Camila's POV- Karla! - usłyszałam krzyk mamy, dochodzący z dołu.Uniosłam wysoko brwi, odkładając książkę, którą właśnie czytałam na bok, po czym zsunęłam się z łóżka. Otworzyłam drzwi od pokoju i wytknęłam głowę na zewnątrz.- Zejdź na dół, twój ojciec chciałby z tobą porozmawiać - powiedzenie tego jakby sprawiało jej wysiłek, ze względu na to, jaki stosunek miałam do niego w tej sytuacji.Tylko ze względu na nią, postanowiłam odstawić swoją nienawiść na bok.- Dobrze, zaraz zejdę - zamknęłam drzwi, zakładając sweter na swój ciasny top.Następnie z powrotem je otworzyłam i zbiegłam po schodach, zastając moich rodziców pogrążonych w cichej rozmowie.- Cześć tato - mruknęłam dość niezręcznie, niepewna czy wciąż był na mnie zły, czy nie.- Camila - wziął głęboki oddech wyraźnie zdziwiony, że postanowiłam zejść na dół. - Jak się czujesz?- Dobrze - odpowiedziałam. Jeśli myślał, że mu wybaczyłam, będzie bardzo zdziwiony.- Wiem, że jesteś na mnie zła.. ale chciałbym z tobą porozmawiać.- Okej - wzruszyłam ramionami. - Mów.- Camila.. - zaczęła moja mama, potrząsając głową, ale zanim zdążyła powiedzieć coś więcej, mój tata jej przerwał.- Nic się nie stało, Melissa - przeniósł wzrok na mnie. - Ona ma prawo, żeby być na mnie zła.Zacisnęłam usta, nie wiedząc jak się zachować. Oczekiwałam krzyku, kłótni, a tymczasem na jego ustach pojawił się wyrozumiały uśmiech. Odwróciłam wzrok- Możemy usiąść i porozmawiać? - zapytał, zajmując miejsce na kanapie i wskazując na mnie ręką. Pokiwałam głową i usiadłam w niewielkiej odległości od niego, kładąc dłonie na kolanach.Mama patrzyła na nas ze swojego miejsca, licząc na to, że się pogodzimy.Część mnie również miała taką nadzieję.- O czym chcesz porozmawiać? - mruknęłam, przerywając ciszę i chcąc już mieć to wszystko za sobą. Nienawidziłam tego oczekiwania na to, co powie druga osoba.To była strata czasu.- Chcę porozmawiać o zeszłej nocy.- Tato.. - zaczęłam, ale szybko uniósł dłoń żeby mnie uciszyć.- Nie.. Camila - potrząsnął głową. - Muszę to powiedzieć.Skinęłam pokazując mu, że słucham.- Nie powinienem podnieść na ciebie ręki. Jesteś moją córką i cię kocham. Nic tego nie zmieni. Popełniamy naiwnie decyzje ale przecież.. jesteś moim dzieckiem, częścią mnie a ja nie powinienem zrobić tego... co zrobiłem - smutek pojawił się w jego oczach. - Przepraszam.. - szepnął, patrząc na swoje dłonie.Mama spojrzała na nas ze łzami w oczach. Uniosłam brwi.- Przepraszam - położyłam swoją rękę na jego. - Gdybym nie zaczęła krzyczeć, to byś mnie nie uderzył. Byłam oszołomiona tym wszystkim i nie myślałam, co robię.- Skarbie - przykrył moją dłoń tak, że teraz znajdowała się ona w jego uścisku. - Nie masz za co przepraszać. Broniłaś tego, w co wierzysz. Gdybym był na twoim miejscu i ktoś powiedziałby mi, że nie mogę się widywać z twoją mamą, zwariowałbym - lekko się zaśmiał.Uśmiechnęłam się, zakładając kosmyk włosów za ucho i wzięłam głęboki oddech.- Wiem, że to co stało się w czasie obiadu.. to było zbyt wiele. Uwierz mi, na waszym miejscu dostałabym ataku serca, widząc swoją córkę na czyimś celowniku. Ale musicie zrozumieć, że Lauren mnie chroniła.Mój tata nic nie powiedział. Zamiast tego słuchał, co miałam mu do powiedzenia a ja uśmiechnęłam się, czując, że do niego przemówiłam.- Czy to było niebezpieczne? Oczywiście. Czy mogłam umrzeć? Możliwe, ale liczy się fakt, że tutaj jestem - westchnęłam, przypominając sobie to wydarzenie. - Jedyne co widzieliście to Lauren ze swoją bronią. Przyznajcie, nie widzieliście jej u Ruby.- Byłem w szoku, Camila. Ally powiedziała nam, że Lauren jest kryminalistką, ale stwierdziliśmy z mamą, że nie możemy jej osądzać, skoro jej nawet nie widzieliśmy. Wyobraź sobie jak czuliśmy się kiedy okazało się, że Ally miała rację.- Ale to nie jest prawda! - wyrwałam rękę z jego uścisku. - Lauren robi głupie rzeczy, owszem, ale nie jest kryminalistką. Ma broń dla obrony bo tak, ma wrogów. Wyciągnęła ją nie dlatego, że jest bandytą ale po to, żeby mnie obronić - potrząsnęłam głową. - Nie rozumiecie jej tak, jak ja.- Więc wytłumacz nam to, Camila, bo ja i twoja mama chcielibyśmy o tym wiedzieć - powiedział tata, marszcząc brwi.Przygryzłam wnętrze policzka i wzięłam głęboki oddech.- Lauren przeszła przez wiele rzeczy, które nie są moją sprawą i o których nie powinnam wam mówić. Robi to, co robi bo tego uczyła się rosnąc. Była okłamywany przez wiele lat przez tych, których kochała i którym ufała, przez co było jej trudno zaufać komukolwiek innemu. Ja to zmieniłam. Była oschła, bo nie chciała nikogo wpuścić do środka, ale udało mi się zburzyć jej mur. Bo zobaczyłam w niej troskliwą dziewczynę, która później stała się moja.- Wszyscy popełniamy błędy, robimy rzeczy, które chcielibyśmy cofnąć - dokończyłam. - Ale nikt nie jest idealny. Łącznie z Lauren.To chyba go uciszyło, bo zdawał się to przetwarzać.- Na obiedzie zobaczyliście prawdziwą Lauren. Opiekującą się, słodką dziewczynę, którą nauczyłam się kochać - potrząsnęłam głową. - Jeśli nie widzicie jej taką, jaką jest naprawdę to ja już nie wiem co zrobić - podniosłam się, gotowa do wyjścia.- Zaczekaj - odezwał się mój tata, zatrzymując mnie.Odwróciłam się, krzyżując ręce na klatce piersiowej, z grymasem na twarzy.- Co?Westchnął i podniósł się.- Przepraszam.Uniosłam wysoko brwi.- Masz rację. Nikt nie jest idealny i nie powinienem jej oceniać za te złe rzeczy - ocierając dłonie w swoje dresy, mój tata spojrzał na mnie. - Powinienem być jej wdzięczny - uśmiechnął się. - Wdzięczny za to, że wciąż tutaj jesteś a nie planujesz swój własny pogrzeb.- Boże, tato. Mogłeś to powiedzieć inaczej - zaśmiałam się, potrząsając głową.Wzruszył ramionami, uśmiechając się, po czym otworzył szeroko ręce.Podeszłam do niego odwzajemniając ten gest i obejmując go wokół szyi.- Kocham cię.Przycisnęłam policzek do jego klatki piersiowej.- Ja ciebie też tato.Lauren's POVPo podrzuceniu Camili wróciłam do domu. Zatrzaskując za sobą drzwi od auta weszłam do mieszkania i opadłam ciężko na kanapę. Wyciągając przed siebie nogi i zakładając dłonie za głowę, zamknęłam oczy.Nie minęło długo zanim ekipa weszła do salonu, rozmawiając ze sobą - głośno, jeśli mogę dodać. Warknęłam zirytowana.- Czy możecie przestać zachowywać się jak banda dziewczynek i się zamknąć? - wyrzuciłam ręce w powietrze.Automatycznie się uciszyli, patrząc na mnie w szoku.