XIV

2.6K 177 6
                                    

Szerzej otworzyłam oczy, widząc, że kurczowo ściska swój bok.
-Na Boga, co ci się stało? - pisnęłam, wystarczająco głośno, żeby usłyszała, ale wystarczająco cicho, żeby nie dosłyszała moja mama.
Wzruszyła ramionami, jakby to było nic poważnego. Idiotka.
-Nic.
Podniosłam brew.
-Za jak głupią mnie masz? - położyłam dłoń na biodrze.
Ta tylko łobuzersko się uśmiechnęła.
-Naprawdę chcesz, żebym na to odpowiedziała?
Wywróciłam oczami.
-Jesteś świnią.
Zaśmiała się krótko, po czym się skrzywiła i mocniej chwyciła swój bok. Podeszłam do niej i delikatnie nacisnęłam w to samo miejsce.
-Mówię serio, Lauren. Co się stało? - podniosłam na nią wzrok.
-Nic - powtórzyła.
Ponownie nacinęłam w to miejce, tym razem mocniej.
Znów się skrzywiła.
-Kurwa. To boli, Camil. Ostrożnie - warknęła przez zaciśnięte zęby.
-Wiem - spojrzałam na nią. - A teraz powiedz mi, co się stało albo zrobię to jeszcze raz, tym razem jeszcze mocniej - zmróżyłam oczy.
-Blefujesz - mruknęła.
Posłałam jej spojrzenie, mówiące 'oh, czyżby?', naciskając na jej bok tak, jak mówiłam.
Odepchnęła moją rękę, odsuwając się.
-Cholera, Camz. Jezus - syknęła.
Wzruszyłam ramionami.
-Ostrzegałam cię i nie zawacham się zrobić tego jeszcze raz - pochyliłam się do jej boku, na co ona odeszła tak szybko, jak mogła.
-Okej, okej! - jęknęła. - Powiem ci, ale najpierw się odsuń, do cholery - machnęła rękami, pokazując mi, że mam odejść. Tak zrobiłam.
-W porządku - skrzyżowałam ręce na piersi. - Teraz mów.
Oparła się o ścianę, wciąż trzymając obolałe miejsce.
-Pamiętasz tego żmije, na którą wpadłam w restauracji?
Wróciłam myślami do wysokiego, brązowookiej dziewczyny w krótkich włosach. Pokiwałam głową.
-Cóż, po tym, jak cię odwiozłam, wróciłam do swojego domu i chłopaki tam byli. Odpoczywaliśmy i inne pierdoły, kiedy Zayn powiedział, że mamy niezałatwione sprawy na terytoriach...
Nie rozumiejąc, zmarszczyłam brwi. Dziewczyna westchnęła.
-Są wyznaczone miejsca, które należą do poszczególnych gangów, ale oddzielono je od siebie. W tych miejscach, które nie należą do nikogo, załatwiamy większość spraw.
Ponownie pokiwałam głową, tym razem rozumiejąc.
-Doszłam blisko granicy z The Kings i Ruby, dziewczyna z restauracji, tam była i oczywiście ta idiotka myśli, że może zacząć się z nami pieprzyć i po wszystkim po prostu odejść - warknęła w złości. - Ten kawałek gówna zaczął o czymś pierdolić, a chwlię później machała pięściami w każdą stronę. Uniknęłam pierwszego uderzenia i trafiłam ją w szczękę. Ona odzyskał trochę sił i uderzyła mnie w brzuch, ja zgięłam się w pół, a ona wycelowała w moje plecy. Otrząsnęłam się i przewróciłam ją na ziemię, trzymając nogę na jej plecach, na których chwilę później leżała, kopiąc mnie w twarz i żebra. Gdy udało mi się ją znowu trafić, wyjęła nóż i dźgnęła mnie w bok...
Zszokowana, szeroko otworzyłam usta.
-... a wtedy jej znajomi ją odciągnęli i powiedzieli, że mają jeszcze jakieś sprawy do załatwienia - jej oczy pociemniały, posyłając mordercze spojrzenie. Stała się cała napięta.
-I po prostu cię tam zostawili? - spytałam. Moje oczy szeroko otworzyły się z przerażenia, że ktoś mógł coś takiego zrobić. To zanczy, wiem, że niektórzy są bez serca, ale...
