XVII

2.7K 161 15
                                    

Lauren's Pov
-Co do kurwy nędzy znaczy, że ona wie?! - wrzasnął Zayn, wstając z kanapy w dużym pokoju.
Wywracając oczami, wzruszyłam ramionami. Szczerze mówiąc żałowałam powiedzenia czegokolwiek temu debilowi. Powinnam nie wspominać o Camili ani o tym, jak mnie opatrzyła.
Podchodząc do drzwi frontowych, zapukałam nie wiedząc, że chłopaki są w środku, ponieważ ich samochody stały na zewnątrz. Trzymając się za bok, wzięłam głęboki oddech, licząc do dziesięciu, żeby się uspokoić, czekając, aż któryś z nich otworzy te pieprzone drzwi.
Wreszcie, gdy już się to stało, zobaczyłam Zayn'a.
O kurwa. Nadchodzi pierdolone przesłuchanie.
-Co do kurwy nędzy ci się stało?! - spojrzał na mnie z zaciekawieniem w oczach. Nie był zbyt zaskoczony. Byliśmy przyzwyczajeni do takich rzeczy.
-Ruby Rose - wymamrotałam, przechodząc obok niego i wchodząc do dużego pokoju, gdy zobaczyłam moich ludzi oglądających telewizję. Wszyscy odwrócili głowy, żeby na mnie popatrzeć.
-Co do cholery ma znaczyć Ruby Rose? - Zayn zamknął drzwi, podchodząc do mnie.
Siadłam w fotelu, przesuwając dłonią po swojej twarzy, po czym mocno ją potarłam. Ci ludzie naprawdę wiedzieli, jak mnie zdenerwować.
-Pamiętasz, kiedy wysłałeś mnie, żebym zajęła się kilkoma sprawami?
Przytaknął.
-Cóż, weszłam na terytorium Kingsów i była tam Ruby. Przyszła, zaczęła coś pierdolić i zadała kilka ciosów. Oddałam jej, a wtedy zachowała się jak cipa, którą jest, wyjęła nóż i mnie nim dźgnęła. Jej znajomi przyszli, odciągnęli ją i powiedzieli, że mają coś do roboty, po czym odeszli - robiłam się coraz bardziej wkurwiona, gdy przypominałam sobie wydarzenia z tej nocy, a mój bok zaczął boleć od gotującej się we mnie krwi.
-Chcesz mi powiedzieć, że Ruby bez powodu do ciebie podeszła i cię dźgnęła? - Zayn, siedzący teraz z chłopakami na kanapie, spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-Tak.
-To nie ma sensu. Coś musiało się stać, żeby zaczęła się z tobą pieprzyć.
-Cóż, wpadłam na nią w restauracji.
-W restauracji? - Zayn zmarszczył brwi, chcąc, żebym kontynuowała.
Westchnęłam.
-Poszłam z Camilą na lunch i-
-Ty i Camila? - podniósł brew. - Kto to?
-Dziewczyna, która była u nas noc wcześniej - mruknęłam, patrząc mu w oczy.
-Czy ty jesteś nienormalny Jauregui? - warknął Zayn. - Poszłaś z nią na lunch.
-Boże, nie o to chodzi. Rzecz w tym, że Ruby do mnie podeszła i zaczęła się pruć. Ona jest wkurwiona od kilku dni, gdy wszyscy do niej przyszliśmy - syknęłam, przygryzając wnętrze policzka.
Zayn na chwilę się zatrzymał, wracając myślami do tamtego momentu. Kiwając głową, zrozumiał o czym mówiłam.
Gnojek, którego zabiłam na imprezie, nie był jedynym, którym trzeba było się zająć. Ruby też była problemem.
-Jak się obandażowałaś? - spytał, uświadamiając sobie, że mój bok był zakryty.
-Camila to zrobiła.
Zayn się zaśmiał.
-Będziesz teraz do niej przychodziła z każdą sprawą, Jauregui? - warknął. - Co się stało z nią nie mającą z nami nic wspólnego? Ona wie za dużo!
-Ona już wie, co robimy! - odszczeknęłam, zaczynając być sfrustrowana. - Kurwa, ona tam była, gdy Ruby zaczęła się ze mną pierdolić w restauracji.
Zrobiło się cicho, a ciśnienie w pomieszczeniu zaczęło wzrastać.
-Nie wzruszaj na mnie ramionami. To poważne. Najpierw widzi, jak zabijasz tego idiotę w lesie, potem pozwalasz jej wrócić do domu, a gdy wszystko zaczęło wracać do normalności, zabierasz ją do restauracji, po czym idziesz do jej domu, gdy zostajesz dźgnięta nożem?! - warknął Zayn, potrząsając głową i przesuwając dłonią po swoich włosach.
-To nie jest taka wielka sprawa. Poza tym, nie jest na tyle głupia, żeby iść na policję. Wie, że gdyby to zrobiła, zabiłabym ją. Wy wszyscy też to wiecie - wstałam. - Wszystko by wybuchło. Poza tym, to nie ona jest pierdolonym problemem. Ruby jest. Więc zamiast wytykać wszystkiego tej dziwce, może skupilibyśmy się spowrotem na myśleniu jak odpłacić się tej szmacie za dotknięcie mnie? - syknęłam, zaczynając coraz bardziej się denerwować.
Ta cała sytuacja nie miała nic wspólnego z Camilą. Była tam, gdy nie miałam siły iść dalej, do domu. Jej mieszkanie było najbliżej. Zamiast wykrwawić się na śmierć, wolałam pójść do niej.
Zayn wydawał się uspokajać, gdy myślał nad tym, co powiedziałam.
-Masz rację - pokiwał głową.
Zadrwiłam.
-Oczywiście że mam rację, idioto - warknęłam.
-Nie zaczynaj ze mną...
-Albo co? - syknęłam, przysuwając się bliżej. Nie stracił gruntu pod nogami, ale miał na twarzy wypisane, że nie chce dalej w to brnąć.
Wie, że bym wygrała, co jest zabawne, bo jestem ranna.
Stałam tuż przy nim, dopóki nie wyrosły mu jaja i nie odsunął się ode mnie.
Triumfalnie się uśmiechnęłam.
-Jak masz zamiar się na niej odegrać? Nie możemy jasno pokazać, że to my, bo wplączą w to policję, a ja nie mam czasu na więzienie. Raz był wystarczający - Marco wrzucił sobie do ust winogrono.
Potrząsnęłam głową z jego idotyzmu.
-Sprawimy, że to będzie oczywiste. Ruby będzie wiedziała, że to my ją zaatakowaliśmy. Nie możemy tylko zostawić żadnych dowodów, żeby policja nie miała się do czego przyczepić - przerzuciłam włosy na prawą stronę. - Musimy jedynie wymyślic plan, który będzie przekazywał jasną wiadomość.
-Myślałem o rozstrzelaniu ich kryjówki, ale to tylko ja - Marcus wzruszył ramionami.
To on zawsze wywoływał kłótnie. Ale z drugiej strony...
-To nie jest zły pomysł - łobuzersko się uśmiechnęłam. - Suka chce grać ostro? Damy jej to, a jaki jest lepszy sposób, niż rozstrzelanie ich? - oblizałam usta, uśmiechając się od ucha do ucha. - Pokażmy jej jak potrafimy to rozegrać.
~
Po wzięciu prysznica, usadowiłam się na łóżku, wpatrując się w sufit z rękami pod głową. Nawet nie zauważyłam, że ktoś wszedł do pokoju, dopóki nie usłyszałam zamykanych drzwi. Patrząc w tamtym kierunku, zobaczyłam podchodzącą do mnie Normani.
-Co tam? - kiwnęłam w jej kierunku.
Odwzajemniła gest, po czym siadła na skaraju łóżka.
-Hej. Co robisz?
Wzruszyłam ramionami.
-Myślę, staram się wymyślić plan.
-Lub myślisz o niej.
Odwróciłam głowę w jej kierunku i zobaczyłam, że łobuzersko się uśmiecha.
-O czym ty mówisz?
-Dobrze wiesz, o czym mówię. Reszta może być ślepa, ale ja nie jestem. Mogę przejżeć cię na wylor, Jauregui.
-O czym ty pierdolisz, Kordei? - syknęłam, skupiając na niej całą uwagę.
-O tej dziewczynie.
-Co z nią? - odwróciłam wzrok.
-Oh, więc nagle wiesz, o kim mówię? - mogłam usłyszeć rozbawienie w jej głosie. Mentalnie warknęłam.
