Lauren's POV
-Cholera, cholera, cholera...cholera.
Jęknęłam, podnosząc się na łóżku, gdy głośne narzekanie dotarło do moich uszu. Próbowałam ponownie zasnąć, ale nie udało mi się to, bo usłyszałam kolejne przekleństwa. Potarłam oczy, po czym je otworzyłam i zobaczyłam chodzącą po pokoju Camilę, rzucającą wszystkim po drodze.
-Skarbie, co ty wyprawiasz?
-Próbuję znaleźć swoje ubrania! - wciąż dreptała po podłodze z twarzą czerwoną z niepokoju.
Zmarszczyłam brwi.
-Skarbie...
-Gdzie one mogą być?!
-Skarbie... - siadłam na łóżku.
-Serio? - wyrzuciła ręce w powietrze. - Muszą gdzieś być!
-Camila!
-Co? - warknęła, odwracając się. Kiedy zobaczyła, że już nie śpię, zatrzymała się. - Przepraszam.
Cicho się zaśmiałam.
-Nie masz za co - oblizałam usta. - Ale denerwujesz się bez powodu.
-Bez powodu? Lauren...
-Twoich ubrań tu nie ma. Są w koszu na brudy - próbowałam powstrzymać śmiech, kiedy to do niej dotarło.
-Oh - nieśmiało się uśmiechnęła.
-Tak - lekko się zaśmiałam. - Więc wracaj do łóżka - podniosłam kołdrę, przywołując ją. Wciąż byłam zmęczona.
-O nie! Oszalałaś? - spojrzała na mnie z niedowierzaniem. - Mamy dzisiaj szkołę, Lauren! Nie wspominając o tym, że kiedy wrócę do szkoły, rodzice oszaleją!
Moje źrenice się rozszerzyły.
-Nawet o tym nie myślałam.
-Ta, ja też nie - zmierzwiła włosy palcami. - Ich kazanie nigdy się nie skończy. Oni mnie zabiją, Lauren - kopnęła w podłogę. - Nawet do nich nie zadzwoniłam, żeby powiedzieć, że wszystko w porządku! Pewnie czekają na mnie teraz w domu. O mój Boże... - zakryła twarz rękami. - Jestem martwa.
-Skarbie - wstałam, podchodząc do niej. - Wszystko będzie w porządku - chwyciłam jej dłonie i odsunęłam od twarzy. - Porozmawiamy z nimi.
-Oczywiście, Lauren. Powiemy im, że zerwałyśmy się z lekcji, pokłóciłyśmy, mnie porwano, prawie zgwałcono, pobito, ty mnie uratowałaś, ale byłyśmy w takim szoku, że zapomniałyśmy dać im znać, że nie wrócę do domu. To taki świetny pomysł - powiedziała sarkastycznie.
Westchnęłam.
-Nie możemy powiedzieć im dokładnie tego, ale można nieco zmodyfikować prawdę.
Jej ramiona opadły.
-Jestem martwa.Camila's POV
-Skarbie, spokojnie, będzie dobrze - Lauren potarła moje ramię.
Siedziałyśmy w jej samochodzie zaparkowanym przed moim domem. Przygryzłam wargę, patrząc przed siebie.
-Skarbie...
-Nie rozumiesz, Laurem - warknęłam. - Nie są jak twoi normalni, wyrozumiali rodzice. Zabiją mnie i wcale nie przesadzam. Powiedziałam ci co mi zrobili, kiedy wróciłam późno w noc imprezy. Zostałam uziemiona i, oh, nawet tego nie drążmy! Nie powinnam nawet wyjść z domu! - przygryzłam wargę, biorąc głęboki wdech.
-Camila... Camz, spójrz na mnie - Lauren potrała mnie po karku.
Potrząsnęłam głową.
-Camila, dalej - uspokajała mnie, gładząc mnie po policzku.
Westchnęłam, patrząc na nią.
-Co, Laurem?
-Możesz wyświadczyć mi przysługę?
Tępo się zaśmiałam.
-Jaką?
-Zamknij oczy.
-Co?
-Po prostu zamknij oczy, Camila.
Wywróciłam oczy, po czym spełniłam jej prośbę.
-Okej, teraz weź głęboki wdech i go wypuść.
Zaczerpnęłam powietrza, chwilę je przytrzymałam, po czym wypuściłam.
-Teraz policz do dziesięciu.
Przygryzłam wnętrze policzka.W myślach policzyłam od jednego do dziesięciu i powoli się uspokajałam.
-Lepiej ci?
Kiwnęłam głową.
-Okej, teraz otwórz oczy.
Zrobiłam to i na nią spojrzałam.
-Jak to zrobiłaś?
Cicho się zaśmiała.
-To moja tajemnica. Dobra, mamy jakąś godzinę do rozpoczęcia lekcji. Osobiście mało mnie to obchodzi, ale wiem, że nie chciałabyś się spóźnić, więc teraz albo nigdy, skarbie.
Pokiwałam głową. Miała rację. Nie mogę się tu wiecznie ukrywać. Muszę zmierzyć się z rzeczywistością i bez względu na to, jak bardzo nie chciałam, musiałam to zrobić.
-Będę tu na ciebie czekała, w porządku? - ścisnęła moją dłoń.
Uśmiechnęłam się, zerkając na nasze złączone dłonie i spowrotem na nią.
-Okej - pochylając się, złączyłam nasze usta, a po chwili się odsunęłam.
-Nie - mocniej chwyciła moją dłoń. - Chodź tu - przyciągając mnie bliżej, ponownie złączyła nasze usta, tym razem trzymając je zamknięte.
Uśmiechnęłam się, nie przerywając pocałunku i go pogłębiłam.
Lauren przejechałabjęzykiem po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp, który jej dałam.
Nasze języki zaczęły toczyć zawziętą walkę, gdy Lauren przeniosła mnie na swoje kolana.
Wtedy zaczęło się robić goręcej, a ja wplątałam palce w jej włosy, przyciągając bliżej.
Jęknęła, przygryzając moją wargę, zjechała dłońmi na moje pośladki i je ścisnęła.
Jęknęłam, chcąc kontynuować, ale wiedziałam, że musiałyśmy już kończyć.
-Lauren... - szepnęłam, odrywając się od niej.
-Mhm? - zaczęła całować mnie po szyi.
-Muszę iść.
-Oh - westchnęła. - Racja - odsuwając się od mojej szyi, posłała mi uśmiech. - Dalej - klepnęła mnie w tyłek.
Zaśmiałam się, szturchając ją, po czym zeszłam z niej i wyszłam z samochodu. Zamykając za sobą drzwi, podbiegłam do domu.
Zaczęłam dreptać w miejscu, zerkając na Lauren, która machnęła ręką na znak, żebym weszła do środka. Westchnęłam, kiwając głową i odwracając się do drzwi.
Teraz albo nigdy i niestety musiało to być teraz.
Zapukałam.
-Mamo? Tato? - zawołałam. - To ja, Camila!
Czekałam chwilę, uderzajac stopą w podłogę. Miałam wrażenie, że minęły godziny.
Kiedy miałam zamiar się poddać i pójść do szkoły wyglądając jak pół dupy zza krzaka, drzwi się otworzyły, ukazując za nimi Sofi.
-Camila? - spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Hej. Są rodzice?
Pokiwała głową, wskazując za siebie.
-Tak, siedzą w kuchni. Gdzie byłaś?
-Gdzieś.
-Gdzie konkretnie? Martwili się! Prawie zadzwonili na policję, ale ich powstrzymałam!
-Ja... nieważne.
-Camila, oni cię zabiją!
-Wiem, ale mam bardzo dobrą wymówkę.
-Oh, czyżby?
Przytknęłam.
-Tak. To nie była całkiem moja wina.
-Pewnie nie - weschnęła, otwierając drzwi szerzej.
Weszłam do środka w momencie, w którym mama pojawiła się w przedpokoju.
-Kochanie, kto przy... Camila?! - pisnęła, a na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie. Wyglądała jakby zobaczyła ducha.
-Hej mamo... - pomachałam do niej, przygryzając wargę.
-O mój Boże! - mocno mnie przytuliła. - Twój ojciec i ja niesamowicie się martwiliśmy! Wszystko w porządku? Jadłaś coś? Skrzywdzono cię?
-Ugh, wszystko okej, mamo. Jest dobrze, jest świetnie - przytuliłam ją. Co się dzieje? Mieli na mnie krzyczeć, a nie się martwić.
-To dobrze - odsunęła się, zakładając włosy za ucho. - Bałam się, że coś ci się stało.
-Nie, nic mi nie jest - uśmiechnęłam się.
-Okej, więc mamy to już za sobą. Gdzie byłaś, młoda damo? - wbiła we mnie wzrok. - Wiesz, która jest godzina? Nie było cię całą noc! I co to za ubrania? - spojrzała na mnie. - Czyje one są?
A myślałam, że Laurem był bipolarna...
-Więc widzisz, ta dziewczyna, Cameron, i ja zostałyśmy przydzielone do zrobienia tego projektu i pracowałyśmy nad nim przez całą lekcję, a potem zadecydowałyśmy, że powinnyśmy skończyć go jak najwcześniej, więc poszłyśmy do niej. Nie chciałam zostać długo, bo wiedziałam, że mam karę - westchnęłam, przygryzając wargę. Nie chciałam kontynuować, ale wiedziałam, że musiałam. - Przypadkiem wylałam na siebie picie, więc pożyczyła mi swoje ubrania i wznowiłyśmy pracę, a potem, sama nie wiem jak to wyszło, ale zasnęłyśmy.
-Zasnęłyście?
-Tak - przytaknęłam. - Wiem, że to brzmi głupio, ale byłyśmy zmęczone. Pracowałyśmy nad tym projektem bardzo ciężko i chciałam iść do domu, ale jej mama była miła i zaprosiła mnie na kolację, a ja konałam z głodu, bo zapomniałam lunchu i nie zjadłam nic w szkole, a dalej samo się potoczyło...
Mama ścisnęła czubek nosa, myśląc nad moimi słowami.
-To już drugi raz, kiedy coś takiego robisz, Camila. Naprawdę mnie rozczarowałaś.
-Wiem mamo i naprawdę przepraszam! Nie miałam telefonu i całkiem zapomniałam ci powiedzieć.
-A myślałam, że się czegoś nauczyłaś, Camila...
-I tak jest!
-Nie, tak nie jest, Camila, bo nie zrobiłabyś wtedy czegoś takiego! W nocy nie mogłam spać, bo myślałam o wszystkim, co mogło ci się przytrafić! Prawie zadzwoniłam na policję, ale dzięki Bogu twoja siostra mnie powstrzymała!
-Wiem, mamo. Naprawdę przepraszam.
-Przeprosiny nie zawsze wystarczą, Camila. Idź na górę, przygotuj się do szkoły, a gdy skończysz przyjdź do kuchni. Twój ojciec i ja musimy z tobą porozmawiać.
-Ale...
-Idź już, Camila - wskazała w kierunku schodów.
-Mamo...
-Natychmiast - krzyknęła.
Westchnęłam, obeszłam ją i wbiegłam po schodach, kierując się do pokoju, a następnie łazienki, gdzie szybko się odświeżyłam.
Podeszłam do szafy, z której wyjęłam jeansy, białą koszulkę, czarną kurtkę. Zdjęłam ubrania Laurem i włożyłam te wcześniej wybrane, przejżałam się w lustrze, po czym zeszłam na dół, prosto do kuchni, na małą 'rozmowę' z rodzicami.
-Hej tato...
-Siadaj - wskazał na krzesło naprzeciwko.
Wykonałam jego polecenie, nie patrząc mu w oczy.
-Twoja matka opowiedziała mi co się stało i muszę przyznać, że jestem tobą bardzo rozczarowany. Wychowaliśmy cię lepiej.
-Wiem i przepraszam.
-Czasem 'przepraszam' nie poprawi sytuacji, Camila. Ostatnim razem też przeprosiłaś i mimo, że cię uziemiliśmy, znów zawaliłaś.
-Nie chciałam...
-Bez względu na to czy chciałaś czy nie, ani ja ani twoja matka już ci nie ufamy, Karla. Masz już szlaban, co jeszcze możemy zrobić?
Westchnęłam.
-Nie wiem, ale powiem wam jedno - po raz pierwszy od przyjścia na nich spojrzałam i zabolał mnie błysk w ich oczach. - Bardzo, bardzo przepraszam. Wiem, że mi nie wierzycie, ale naprawdę chciałam dostać dobrą ocenę z projektu i udowodnić wam, że biorę edukację na poważnie. Chciałam, żebyście byli ze mnie dumni i... przepraszam - zaczęłam się wiercić.
Ogarnęła nas cisza.
Chciałam otworzyć usta i coś dodać, ale uprzedził mnie tata.
-Po prostu idź już do szkoły Karla, a gdy skończysz, wróć prosto do domu. Będziemy czekali. Twoja matka i ja musimy omówić kilka spraw.
Pokiwałam głową.
-Okej - wstałam i zamierzałam wyjść, ale coś mnie powstrzymało. Podeszłam do nich i przytuliłam.
-Kocham was.
Zajęło im to chwilę, ale też lekko mnie przytulili.
-My ciebie też, słoneczko. A teraz idź do szkoły, bo się spóźnisz.
Odsunęłam się z delikatnym uśmiechem.
-W porządku, pa - pomachałam, po czym opuściłam kuchnię i drzwi frontowe, a następnie skierowałam się do samochodu Lauren.
Kiedy już weszłam do środka, dziewczyna odpaliła silnik.
-I jak poszło?
-Cóż... lepiej, niż sądziłam. Jak widzisz nie zabili mnie, ale są mną rozczarowani - westchnęłam.
-Nie przejmuj się, skarbie - lekko poklepała mnie po kolanie. - Przejdzie im.
-Mam nadzieję - wyjrzałam przez okno.
-Tak czy inaczej, co im powiedziałaś?
Kiedy skończyłam opowiadać, dziewczyna sie zaśmiała. Zmarszczyłam brwi.
-Co?
-Wymyśliłaś to od tak?
-Tak...
-Kurde, skarbie, mogłabyś równie dobrze pracować dla mnie - cicho się zaśmiała, zerkając na mnie na sekundę.
-Nie, dzięki - zawtórowałam mu.
-Ja tylko mówię.... to naprawdę dobre kłamstwo.
-To najlepsze, co mogłam wymyślić!
-Nie moge uwierzyć, że to kupili.
-To dosyć wiarygodna wymówka.
-Pewnie tak... - ponownie się zaśmiała.
Uśmiechnęłam się, odwracając wzrok.
-Oh, przy okazji, Zayn i reszta chce cię poznać po szkole.
-Co?
-Zayn wie o tobie... o nas i zdaje sobie sprawę ile dla mnie znaczysz, więc stwierdził, że chce cię poznać, a chłopaki się z nim zgodzili.
-Powinnam się martwić?
-Nie - zachichotała. - Kiedy ich poznasz, są spoko.
-Jestem tego pewna - łobuzersko się uśmiechnęłam. - Ale będziemy musiały to przełożyć.
-Co? Dlaczego?
-Bo moi rodzice chcą ze mną pogadać, a nie chcę znów im kłamać.
-Cholera - skręciła, kierując się do szkoły. - Czy to znaczy, że nie możemy być razem po szkole?
Wzruszyłam ramionami.
-Nie wiem. Nie znam jeszcze swojej 'kary', więc nie mam pojęcia, na co mi pozwolą.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
-Tak czy inaczej, coś wymyślę. Jak zawsze.
Uśmiechnęłam się.
-Oh, przy okazji, twoja torba jest z tyłu. Zapomniałaś jej, kiedy poszłyśmy coś zjeść.
-Cholera, prawie o niej zapomniałam - odwróciłam się, szukając torby, a gdy już ją znalazłam siadłam prosto, a Lauren zaparkowała.
-Nie chcę tu być - jęknęłam.
-Ja też nie. Wystarczy, że w nocy nie zmrużyłam oka. Ostatnim, czego chcę, jest wysłuchiwanie skrzeczenia nauczycieli w tej dziurze.
-Nie dałam ci spać? - zmarszczyłam brwi. - Jeśli tak, to przep...
-Co? Nie, skarbie, po prostu dużo myślałam, a musiałam jeszcze coś załatwić z chłopakami.
Pokiwałam głową, przygryzając wargę.
-Skoro tak mówisz.
-Skarbie - chwyciła moją dłoń. - Nie masz się czym martwić.
-Wiem - uśmiechnęłam się.
-W takim razie chodźmy i pozwólmy temu dniu upłynąć jak najszybciej.
Otworzyłam drzwi, wyszłam i czekałam na Lauren. Kiedy już do mnie podeszła, złapała moją dłoń, przyciągając bliżej.
-Nie kłamałaś mówiąc, że będziesz obok mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę - zaczęłam się z nią drażnić.
-Cóż, zawsze dotrzymuję obietnic. Zwłaszcza jeśli dotyczą one ludzi, na których mi zależy.
Poczułam, ze czerwienią mi się policzki.
-Rumienisz się, Camz? - Lauren łobuzersko się uśmiechnęła.
-Nie - ukryłam twarz.
-Chyba jednak tak...
-Oh, zamknij się - żartobliwie uderzyłam ją w ręke.
Zaśmiała się.
-Wiesz, skarbie, ostatnio często mnie tak nazywasz.
Podniosła brew.
-Mhm... nie podoba ci się to?
-Nie, kocham to. Tylko... mówisz to częściej niż kiedykolwiek.
-To dlatego, że najpierw mogłam cię tym denerwować, a teraz.... mam do tego powód.
-Oh, czyżby?
Uśmiechnęła się.
-Chcesz wiedzieć jaki?
Uśmiechnęłam sę.
-Jaki?
-Bo jesteś teraz moja - łobuzersko się uśmiechnęła i złączyła nasze usta.
-Camila?
Zmarszczyłam brwi, odsunęłam się od dziewczyny i zobaczyłam zszkowaną Ally, stojącą naprzeciwko nas.
Kurwa.
![](https://img.wattpad.com/cover/78864310-288-k928771.jpg)
CZYTASZ
Danger "Camren
ФанфикPostanowiłam, że przerobię znane wszystkim, kultowe opowiadanie "Danger" wersję Camren. Jak wszystkie wiemy, polski wattpad jest ubogi w opowiadania Lauren & Camila, więc chcę to zmienić. Mam nadzieję, że spodoba:)