-Rozpierdoliłabym ją, gdyby ci kretyni jej nie odciągnęli - Lauren mnie zignorowała, warcząc, gdy wszystko sobie przypominała. - Odwdzięczę się tej szmacie w ten czy inny sposób.
-Nie - potrząsnęłam głową. - Agresja nigdy nie jest dobrą odpowiedzią.
Odwróciła głowę w moją stronę, patrząc na mnie z niedowierzaniem w oczach.
-Kim ty jesteś? Zakomnicą? Pierdolić to. Rozpierdolę ją w chwili, w której położę na tej suce ręce - zawinęła usta w cienką linię, pozwalając swojej złości wyjść na zewnątrz. - Jeśli myśli, że może tknąć mnie nożem, a potem zwyczajnie odejść, mam dla niej niespodziankę - miała w oczach coś, czego nie mogłam zrozumieć.
Westchnęłam.
-Po prostu się uspokój. Ostatnią rzeczą, której chcesz, jest zrobić coś sobie w złości i całkiem się wykrwawić.
-Czemu do cholery cię to obchodzi?! - warknęła.
I znów zaczynają sie jej bipolarne problemy.
-Nie jesteś moją pierdoloną matką - kontynuowała, sycząc jej pięknym zachrypniętym głosem.
-Cóż, obchodzi i nie możesz nic z tym zrobić, więc, kurwa, skończ już temat - odpyskowałam, wściekła. Jakim prawem zachowywała się jak suka, będąc w moim domu?!
Już otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, kiedy się odezwałam, zanim miała możliwość.
-Ty przyszłaś do mnie, pamiętasz? - wskazałam palcem na jej ciało stojące na podłodze w moim pokoju.
Nic nie odpowiedziała, co dało mi odpowiedź, jakiej chciałam.
-Dokładnie - sztucznie się do niej uśmiechnęłam, dumna, że chociaż raz wygrałam kłótnie i zmusiłam ją do zamknięcia się.
Po kilku minutach stania w ciszy, zauważyłam, że przez koszulkę, którą miała na sobie, powoli znaczynała przeciekać czerwona ciecz - najprawdopodobniej jej krew.
-Musimy iść z tym do lekarza. Trzeba to sprawdzić - schyliłam się po swój telefon, który leżał na szafce przy moim łóżku, kiedy Lauren mnie powstrzymała.
-Nie, nie możesz! - krzyknęła, po czym wolno zaczęła się uspokajać, gdy zobaczyła jak moje ciało drgnęło z zaskoczenia. - Jeśli mnie przyjmą, będą chcieli wiedzieć co się stało, a ja nie mogę pakować się teraz w jeszcze większe gówno - szepnęła
Przygryzłam wnętrze policzka, analizując jej słowa. Miała trochę racji.
-Zgoda, ale pod jedym warunkiem - srogo na nią spojrzałam.
Dziewczyna jęknęła, wywracając oczami.
-Jakim?
-Pozwolisz mi to obejrzeć, okej? - zerknęłam na nią z nadzieją w oczach.
Przez chwilę nad tym myślała, lekko się wachając, po czym wreszcie przytaknęła.
-Zgoda.
Delikatnie chwytając ją za rękę, poprowadziłam do łazienki, po czym zamknęłam za nami drzwi.
-Siadaj - wzkazałam na toaletę z opuszczoną deską. Powoli to zrobiła.
Kucnęłam, żeby być na jedym poziomie z szafkami, po czym je otworzyłam. Wyjmując z końca półki apteczkę, zamknęłam szafeczkę, po czym wstałam.
Dziewczyna dziwnie na mnie spojrzała.
-Co?
-Dlaczego masz apteczkę w swojej łazience?
-Moja mama jest pielęgniarką, więc na wszelki wypadek mam apteczki w każdym pomieszczeniu w domu - wzruszyłam ramionami, grzebiąc w pudełku. Wyciągając wszystko niezbędne do opatrzenia jej ran, odwróciłam się spowrotem w jej stronę.
-Zdejmij koszulkę.
-Jeśli chcesz się ze mną przespać, musisz poczekać, aż to się zagoi - łobuzersko się uśmiechnęła, subtelnie puszczając mi oczko.
Zwalczyłam chęć zarumienienia się i jedynie wywróciłam oczami.
-Nie podniecaj się za bardzo, muszę spojrzeć na te rany.
Cicho się zaśmiała.
-Cokolwiek powiesz - chwyciła dół swojej koszulki, po czym powoli ją podniósła i rzuciła na ziemię.
Nie mogłam oderwać oczu od jej piersi i brzucha. Mimo, że bok był pokryty krwią, jej mięśnie lekko błyszczały w świetle.
-Masz zamiar mi pomóc czy gapić się na moje ciało? - otrząsnęłam się, widząc jak Lauren marnie się uśmiecha.
Mentalnie kopnęłam się w twarz.
-Zamknij się - szepnęłam, pochylając się, żeby lepiej wszystko widzieć. Była nieźle poharatana, a na środku jej boku znajdowało się głębokie nacięcie. Podchodząc do kranu, zmoczyłam ręcznik, po czym wróciłam do dziewczyny i zaczęłam powoli wycierać nim rozcięcie.
Bez poroblemu tam siedziała, ani razu się nie krzywiąc, sprawiając, że zaczęłam się zastanawiać jak wiele razy została zraniony, zanim do tego przywykła.
Kiedy już z tym skończyłam, chwyciłam dezynfekujący sprej, potrząsając nim, gdy zniżyłam się do poziomu jej boku.
Już miałam ją nim prysnąć, gdy usłyszałam nagły dźwięk. Marszcząc brwi, zerknęłam na łobuzersko uśmiechającą się Lauren.
-Co? - warknęłam, zirytowana. - Co jest takie zabawne?
Wzruszyła ramionami, po czym szybko spojrzała w dół, a potem w dal. Podążyłam za jej wzrokiem i zorientowałam się, że jestem praktycznie twarzą w twarz z jej kroczem.
Mocno się zarumieniłam.
-Jesteś obrzydliwa - zadrwiłam.
Zielonooka lekko się zaśmiała.
-Hej, to nie ja zajmuję się twoimi pierdołami, skarbie - mrugnęła do mnie.
Ugryzłam się w język, żeby powstrzymać napad złości, po czym powoli się uspokoiłam.
-Słuchaj, próbuję ci pomóc, więc jeśli chcesz byc dziecinna, to śmiało, ale innym razem - powiedziałam na wydechu.
-Woah, komuś chyba wrzynają się babcine majtki - zaczęła się drażnić.
-Nie noszę babcinych majtek - szerzej otworzyłam oczy, uświadamiając sobie, co właśnie powiedziałam.
Lauren podniosła brew.
-Oh, czyżby? - w jej oczach tańczyły iskierki rozbawienia.
Mentalnie się przeklnęłam.
-Zapomnij o tym - mruknęłam.
Potrząsnął głową.
-Nie możliwe, żebyś nie nosiła babcinych majtek. Spójrz na siebie! - machnęła w moim kierunku obiema rękami.
Wydęłam usta.
-Co to ma niby znaczyć? - odpyskowałam, czując się urażona.
-Wyglądasz jak te sztywne dziewczyny noszące babcine majtki - oparła się o tył toalety.
W tym momencie się we mnie zagotowało. Jak śmiała?
-Dla twojej informacji, mam na sobie stringi, więc się zamknij!
Czy naprawdę właśnie to przyznałam?
Jej oczy się rozszerzyły, a na jej twarzy wymalowało się rozbawienie.
-Nie wierzę ci - jej oczy wróciły do normalności.
-Nie obchodzi mnie, w co wierzysz - zakpiłam.
-Udowodnij - kiwnęła w moim kierunku głową.
Sztucznie sie zaśmiałam.
-Ha! A co powiesz na... - potarłam podbródek, udając, że się nad tym zastanawiam, po czym ponownie podniosłam głowię - Nie? - spojrzałam na nią, jakby oszalała. Prawdopodobnie właśnie tak było.
-Czy Ruby uderzyła cię w głowę trochę za mocno?
Potrząsnęła głową.
-Nie, wszystko u mnie w porządku. Po prostu jesteś kłamczuchą.
-Nie, nie jestem!
-I to cholerną! - pokiwała głową, zgadzając się ze swoimi słowami. - Pewnie jesteś też dziewcą.
-To nie jest twoja pieprzona sprawa - warknęłam.
-Więc próbujesz powiedzieć, że nie jesteś? - potrząsnęła głową. - Nie wierzę w to.
-Ty w nic nie wierzysz! - wyrzuciłam ręce w górę.
-Jeśli udowodnisz, to uwierzę. Do tego czasu jesteś noszącą babcine majtki dziewicą - uśmiechnęła się do samej siebie.
-Jesteś wredna - warknęłam nisko.
-Tylko stwierdzam fakty, skarbie - mrugnęła do mnie.
-Jaki związek ma moje noszenie babcinych majtek - co jest nieprawdą - czy bycie dziewicą z tobą?
Wzruszyła ramionami.
-Muszę znać laski, z którymi się zadaję.
-Z nikim się nie zadajesz! Z tego, co wiem, jesteśmy niczym! A ja nie umawiam się z dziewczynami!
Łobuzersko się uśmiechnęła.
-Czyżby?
Pokiwałam głową.
Dziewczyna wstała.
-Nie myślisz, że czymś jesteśmy?
Potrząsnęłam głową.
Podeszła do mnie bliżej, delikatnie trzymając swój bok.
-Mylisz się - szepnęła.
-Ty- przerwałam, odzyskując zimną krew. - Ty nie powinnaś wstawać.
Wzruszyła ramionami, wciąż się do mnie zbliżając, aż uderzyłam plecami w ścianę łazienki.
Cholera, przygwoździła mnie.
-Nie - powiedziałam na wydechu.
-Jesteś kłamczuchą - przyciskając się do mnie, żebym nie mogła się wydostać, położyła swoje ręce po obu stronach moje głowy. - Chcesz wiedzeć czemu? - jej gorący oddech uderzył o moje usta.
-Czemu? - poczułam, jak robi mi się coraz cieplej.
Przysunęła swoją głowę bliżej mojej.
-Bo robisz to - pochyliła się, pewnie przyciskając swoje usta do moich, zanim zdążyłam to zarejestrować czy ją powstrzymać.
Wybuchły wokół nas fajerwerki, a w moim brzuchu pojawiło się stado motyli. Minęła sekunda, zanim mój mózg zaczął działać i zrozumiał, co się dzieje. Oplatając ręce na jej szyji, przyciągnęłam ją bliżej do siebie - jeśli to było możliwe. Adrenalina wystrzeliła w moich żyłach, a razem z nią zapaliły się iskry.
Naparła swoim ciałem bardziej na mnie, chwytając w dłonie moje biodra i je ściskając; jej palce wbiły mi się w skórę, gdy lekko przygryzła moją dolną wargę zębami.
Jęknęłam, nie przerywając pocałunku, mierzwiąc palcami jej włosy. Kurwa, niesamowite uczucie.
Zjeżdżając dłonią po moich plecach, przytrzymała ją tam chwilę, po czym przesuwając ją na moje pośladki. Ścisnęła je, sprawiając, że gwałtownie złapałam powietrze, co dało jej dostęp do mojej buzi, na który czekała. Wślizgując się do moich ust, nasze języki zaczęły toczyć walkę. Jęknęłam, ciągnąc ją za włosy.
Jeszcze mocniej na mnie naparła, pewnie ściskając mój tyłek. Oderwała się ode mnie tylko na sekundę, po czym przechyliła głowę w prawo i jeszcze raz złączyła nasze usta, ponownie dołączając swój język.
Smakowała jak mięta i papierosy. Dziwne, ale seksowne połączenie.
Nawet nie zauwazyłam, że jej dłonie rozpoczęły wędrówkę do moich spodni, dopóki nie poczułam jej zimnych rąk ściskających moje pośladki. Znów łapczywie złapałam powietrze, szeroko otwierając oczy.
Wciąż mnie całując, łobuzersko się uśmiechnęła. Odsuwając się z głośnym mlaskiem, oparła swoje czoło o moje, sprawiając, że moja głowa przylgnęła do ściany za nami.
-Pomyliłam się - szepnęła seksownie, nawiązując do naszej wcześniejszej sprzeczki. Ocierając się o mnie, bez tchu trąciła nosem moją szyję, po czym zaczęła ją ssać, gryźć i lizać, wysyłając mnie do innego świata.
Przyciągnęłąm jej głowę bliżej, delikatnie ją masując palcami, jednocześnie bawiąc się jej włosami. Laurem cicho jęknęła.
-Camila, jesteś tam? - natychmiast otworzyłam oczy, a Lauren oderwała się od mojej szyi. - Otwórz drzwi - usłyszałam, jak moja mama woła jeszcze raz, nieco głośniej.

Danger "CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz