XVI

2.4K 175 1
                                    

-Ał, ał, ał! - Lauren warknęła na mnie po raz trzeci tego wieczoru. - Będziesz ostrożna? Tylko klika razy mogę ignorować, kiedy tak mocno na to naciskasz.
Wywróciłam oczami.
-Cóż, gdybyś nie była tak cholernie niecierpliwa, niezdyscyplinowana i irytująca - mówię głównie o wierceniu się jak dziecko - już dawno bym skończyła! - syknęłam, pozwalając swojej złości wyjść na zewnątrz.
-Skarbie, musisz się uspokoić - zagruchała Lauren zarozumiałym tonem, łobuzersko się uśmiechając.
Podniosłam brew.
-Nie mów nie mnie skarbie, gnojku - mruknęłam. - Teraz siadaj i się nie ruszaj - wróciłam do odkażania jej ran alkoholoem.
Lekko się zaśmiała, wreszcie się mnie słuchając, nie ruszając ani o centymetr.
Nareszcie, kurwa. To znaczy, byc niecierpliwym to jedno, ale bycie obrzydliwie wrednym, a do tego drażniącym, to co innego.
To wszystko przyprawiało mnie o migrenę. Jeszcze chwila i oszaleję.
Wszystko zaczęło się, kiedy ta istota położyła się namoim łóżku, jakby to miejsce należało do niej, wkładając ręce pod głowę, wpatrując się w mój telewizor z zachwytem.
Skrzyżowałam ręce na piersi, wytykając usta, podczas gdy moje oczy prawie wierciły dziurę w boku jej głowy.
-Zrób zdjęcie, przetrwa dłużej, skarbie - Lauren łobuzersko się uśmiechnęła, nie odrywając oczu od telewizora. Ja, wręcz przeciwnie, wcale nie byłam tym zachwycona. Nie, twierdziłam, że to idiotyczne.
-Jesteś opóźniona umysłowo?
Wreszcie przestała gapić się w telewizor.
-Co?
-Spytałam, czy jesteś opóźniona umysłowo.
Na jej twarzy pojawiło się zdezorientowanie.
-Czy to podchwytliwe pytanie? - przechyliła głowę na bok.
Boże święty, dlaczego utknęłam na noc z idiotką?
-Uznam to jako tak - wywróciłam oczami, podchodząc do niej, po czym wzięłam pilot i wyłączyłam telewizor.
-Hej! Oglądałam to - wskazała na telewizor.
Wzruszyłam ramionami.
-Mój dom, mój pokój, mój telewizor - pomachałam pilotem. - Mój pilot - uśmiechnęłam się łobuzersko.
-Więc? Jestem ranna. Odpuść mi trochę!
-To nie moja wina, że postanowiłaś zostać dźgnięta nożem. To też nie moja wina, że jesteś 'Jauregui' i masz wokół siebie ludzi, którzy cię nienawidzą.
-Wolę określenie wrogów - odpowiedziała gorzko.
Ponownie zwalczyłam chęć wywrócenia oczami.
-Czy to naprawdę ma znaczenie? - przeniosłam ciężar ciała, wpatrując się w nią swoimi brązowymi oczami.
Przerzuciła włosy na prawą stronę, po czym potrząsnęła głową i znów spojrzała na mnie tymi zielonymi tęczówkami.
-Jesteś strasznie frustrująca, wiesz?
Zaśmiałam się. Nawet nie próbowałam być cicho. Ta żałosna dziewczyna naprawdę tego nie powiedziała.
-Ja jestem frustrująca? - pokazałam na siebie. - Ja jestem frustrująca? - powtórzyłam jeszcze raz, kładąc nacisk na słowo 'ja'.
Rozszerzyłam źrenice, gdy Lauren przytaknęła.
-Wierzę, że jesteś jedyną dziewczyną, na którą patrzę - włożyła dłonie do tylnich kieszeni swoich spodni.
Zakpiłam, śmiejąc się jeszcze raz.
-Jeśli ktoś jest tu frustrujący, to ty! - wskazałam na nią palcem. - Boże, czy ty jesteś świadoma rzeczy, które robisz?
-Co ja robię? - jej spojrzenie mówiło 'No-dalej-powiedz-mi'.
-Cóż, na początek, jesteś bipolarna - podniosłam wskazujący palec.
-Jak do kurwy nędzy jestem bipolarna? - warknęła.
Wskazałam w jej stronę.
-Dokładnie, wściekanie się o nic - udałam, że gwałtownie wciągam powietrze. - Czas na numer dwa - podniosłam środkowy palec.
-Jak mogę się nie wściekać, kiedy oskarżasz mnie o coś, co nie jest prawdą? - odpyskowała.
-Wypieranie się - odwróciłam się w jej stronę. - Pierwszy objaw bycia bipolarnym - powiedziałam śpiewnym tonem.
-To się tyczy narkomanów, geniuszu - Lauren zrobiła z ust cienką linię, z jej oczu ciskały pioruny, ale w tym momencie mnie to nie obchodziło.
-Jakbyś nie brała narkotyków - mruknęłam. - Więc, tak czy inaczej, skarbie - użyłam jej własnych słów przeciwko niej - To wciąż się liczy - zrobiłam do niej minę, po czym wywróciłam oczami i spojrzałam w inną stronę.
-Co ci mówiłam o tym gównie? - syknęła.
Odwróciłam się, żeby na nią spojrzeć.
-O czym ty mówisz?- splunęłam, zdenerwowana.
-O wywracaniu oczami jak suka - warknęła, podchodząc do mnie bliżej.
Zakpiłam.
-Nie jesteś moją matką. Nie możesz mi powiedzieć, co mam robić - celowo jeszcze raz wywróciłam oczami.
Gapiła się na mnie, jej klatka piersiowa podnosiła się i opadała ze złości.
Zanim miałam możliwoś zarejestrowania, co się dzieje, Lauren chwyciła mnie za przedramiona, w ciągu kilku sekund przypierając do ściany, z twarzą niebeziecznie blisko mojej.
-Co ty robisz?- szepnęłam, zszokowana, że trzymała mnie tak mocno.
-Daję ci lekcję - odpowiedziała monotonnym tonem.
Nie odezwałam się już, zastanawiając się, co zamierza zrobić. Nie mogła mnie skrzywdzić, prawda?
Spojrzałam w dół, gdy moją uwagę przykuła część jej ciała, pokryta czymś błyszczącym.
-Cholera, znowu krwawisz.
Nieco poluźniła swój uścisk, również patrząc w dół.
-Kurwa - wymamrotała.
-Daj mi wziąć apteczkę i siądź na łóżku - wyszarpnęwszy z jej uścisku, weszłam do łazienki, wzięłam pudełko i ręcznik, po czym wróciłam do pokoju i zaskoczona stwierdziłam, że Lauren siedzi na łóżku.
-Wow, naprawdę mnie posłuchałaś - klęknęłam obok niego na łóżku.
-Nie zaczynaj - mruknęła.
Ugryzłam się w język, biorąc chusteczki i wycierając krew ręcznikiem, którego użyłam wcześniej.
-Możesz zrobić mi kanapkę? - głos Lauren wyrwał mnie z mojego wspomnienia.
Moje brwi prawie natychmiast się podniosły.
-Przepraszam? - spojrzałam na nią z szeroko otwartymi ustami.
-Lepiej zamknij usta, skarbie. Nie chcemy, żeby wyschły. Pamiętaj, muszą byc wilgotne. Wiesz - wytknęła usta w górę - na późniejsze sytuacje - puściła mi oczko, co automatycznie sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się wyraz obrzydzenia.
-Na kogo ci wyglądam? Na dziwkę? - wkurzyłam się. Drażniła moją cierpliwość i zaczynało mi już jej brakować. - Jesteś obrzydliwa.
-Tylko daję ci kilka wskazówek - wzruszyła ramionami, jakby nie powiedziała nic, o co możnaby się denerwować. Na jej ustach wciąż widniał zarozumiały uśmieszek.
-Jesteś niemożliwa - mruknęłam wściekle, ponownie potrząsając głową.
-Już mi to mówiono - posłała mi kpiące spojrzenie, które sprawiło, że zachciało mi się rzygać.
Okej, nie dosłownie, ale... wiecie, co mam na myśli.
Wzięłam głęboki wdech, ignorując ją. Jeśli odpowiedziałabym na jej idiotyczne słowa, dałabym jej pretekst do ciągnięcia tej bezsensownej rozmowy.
Minęło kilka minut zanim Lauren znów się odezwała.
-Już skończyłaś?
-Mhm - mruknęłam, nawet nie skupiając na niej uwagi.
Jęknął.
-Skarbie?
-Co? - spojrzałam na nią.
-Słuchasz mnie w ogóle?
-Tak - pokiwałam głową.
-W takim razie, co powiedziałam? - naciskała.
Westchnęłam.
-Nie wiem - nie będę się z nią biła.
Jej szczęka zadrżała.
-Powiedziałaś, że mnie słuchasz.
-Cóż, w takim razie zgaduję, że się pomyliłam - sztucznie się uśmiechnęłam.
-Jesteś pieprzoną suką, wiesz o tym? - warknęła. Z jej oczu ciskały pioruny, zacisnęła usta w cienką linię, co znaczyło tylko jedno - denerwowała się.
-A ty jesteś pieprzonym gnojkiem, wiesz o tym? - odpyskowałam. Dwoje może w to grać, suko.
-W jaką grę ty próbujesz grać, Camila? - Lauren zwężyła oczy.
-Nie próbuję w nic grać. Jedyne, co próbuję zrobić, to oczyścić twoje rany,ale widocznie twój mózg nie może zrozumieć co znaczy siedzieć i się nie ruszać - wycedziłam przed zaciśnięte zęby.
-Mogę siedzieć tylko przez jakiś czas. Może gdybyś się pośpieszyła, skończyłabyś to dawno temu.
-Ha, tylko jeśli byś się zamknęła! - nieco podniosłam głos.
-Jak mogę się zamknąć, kiedy zachowujesz się jak mała pizda? - syknęła z policzkami czerwonymi z wściekłości.
Zamarłam w jednym miejscu, moje oczy szerzej się otworzyły, a mój oddech na chwilę się zatrzymał.
-Jak mnie właśnie nazwałaś? - szepnęłam.
-Słyszałaś mnie, do cholery - warknęła. - Nazwałam cię pizdą.
Przygryzłam wnętrze policzka i spojrzałam w inną stronę. Jeśli słowa mogły zabijać, to jej właśnie teraz przebiłyby moje serce.
Napięcie rosło między nami i działo się to od kłótni, którą mieliśmy. Czasem próbowałam ją przerwać kilkoma delikatnymi słowami, ale nic nie działało. Nikt nie mógł się dostać do jej głowy.
Nauczyłam się, że w chwili, kiedy obudzisz jej złą stronę, nie wyjdziesz z tego - przynajmniej przez jakiś czas.
Kiedy już ją całą obandażowałam i wetknęłam koniec bandażu tuż przy jej brzuchu, zaczęłam wrzucać wszystko, czego użyłam spowrotem do apteczki, odkładając bandaże i zużyte chusteczki na jedną stronę.
-Skończone - powiedziałam.
-Dzięki - mruknęła sucho.
Westchnęłam.
-Nie ma za co - odpowiedziałam tak tępo jak ona, po czym wstałam i chwyciłam śmieci, które chwile później wyrzuciłam do kosza stojącego w moim pokoju.
Kiedy miałam się odwrócić, poczułam jak urywa mi się oddech, gdy para rąk owinęła mi się wokół talii.
-Przepraszam - wymamrotała Lauren do mojego ucha ze skruchą w głosie.
Tylko przytaknęłam, zbyt zdrętwiała, żeby powiedzieć cokolwiek więcej.

Danger "CamrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz