twój kubański, seksowny tyłek na niej leżał. Wiem, że mi by się podobało - puściła mi oczko, co sprawiło nalot motylków w moim brzuchu.
Zaczynam się czuć, jakbym oszalała. Musi być ze mną coś nie tak. Nie wspominając, że jest jeszcze bardziej bipolarna niż wtedy, a nie sądziłam, że to możliwe.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęłam, nie wymyślając żadnej riposty. Wzdychając, wywróciłam oczami, po czym skrzyżowałam ręce i opuściłam ramiona.
-Co? Kot zjadł ci język? - Lauren zaczęła się śmiać, wkładając białą koszulkę.
-Zamknij się - odpyskowałam. - Bipolarna suko.
Zamarła.
-Co właśnie powiedziałaś?
Na chwilę zamilkłam, szerzej otwierając oczy, po czym spojrzałam w jej, szmaragdowe, przepełnione złością. Podnisłam brew.
-Co? Ogłuchłaś czy coś?
Zatrzaskując szafkę, Lauren do mnie podszła.
-Posłuchaj mnie, mała dziwko - splunęła. - Nie odzywaj się tak do mnie, po tym, jak byłam wystarczająco miła, żeby położyć cię na swoim łóżku. Jeśli nie zauważyłaś, nie obudziłaś się na podłodze, więc jeśli byłabym tobą, to bym mi dziękowała. Nie obrażała.
Przygryzłam wargę, zastanawiając się o czym mówiła. Spojrzałam w dół i uświadomiłam sobie, że byłam na łóżku. I to nie byle jakim, bo jej łóżku. Zmarczyłam brwi.
-Jak to się stało?
Lauren zacząła ze mnie drwić.
-Idiotka - mruknęła, potrząsając głową. - Duch Święty cię tu przyniósł - sarkazm był wyczuwalny w każdym jej słowie. - Jak sądzisz, Sherlocku? Ja to zrobiłam - warknęła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Zamilkłam, przyswajając nowe informacje. Ta żmija naprawdę raz zrobiła coś miłego. Zaczęłam czuć się z tym źle.
-Przepraszam.
-Co?
-Powiedziałam, że przepraszam - westchnęłam.
-Ah - pokiwała głową. - Tak myślałam.
I już nie czułam się z tym źle. Powstrzymywałam się przed przewróceniem oczami, pozwalając im spojrzeć w dół. Wtedy zorientowałam się, że była już całkowicie ubrana.
-Jak udało ci się tak szybko przebrać? - zaskoczona się na nią gapiłam.
-Cóż, kiedy byłaś w trakcie wyzywania mnie, zdążyłam coś na siebie założyć.
Pokiwałam głową. Jedyne, czego nie rozumiałam to to, że nie zauważyłam nawet żeby się ruszyła, o ubieraniu nie wspomnę. Jęknęłam.
-Przestań jęczeć, to nieatrakcyjne - Lauren odwróciwszy się spojrzała w lustro i zaczęła układac swoje perfekcyjne włosy. Podniosłam brew.
-Przepraszam? Myślisz, że kim ty jesteś?
-Wierzę, że nazywam się Lauren Jauregui, dziwko - mrugnęła do mnie w lustrze, wiedząc, że widzę jej odbicie.
Nie mogłam się powstrzymać, wywróciłam oczami. Ten dzieciak mnie zabije - dosłownie lub nie, jeszcze nie byłam pewna.
-Kiedy wracam do domu? - westchnęłam. Zaczęłam bawić się palcami. Najchętniej już bym sie stąd wyniosła i wróciła do domu, zanim moi rodzice zauważą, że wyszłam.
Lauren zatrzymała się, żeby pomyśleć. Po minucie, wydawającej się trwać wieczność, dziewczyna odwróciła się i spojrzał mi w oczy.
-Dzisiaj.
Moja twarz natychmiast się rozpromieniła.
-Naprawdę? - szczerze się uśmiechnęłam. To coś czego nie robiłam od momentu, w którym zostałam uprowadzona. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
-Yeah, nie mam powodu, żeby cię tu trzymać. Poza tym, szczerze mówiąc, jesteś jak wrzód na dupie.
Byłam szczęśliwa. Mimo, że powinnam się obrazić za to, jak mnie nazwała, postanowiłam tego nie robić, dopóki mogę wrócić do domu.
-Ale - zaczęła, na co się skrzywiłam - jeśli chociaż spróbujesz powiedzieć cokolwiek, komukolwiek, o tym, co zdarzyło się na imprezie... - byłam zaskoczona jak blisko mnie stała - Zabiję cię - szepnęła mi w usta, po czym się odsunąła.
Poczułam, jak coś przekręca mi się w żołądku. Mogłam jedynie przytaknąć.
-Chodźmy - podeszła do drzwi.
-Gdzie idziemy? - zmarszczyłam brwi.
-Chciałaś wrócić do domu, prawda?
Natychmiast wstałam, dołączając do niej w sekundę.
-O tak - odpowiedziałam.
Uśmiechnęła się zadziornie.------------------------------------
Co dziwne, jazda nie była tak niezręczna, jak się spodziewałam. Mimo, że prowadziła w ciszy, nie było między nami przepaści. To było... normalne. Jakbym była w samochodzie ze znajomą.
Włożyła rękę do kieszeni kurtki, wyciągając paczkę papierosów, po czym wyjęła jednego i go odpaliła.
-Możesz mnie tu wysadzić - wskazałam na przystanek.
-Jesteś pewna? - spytała, wypuszczając dym z ust.
Pokiwałam głową.
-Tak, mój dom jest tuż za rogiem.
Lauren kontynuowała jazdę, skręcając za blokiem.
-Gdzie jedziesz? Powiedziałam, żebyś zatrzymała się na przystanku - spojrzałam na nią z irytacją.
Wyjęła fajkę z ust, wypuszczając perfekcyjne kółko z dymu.
-Jaki w tym sens, jeśli mogę po prostu przywieźć cię do domu?
Westchnęłam, opierając się o fotel.
-Cokolwiek.
Gdy zbliżyliśmy się do mojego domu, kazałam jej się zatrzymać. Zaskakując mnie, zrobiła to. Szczerze mówiąc myślałam, że mnie nie posłucha (znowu) i będzie jechała dalej.
Odwróciłam się w jej stronę.
-Um, dzięki.
Pokiwała głową, zaciągając się jeszcze raz.
Wreszcie, wolność. Gdy już miałam otwierać drzwi, głos Lauren mnie zatrzymał. Zamknęłam oczy.
-Dasz mi swój numer?
Gwałtownie otworzyłam oczy. Powoli odwróciłam się twarzą do niej, zastanawiając się czy żartowała czy może była poważna.
-Chcesz mój numer? - powtórzyłam głupio.
Przytaknęła, patrząc na drogę przed sobą. Zawahałam się, jednak pokiwałam głową.
-Pewnie.
Wyciągając blackberry ze swoich jeansów, dziewczyna mi go podała. Wpisałam swój numer i oddałam jej telefon.
-Pa - powiedziałam, po czym wysiadłam, zamykając za sobą drzwi. Lekko jej pomachałam, obserwując jak odjeżdża. Podeszłam do drzwi. Wyciągając klucz spod wycieraczki, włożyłam i przekręciłam go kilkukrotnie w drzwiach, po czym weszłam do środka.
Odkładając klucz na miejsce, zamknęłam drzwi. Na palcach poszłam dalej, uważając, żeby nikogo nie obudzić.
-Gdzie byłaś, młoda damo?
Zamarło mi serce, a żołądek boleśnie się skręcił. Odwracając się, zobaczyłam oboje rodziców siedzących na kanapie w piżamach.
Już na to za późno.

CZYTASZ
Danger "Camren
FanfictionPostanowiłam, że przerobię znane wszystkim, kultowe opowiadanie "Danger" wersję Camren. Jak wszystkie wiemy, polski wattpad jest ubogi w opowiadania Lauren & Camila, więc chcę to zmienić. Mam nadzieję, że spodoba:)