-Camila! Kochanie, otwórz! - jęknęłam, prostując ręce, po czym przewróciłam się na bok i przytuliłam do czegoś leżącego obok.
-Camila! Wstałaś już? Otwieraj te drzwi w tej chwili, młoda damo! - głos mamy rozbrzmiał mi w uszach.
Z jękiem otworzyłam oczy i zaczęłam je trzeć, żeby zrobić się chociaż trochę mniej senna. Siadając, rozglądnęłam sie wokół, gdy mój wzrok padł na słodko śpiącej Lauren.
-Karla Camila Cabello! - krzyknęła ponownie, stając się coraz bardziej niecierpliwa.
Gwałtownie rozszerzyły mi się źrenice, kiedy zorientowałam się co się dzieje. Natychmiast szturchnęłam dziewczynę.
-Lauren! - syknęłam, zaczynając nią potrząsać. - Lauren, wstawaj!
-Mmm - odwróciła twarz w przeciwną stronę.
Wywracając oczami, ponownie ją pchnęłam, tym razem mocniej.
-Lauren!
-Co? - wymamrotała.
-Budź się, moja mama jest za drzwiami!
-Karla Camila Cabello, co się tam dzieje?
-Już idę, mamo! - odkrzyknęłam i odwróciłam się, mając nadzieję zastać Lauren obudzoną, ale niestety wciąż spała.
-Lauren! - warknęłam cicho, ale na tyle głośno, żeby usłyszała. - Wstawaj albo cię stłukę na kwaśne jabłko!
-Jezu Chryste, skarbie, co jest z tobą nie tak? - jęknęła, otwierając powieki.
-Co jest nie tak ze mną? - zaakcentowałam ostatnie słowo. - Co jest nie tak z tobą? - uderzyłam ją w ramię. - Pośpiesz się i wstawaj! Moja mama jest tuż za drzwiami!
Słysząc moje słowa, szerzej otworzyła oczy.
-Cholera, mówisz serio?
-Camila! - krzyknęła. - Otwieraj drzwi albo zawołam tatę, żeby je wywarzył!
-Kurwa mać - dziewczyna siadła, po czym szybko wstała. Zmierzwiła palcami włosy, rozglądając się w poszukiwaniu miejsca do ukrycia.
Omiotłam wzrokiem pomieszczenie i zauważyłam szafę.
-Szybko! Wchodź tutaj! - popchnęłam ją w tamtym kierunku.
-Cholera, skarbie. Przestań mnie pchać! - syknęła, podchodząc do szafy.
-Właź do środka i siedź cicho! - ostrzegłam, na co on wywróciła oczami i wykonała moje polecenie, zamykając za sobą drzwi.
Upewniając się, że wyglądam normalnie, podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam za nimi swoją zdenerwowaną matkę.
-Hej mamo... - pomachałam, czując się niezręcznie.
-Najwyższy czas, młoda damo. Zaczynałam się martwić.
-Chciałam wziąć prysznic, mamo. Przepraszam, nie mogłam usłyszeć cię przez płynącą wodę - odpowiedziałam sarkastycznie.
-Nie słyszałam żadnej wody.
-Pewnie dlatego, że byłaś zajęta krzyczeniem na mnie - odparłam z łobuzerskim uśmiechem.
-Nie pyskuj, młoda damo - powiedziała.
-Tylko żartowałam, mamo - mruknęłam, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę i krzyżując ręce na piersi.
-Tak czy inaczej, z kim rozmawiałaś? - spojrzała na mnie z uwagą. - I dlaczego wciąż masz na sobie wczorajsze ubrania?
-Z nikim? - spojrzałam na nią, jakby całkiem oszalała, chociaż w środku umierałam. Jeśli dowiedziałaby się, że jest tu Lauren, obie byłybyśmy martwe. - I usnęłam czytając książkę... - odpowiedziałam, w duchu przeklinając się za tak głupią wymówkę.
-Mogę przysiądz, że słyszałam jak z kimś rozmawiasz i powinnaś się przebrać przed czytaniem.
-Zaczynasz tracić głowę, mamo... - nerwowo się zaśmiałam. - I przepraszam, zapomniałam.
-Po prostu następnym razem nie bądź tak beztroska, Camila. Skup się - zajrzała mi do pokoju, próbując wyłapać coś nienaturalnego, ale na moje szczęście i ku jej rozczarowaniu, nic nie znalazła.
-Spróbuję.
Wzdychając, wyszła z powrotem na korytarz.
-Cóż, generalnie przyszłam tu, żeby cię poinformować, że masz za godzinę szkołę i nie chcę, żebys się spóźniła, więc zacznij się już zbierać. Twój ojciec zawiezie dzisiaj ciebie i twoją siostrę.
Z uśmiechem pokiwałam głową.
-Okej - patrzyłam, jak odchodzi i gdy miałam zamiar zamknąć drzwi, ona znów zaczęła mówić.
-Oh, zanim zapomnę.
Podniosłam na nią wzrok.
-Razem z ojcem chcielibyśmy omówić z tobą kilka spraw przed szkołą.
Poczułam, że ściska mi się żołądek.
-Oh, w porządku... - pisnęłam, maskując to kolejnym uśmiechem.
-No dalej... - machnęła rękami. - Przygotuj się. Czekamy na ciebie na dole.
Odwróciła się, po czym odeszła.
Zamykając drzwi, wypuściłam oddech, który nieświadomie wstrzymywałam.
-Wreszcie wyszła! Miałam wrażenie, że zaraz się uduszę - wymamrotała Lauren, drapiąc się po głowie, jednocześnie wychodząc z szafy.
Zachichotałam, kręcąc głową.
- Na szczęście zamknęłam wczoraj drzwi, bo inaczej byłybyśmy martwe.
Dziewczyna ze śmiechem przytaknęła.
-Racja - ponownie opadła na moje łóżko. Spojrzała na mnie, kładąc łokcie na kolanach. - Jak myślisz, o czym chce z tobą pogadać?
-O tobie - odparłam.
-O mnie? - cicho się zaśmiała. - Dlaczego?
-Cóż, jestem pewna, że słyszałaś naszą wczorajszą rozmowę - podeszłam do szafy, próbując znaleźć coś ładnego i wygodnego.
-Tak, i co? - wpatrywała się w moje plecy.
Wzruszyłam ramionami.
-Więc pewnie usłyszałaś też, że chcą cię poznać - wyjęłam bluzkę w kwiaty, w której było mi widać ze dwa centymetry brzucha, rurki i botki. Odwróciłam się i zobaczyłam Lauren przygryzającą wargę.
-I?
-I pewnie chcą rozmawiać o tym i o fakcie, że jeśli jeszcze raz ich okłamię, wydziedziczą mnie.
-Camz...
-Nie, mówię serio - położyłam ubrania na łóżku i do niej podeszłam. - Nie wygłupiałam się, gdy cię poznałam. Moi rodzice są straszni, Lauren. Są zdecydowanie nadopiekuńczy, upierdliwi i mimo, że ich kocham, moga być naprawdę chętni do kontroli nade mną.
Wzdychając, dziewczyna położyła dłonie na moich biodrach i pociągnęła tak, że stałam jej między nogami.
-Przepraszam - wymamrotała.
-Nie masz za co - skrzywiłam się.
-Po prostu nie mogę znieść, że przeze mnie skłamałaś i wpakowałaś się w kłopoty.
-Jedynie robiłaś co najlepsze dla ciebie i ekipy. Na twoim miejscu chciałabym się upewnić, że osoba, która widziała jak kogoś morduję, nie piśnie ani słowa.
Lauren spięła się, słysząc wzmiankę o morderstwie.
-Nie mówiłam o tym, skarbie, ale dzięki.
-Więc o co ci chodziło? - przechyliłam głowę na bok.
-O tym, gdy zabrałam cię po raz pierwszy, gdy porwała cię Ruby i gdy wczoraj poprosiłam cię o przyjście.
-Okej, po pierwsze sprawa z Ruby to nie była twoja wina. To ja wsiadłam do samochodu nieznajomego - pokręciłam głową. - Poza tym, za trzecim razem sama zdycydowałam, żeby skłamać, więc to również nie była twoja wina.
Lauren odwróciła wzrok.
-Odkąd mnie poznałaś, wszysko zaczęło ci się pieprzyć w życiu....
-Nie - warknęłam. - Nie mów tak. Jeśli moje życie się zmieniło, to zdecydowanie na lepsze.
-Lepsze? - jej oczy się rozszerzyły. - Serio, skarbie? Nie okłamuj się.
-Nie okłamuję. Mówię poważnie. Zanim cię poznałam, zawsze tylko siedziałam w domu i zanudzałam na śmierć. Rodzice trzymali mnie pod kloszem. Dzięki tobie poczułam wolność, chęć zrobienia czegoś innego...
Lauren potrząsnęła głową.
-Ryzykujesz życie, trzymając się blisko mnie... - wymamrotała.
Zmarszczyłam brwi. Skąd się to brało?
-Mam to gdzieś. Chcę z tobą być i bez względu na wszystko, nigdzie się nie wybieram. Siedzimy w tym teraz razem, czy tego chcesz czy nie - powiedziałam z łobuzerskim uśmiechem.
-Cholera. Miałam nadzieję, że to skończymy, żebym mogła pieprzyć się z każdą dziewczyną, którą spotkam - Lauren klasnęła w ręce ze sztucznym rozczarowaniem.
-Lauren! - zaśmiałam się.
-Co? Tylko żartuję - w uśmiechem przyciągnęła mnie bliżej. - Jakbym mogła zostawić tak niesamowitą dziewczynę jak ty - mrugnęła.
-Aww - oplotłam jej ręce wokół szyi. - Jesteś taka słodka - zaczęłam się drażnić.
-Mhm - przysunęła twarz tak, że była centymetry od mojej. - Bardzo.
Z uśmiechem pochyliłam się, trzymając usta milimetry od jej.
-Camz... - jęknęła.
-Tak? - szepnęłam, a nasze wargi się otarły.
-Pocałuj mnie - mruknęła.
-Hm? Co mówiłaś?
-Skarbie - jęknęła, chwytając mnie mocniej za biodra. - Pocałuj mnie - jej słowa zabrzmiały jak błaganie, co niesamowicie mnie podnieciło.
-Z przyjemnością - z łobuzerskim uśmiechem złączyłam nasze usta.
Dziewczyna przejechała językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp, ale zdecydowałam się z nią podrażnić, trzymając usta zaciśnięte.
Lauren przysunęła mnie jeszcze bliżej, przyciskając do siebie, a jej zęby lekko ugryzły moją wargę, na co jęknęłam jej w usta.
Ponownie polizała mnie w wargę, tym razem bardziej gorliwie. Z łobuzerskim uśmiechem wciąż nie dawałam jej dostępu.
Zjechała dłońmi po moich plecach, aż na tyłek i mocno go ścinęła, na co gwałtownie zaczerpnęłam powietrza.
Wykorzystując swoją szansę, wślizgnęła mi swój język do ust, a po chwili walczyłyśmy nimi o dominację.
Poczułam, że uśmiecha się w ten znany, figlarny sposób.
Przysuwając się jeszcze bliżej - jeśli to możliwe - zmierzwiłam jej włosy, pociągając za nie. Dziewczyna chwyciła mnie za uda, podniosła i posadził sobie na kolanach tak, że siedziałam na niej teraz okrakiem.
Odrywając się od ust, zaczęła składać pocałunki na mojej szyi.
-Skarbie?
-Tak? - szepnęłam.
-Może powinnam pomóc ci się ubrać do szkoły - zaczęła wędrować wargami po moich obojczykach, szyi i szczęce. - Co ty na to?
Przygryzłam wargę, bez wahania kiwając głową.
Lauren się odsunęła i chwyciła za brzeg mojej koszulki.
Podniosłam ręce, a ona ją zdjęła i odrzuciła na bok.
Przygryzając wargę, przyciągnęła mnie do siebie. Ponownie złączyła nasze usta, jednocześnie przekręcając tak, że leżała na mnie.
Temperatura w pokoju wzrosła, a nasze pocałunki robiły się coraz bardziej zachłanne.
Przesuwając dłońmi po moich nogach, dziewczyna zaczęła całować mnie po szyi, przygryzając czułe punkty, na co głośno jęknęłam.
-Lauren...
Oderwała się i rozpięła moje spodnie, chcąc je zdjąć. Spojrzała mi w oczy, próbując znaleźć w nich odpowiedź, czy może kontynuować.
Oblizałam usta, przełykając ślinę. Z wahaniem pokiwałam głową.
-Jesteś pewna? - wymamrotała z wargami tuż przy moich, wyczuwając, że jestem niepewna.
Ponownie przytaknęłam.
Dziewczyna złączyła nasze usta, jednocześnie całkiem pozbywając się moich jeansów.
-Camila! Przygotowałaś się już do szkoły? Jest prawie za piętnaście ósma! Niedługo masz szkołę, a razem z matką musimy z tobą jeszcze porozmawiać! - krzyknął tata.
Oderwałam się od Lauren, a moja klatka piersiowa poruszała się niezwykle szybko.
-T-tak! Tylko się ubiorę i schodzę na dół!
Po kilkunastu sekundach odkrzyknął 'okej!'.
Położyłam dłonie na torsie dziewczyny, lekko ją popychając.
-Musisz już iść.
-Dlaczego za każdym razm, gdy robimy coś takiego, ktoś musi nam przerwać? - schodząc ze mne, Lauren wstała.
Usiadłam, chichocząc.
-Pewnie złe wyczucie czasu.
-Ta, cóż, następnym razem upewnię się, że nic nam nie przeszkodzi.
-Następnym razem? - z uśmiechem podniosłam brew.
-Mhm - przytaknęła, uwodzicielsko do mnie mrugając. - Nie sądzisz, że dam sobie z tym spokój, prawda?
-Kto powiedział, że w ogóle będzie następny raz? - rozbawiona na nią spojrzałam.
Lauren podeszła i się pochyliła, a jej twarz była centymetry od mojej.
-Ja - uśmiechnęła się, musnęła moje usta, po czym stanęła prosto.
Ze śmiechem pokręciłam głową.
-Cokolwiek pomoże ci przetrwać dzień, skarbie.
-Jeszcze zobaczymy, prawda?
-Tak, zobaczymy - uśmiechnęłam się.
Dziewczyna ze śmiechem podeszeła do okna.
-Cóż, bez względu na to, jak bardzo chciałabym zostać, muszę już iść. Zayn pewnie zdążył posrać się w gacie.
-Jeśli będzie się czepiał powiedz, że poprosiłam cię o przyjście.
Wzruszyła ramionami.
-Mam w dupie co mówi. Nie jest moim tatą, mogę robić co tylko chcę. Po prostu nie mam ochoty na wysłuchiwanie go tak wcześnie rano.
-Wiem jak to jest - zachichotałam, nawiązując do swojej mamy.
Lauren z łobuzerskim uśmiechem otworzyła okno, a do środka wleciało świeże powietrze.
-Do zobaczenia, Lo.
Pomachałam jej.
-Pa.
Dziewczyna siadła na parapecie, przerzuciła obie nogi na drugą stronę, po czym chwyciła za rynnę tuż obok okna i po niej zjechała. Będąc już na ziemi szybko obeszeła dom i udała się na parking, gdzie najprawdopodobniej stało jej auto.
Zorientowałam się, że mam na ustach szeroki uśmiech, uzmysławiając się co właśnie między nami zaszło. Wstałam i weszłam do łazienki, myśląc co by się stało, gdyby nie było tak wcześnie, a tata by nam nie przeszkodził.
![](https://img.wattpad.com/cover/78864310-288-k928771.jpg)
CZYTASZ
Danger "Camren
FanfictionPostanowiłam, że przerobię znane wszystkim, kultowe opowiadanie "Danger" wersję Camren. Jak wszystkie wiemy, polski wattpad jest ubogi w opowiadania Lauren & Camila, więc chcę to zmienić. Mam nadzieję, że spodoba:)