- Jauregui? Skąd ty się tu wzięłaś? - spytał Zayn.- Z waginy mojej mamy - odpowiedziałam sarkastycznie, wywracając oczami.Chłopcy parsknęli śmiechem.- Najwyraźniej - odpowiedział Zayn. - Mam na myśli to, kiedy wróciłea? Nie było cię tu przed tym jak wyszliśmy.- Prawdopodobnie poszła do jej domu kontynuować to, co zaczęły tutaj - zachichotał Marcus, a ja od razu na niego popatrzyłam.- Zamknij się. Po prostu ją odwiozłam do domu. A gdzie wy byliście? Nie było was tu rano.- Poszliśmy się trochę przewietrzyć - Marco zajął miejsce naprzeciwko mnie. - Nie byłyście wczoraj najcichszymi osobami na świecie - uśmiechnął się.Wzruszyłam ramionami.- Nikt nie powiedział, że mieliście słuchać.Zayn również usiadł, z uśmiechem na twarzy.- To było ciężkie biorąc pod uwagę, że jedyne co byliśmy w stanie usłyszeć, to Camilę krzyczącą twoje imię, jakby jej tyłek był w ogniu.- Nie bądź zły tylko dlatego, że ty nie możesz tego dostać.- W każdym razie - Normani przerwała naszą rozmowę. - Po tych dźwiękach z wczoraj wnioskuję.. że dalej jesteście razem.- Chyba tak.- Co znaczy „chyba"? - spojrzała na mnie zdezorientowana nie wiedząc, o co mi chodziło.- Co jest z tobą? Wydajesz się spięty - zauważył Bruce.- Znów jesteśmy w punkcie, w którym nie możemy się tak często widywać - mruknęłam.- A to co znaczy? - uniosła brwi.- Ona nie może ciągle wymykać się z domu, a ja nie jestem w najlepszych stosunkach z jej rodzicami.- Przejdzie im - uspokoił mnie Justin.- Wątpię. Nienawidzą mnie i szczerze, nie winię ich za to. Ja też nienawidziłabym osobę, przez którą prawie zginęłaby moja córka.- Prędzej byś ją zabił niż tylko nienawidził - zaśmiał się Justin. - Ale to tak poza tym.Zaśmiałam się wiedząc, że ma rację.- Zapewne byli wtedy w szoku ale uwierz mi, wcześniej czy później zdadzą sobie sprawę, że tylko ją chroniłaś.- Mam nadzieję - mruknęłam. - Możecie pomyśleć, że jestem szalona, ale nie mogę bez niej żyć. Tylko ona utrzymuje mnie przy zdrowym umyśle.Chłopcy zaśmiali się, zgodnie kiwając głową.- Czy Jauregui staje się miękka?- Dla mojej dziewczyny? Tak. W innych sprawach? Nie.Zayn zachichotał.- Cieszę się, że w końcu się ustatkowałaś, Jauregui.- Z kimś normalnym - dodał Justin ze śmiechem.Uśmiechnęłam się.- Cieszę się, że się z tym zgadzacie.- Zgadzałam się z tym od początku - zapewniła Normani dumnie.- A z tego co słyszałem wczoraj jestem pewien, że jest też dobra w łóżku - powiedział Justin, lekko uderzając mnie w ramię.- Mam związane ręce, chłopcy - uśmiechnęłam się, a oni jęknęli.- Oh no dawaj, musisz nam coś powiedzieć.Właśnie miałam coś odpowiedzieć, kiedy dźwięk mojego telefonu wszystkich uciszył. Wysunęłam go z kieszeni spodni i zerknęłam na ekran, na którym wyświetlił się numer Camili.- Niech zgadnę, twoja dziewczyna? - Justin podniósł się, patrząc na mnie z uśmiechem.Odwzajemniłam ten gest, przesuwając kciukiem po ekranie i odblokowując telefon po czym przyłożyłam go do ucha.- Halo?Justin uniósł jedną brew w górę.- Okej - podniósł dłonie. - Widzę, Jauregui. Wybierasz dziewczynę zamiast swoich kumpli. Dobrze.Odsunął się ode mnie a Zayn, Mani i Marcus wstali, wychodząc z pokoju.Marcus poruszył sugestywnie brwiami, a ja pokazałam mu środkowy palec. Parsknął śmiechem i opuścił pomieszczenie.- Co robisz? - spytała.- Nic, odpoczywam. A ty? - wyciągnęłam nogi na stół, który kupiliśmy tydzień temu, bo ostatni udało mi się zepsuć.Mogłam wyczuć jej radość przez ciszę, która między nami zapadła. Zachichotałam i oblizałam usta.- Camz?- Zgadnij co? - pisnęła, a ja nie mogłam powstrzymać wybuchu śmiechu.- Co?- Zgaduj! - mogłam sobie tylko wyobrazić, że się szeroko uśmiechała.Przebiegłam dłonią po włosach, zastanawiając się przez chwilę.- Nie wiem, skarbie.Camila wydała z siebie sfrustrowane westchnięcie.- Psujesz całą zabawę - mruknęła.Zachichotałam.- Naprawdę, Camz? Nie mam pojęcia o co mogłoby chodzić.- Zabijasz cały dobry humor.- Jakim cudem? To ty zadajesz niedorzeczne pytania.- To nawet nie było pytanie - odpowiedziała. - Próbowałam zrobić tylko coś zabawnego no ale nie ważne - westchnęła. - Powiem Ci następnym razem...- Nie - przerwałam jej. - Powiedz mi teraz.- Nie.- Camila - jęknąłem. - Nie rób tego. Nie kłóć się ze mną.- Nie kłócę się.- Kłócisz - odpowiedziałam. - Nie chcę z tobą walczyć. Mamy już wystarczająco tego.Między nami zapadła cisza, a Camila wzięła głęboki oddech.- Masz rację.. Przepraszam.Potrząsnęłam głową.- Nic się nie stało, po prostu powiedz mi o co chodzi.- Cóóóóż... - zaczęła. - Rozmawiałam dzisiaj z moimi rodzicami.. właściwie, oni rozmawiali ze mną.. w każdym razie..Usiadłam prosto zaciekawiona.- Co powiedzieli?- Już mówię, spokojnie - zaśmiała się. - Po tym jak mnie podrzuciłaś, mama przyszła do mojego pokoju. Myślałam, że chce na mnie nakrzyczeć, ale ona przeprosiła.Moje oczy otworzyły się szeroko, a ja szczerze mówiąc byłam bardzo zdziwiona. Z jej mamą się nie zadziera. Byłam zaskoczona, że nie zabiła Camili. Gdyby to zrobiła, to czy jest jej mamą czy nie, zabiłabym ją, za położenie ręki na mojej dziewczynie. Ale to tak poza tym.- Powiedziała, że tego nie chciała - zatrzymała się. - Że bez względu na to, co o tobie sądzi, nie może zignorować faktu, że mnie kochasz.Zastygłam, nie wiedząc co zrobić, czy powiedzieć.- Ona co?Camila zachichotała.- Powiedziała, że widziała, w jaki sposób na mnie patrzyłaś, kiedy Ruby mnie przetrzymywała. Widziała, że się o mnie bałaś.Ciężko było mi w to uwierzyć. Dlaczego nie widziała tego wcześniej?- A co z twoim tatą?- Oh - Camila zatrzymała się, dając jeszcze bardziej dramatyczne wrażenie. - On też przeprosił.Praktycznie zakrztusiłam się swoją własną śliną.- Żartujesz sobie ze mnie, skarbie?- Nie - zaśmiała się. - Przeprosił, że mnie uderzył i..- Zaczekaj, co? - zapytałam, niepewna czy dobrze ją usłyszałam.- Nic - odpowiedziała szybko.- Kiedy zamierzałaś powiedzieć mi o tej małej informacji? - syknęłam nie wierząc, że jej ojciec byłby w stanie podnieść na nią rękę.- Ja.. zapomniałam.- Jak do cholery mogłaś zapomnieć?- Lauren - westchnęła. - Proszę, on tego nie chciał. Okej? Nie bądź zła.- Jak mam nie być zła, Camila? On położył na tobie swoje ręce! - miałam ogromną ochotę pojechać do jej domu i przyłożyć mu w twarz.- Lauren.. uspokój się, proszę - szepnęła.Potrząsnąłem głową.- Nie ważne. Masz szczęście, że cię kocham, bo inaczej pojechałabym tam i skopała jego żałosną dupę.- Lauren! - skarciła mnie. - To wciąż mój ojciec.- No właśnie! Twój ojciec! Jaki mężczyzna kładzie rękę na kobiecie, a zwłaszcza, kiedy jest jego córką? - potrząsnęłam głową. - Zwykły skurwysyn.- Lauren - Camila westchnęła. - Przestań. Wiem, że to co zrobił jest złe, ale to wciąż mój ojciec i gdyby nie on, to dzisiaj by mnie tu nie było.- Technicznie to twoja mama cię urodziła, więc jeśli chcesz komuś podziękować to powinnaś to zrobić właśnie jej.- Cóż.. on przy tym pomógł.- Za dużo informacji na raz - zachichotałam. - Więc.. co więcej stało się poza tym, że przeprosił, za coś czego nie powinien zrobić?Mogłam sobie wyobrazić, że Camila właśnie wywróciła oczami.- Rozmawiałam z nim i w końcu udało mi się do niego dotrzeć. Nie podoba mu się fakt, że nosisz broń i robisz rzeczy, które są niebezpieczne ale.. on to rozumie.- Co? Czy to znaczy... że możemy...- Widzieć się bez wymykania? - dokończyła za mnie.- Tak.Camila znów zamilkła i właśnie miałam to przerwać, kiedy przemówiła.- Powiedział, że nie czuje się z tym do końca dobrze ale akceptuje fakt, że jesteśmy razem.Uśmiech pojawił się na moich ustach.- Mówisz poważnie?- Mhm. Powiedział też, że chciałby, żebyś do nas przyszła. Na prawdziwy obiad, bez żadnych dramatów.Zaśmiałam się. Dramat wokół mnie i Camili zdawał się nigdy nie kończyć.- Upewnij się, że nic się nie stanie. Na przykład, że nie spali się dom, bo jestem pewna, że zostałabym o to obwiniona nawet jeśli byłabym wtedy w łazience - zaczęłam się drażnić, a Camila zaśmiała się.- Zamknij się.- Wiesz, że to prawda.- Wiem, że to śmieszne.Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Czekałam chwilę licząc, że otworzy któryś z chłopców, ale tak się nie stało. Wywróciłam oczami i podniosłam się.- Zaczekaj chwilę, skarbie. Ktoś dzwoni do drzwi.- Okej.Zajrzałam przez wizjer i zdziwiłam się, że nikogo tam nie było. Nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi, ale nie zauważyłam wokół niczego dziwnego.Wzruszając ramionami miałam właśnie zamknąć je z powrotem, kiedy zobaczyłam ciało.- Lo? - usłyszałam głos Camili.Nie będąc w stanie oderwać od niego oczu, przyłożyłam telefon do ucha.- Skarbie, oddzwonię do ciebie.Zakańczając rozmowę zanim miała szansę się odezwać, schowałam komórkę i zakryłam usta. Pochyliłam się, odgarniając jej włosy.Wstrzymałam oddech w szoku, kiedy zobaczyłam tam bladą twarz Keany.- Kurwa.Wstając, wyciągnęłam broń i rozejrzałam się dookoła. Jeszcze raz spojrzałam w dół i zauważyłam kartkę przyczepioną do jej klatki piersiowej.Złapałam ją do ręki i przebiegłam wzrokiem po literach, a moja twarz automatycznie zbladła.Twoja dziewczyna będzie następna.
-----------------------------------------
DOBRA, DOBRA
wiem, że wow straszne
ale spójrzmy na plusy
Keana już nie będzie wpierdała się do łóżka Lauren 😏A teraz grzecznie czekamy na nowy rozdzialik kochani ✌❤

CZYTASZ
Danger "Camren
FanfictionPostanowiłam, że przerobię znane wszystkim, kultowe opowiadanie "Danger" wersję Camren. Jak wszystkie wiemy, polski wattpad jest ubogi w opowiadania Lauren & Camila, więc chcę to zmienić. Mam nadzieję, że spodoba:)