-Nie - odpowiedziałam. - Może ci chodzić o każdego, prawda?
-Pewnie, ale gdy to powiedziałam, do głowy przyszła ci tylko jedna osoba, czyż nie? - długo się we mnie wpatrywała.
-Kto? Masz na myśli Keanę? - spojrzałam jej w oczy.
Potrząsnęła głową.
-Oboje wiemy, że nie mówię o pieprzonej Keanie - przerwała. - Chodzi mi o Camilę.
-Co z tą dziwką? - warknęłam.
-Lubisz ją.
Zaśmiałam się.
-Nie lubię nikogo, Kordei. Wiesz o tym - pokręciłam głową. - Nie bądź suką.
-Nie zachowuj się jak idiotka. Masz w sobie tylko określoną ilość nienawiści i żadna jej część nie przypada Camili - odwróciła się, żeby mieć na mnie lepszy widok. - Ufasz jej.
-Nie ufam nikomu oprócz was. Nie ufam nawet własnej rodzinie - kpiąco się zaśmiałam.
-To inna historia - wskazała na mnie palcem.
-Nie do końca - odwróciłam wzrok.
-Cokolwiek. Mówię tylko, że Camila kimś dla ciebie jest.
-Nie, nie jest - powiedziałam monotonnie, chcąc, żeby się już zamknęła.
-Własnie dlatego zamiast przyjść tu lub w jakiekolwiek inne miejce lub zamiast zadzwonić do nas, poszłaś do jej domu? Albo dlatego się z nią umówiłaś? - sarkazm był słyszalny w każdym jej słowie. - Przyznaj, Lo ufasz jej, a to, że nie powiedziała o niczym policji, dodatkowo cię pcha w jej stronę.
Nic nie mówiłam, chcąc ją wysłuchać.
-Słuchaj, mówię tylko, że... już czas, żebyś pozowliła komuś się do ciebie zbliżyć - wstała i skierowała się w stronę drzwi. - Przemyśl to - otrworzyła je, chcąc wyjść, gdy coś przyszło mi do głowy.
-Hej, Mani?
Zatrzymała się, zerkając na mnie.
-Co?
-Keana tu jest?
Przez chwilę nic nie mówiła, po czym wreszcie przytaknęła.
-Ta, jest w swoim pokoju.
Nic nie odpowiedziałam, więc wyszła z pokoju.
Nie mogłam zatrzymać jej słów krążących mi po głowie.
'Lubisz ją.'
Te słowa na okrągło rozbrzmiewały mi w głowie, aż wreszcie wżarły mi się w mózg.
Nie lubiłem Camili. Nie mogłam.
Cholera, ona kurewsko mnie denerwuje. Przez połowę czasu, gdy jest obok, mam ochotę kopnąć ją w twarz, po czym nazwać ten dzień udanym.
Z drugiej strony jest jej zrozumienie i brak oskarżeń... uczucie, gdy jej usta stykają się z moimi... to jak narkotyk.
Ma ciało, za które można zabić i jest cholernie seksowna.
Jest też irytująca, nie potrafi się zamknąć i wypowiada tysiąc słów na sekundę. Nie ma wyłącznika, jest denerwująca i zadaje mnóstwo pytań.
Nie wie, kiedy się zamknąć i doprowadza mnie to do szaleństwa.
Siedzi mi na głowie i nie można się jej pozbyć.
Ale jej oczy...
Warcząc, przejechałam dłonią po włosach. Zaczynałam być sfrustrowana i poczułam, jak irytacja rozsadza mnie od środka.
Wstając z łożka, wyszłam ze swojego pokoju, kierując się w dół korytarza zbyt znanego moim oczom. Gwałtownie otwierając drzwi, po czym je zatrzaskując, przyciągnęłam uwagę jedynej osoby w środku.
-Co do cholery? - Keana się odwróciła. - Lauren? Co ty tu robisz? - warknęła.
Nic nie powiedziałam. Zamiast tego, podeszłam do niej i brutalnie wpiłam się w jej wargi. Zanim się zorientowałam, obie leżałyśmy na łóżku, zrywając z siebie ubrania.
Jeśli to był jedyny sposób na pozbycie się tej głupiej dziwki i słów Normani z mojej głowy, byłam skłonna się poświęcić.

Danger "CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz