Ten rozdział dedykuje wszystkim tym, którzy chcieli jeszcze trochę potowarzyszyć moim bohaterom. Mam nadzieję, że się spodoba. Życzę przyjemnej lektury ~
Autor~~~~~ ~~~~~~~~ ~~~~~~~~~~~~~~
Od momentu gdy skończyliśmy liceum wiele się zmieniło. Od początku byłem przygotowany, że nic nie pozostanie takie same. Jednak na taki obrót sytuacji nie byłem gotów. Do dziś dzień żałuję, że pozwoliłem mu wtedy odejść. Minęło wiele lat, a ja zestarzałem się. Czy odnalazłem szczęście ? Sam nie wiem. Kiedy zniknął, straciłem coś ważnego.
Trudno zapomnieć o swojej pierwszej miłości, jednak dla niego porzucenie mnie nie było zbyt wielkim wysiłkiem. To nie stało się od razu. Z początku było dobrze, a przynajmniej tak myślałem. Byłem taki szczęśliwy, że nareszcie mogliśmy być razem. Dzień w którym sam mi powiedział, te dwa najcudowniejsze słowa na świecie, wyrył się w mojej pamięci już na zawsze. Pamiętam jakby to było wczoraj.
Przyśpieszony oddech, który zamierał raz za razem w moich piersiach, przyprawiając o zawrót głowy, a jednak w pewien sposób przyjemny. Serce które biło tak szybko, jakby miało eksplodować, nagle zwolniło i nie chciało się poruszyć, czułem jak czas zatrzymuje się wraz z nim. Dłonie mi wtedy zwilgotniały, a uszy zapiekły, jakby nie chciały przyjąć do wiadomości jego słów ... tak jakby od początku wiedziały, że były kłamstwem. Patrzyłem w jego cudowne złote oczy, kiedy uśmiechał się delikatnie z rumieńcem na twarzy. Wyglądał na spokojnego, jednak ręce trzęsły mu się jak szalone, więc ukrywał je za plecami z dala od mojego wzroku. To było na zakończenie drugiej klasy. Jeden z najlepszych moich okresów.
Resztę liceum spędziliśmy razem. Uczyliśmy się. Wiele razy mi pomógł, chociaż jego obecność była rozpraszająca, to bardzo pragnąłem dostać się na tą samą uczelnie co on. Bałem się, że odległość może nas rozdzielić, w końcu nie byłby to pierwszy przypadek.
Nat był osobą sukcesu, zapewne nadal jest mimo starczych lat. Udawało mu się wszystko bez najmniejszego problemu, a przynajmniej tak mi się wydawało. Dziś żałuję tej całej zazdrości, która pchnęła mnie do wielu niewyobrażalnych czynów. Kochałem go, nadal kocham, jednak zdałem sobie sprawę, że tłamsiłem go swoją głupotą. Nie pozwalałem żyć tak jak chciał. Przeszkadzałem w osiąganiu celów tylko po to, by nie oddalił się zbyt daleko, by już zawsze mieć go na wyciągnięciu ręki. Trudno pogodzić się, że wraz z odejściem z ogólniaka, przestaliśmy uczęszczać na podobne zajęcia. Nathaniel zawsze miał w sobie coś z przywódcy, ludzie go słuchali, uwielbiali i chcieli współpracować. Dlatego zawsze wiedziałem, że osiągnie w życiu coś wielkiego, coś o czym ja nawet nie mógłbym pomarzyć. Pozostałem lekkoduchem. Grałem, bawiłem się i nie myślałem o przyszłości. Zostałem umysłem w czasach licealnych, cały czas się łudząc, że tak będzie dobrze. Jednak Nat szybko dojrzał, nie potrzebował wiele czasu by zaklimatyzować się wśród nowych obowiązków, ale to nie był żaden problem w naszym związku, nawet zamieszkaliśmy wspólnie. Blisko jego uniwersytetu, na który przyjęto mnie dopiero za drugim podejściem. Studiowaliśmy dwa osobne kierunki, więc w czasie zajęć praktycznie się nie widywaliśmy, tylko wieczorami w mieszkaniu, ale to też się zmieniało. Upojne noce zamieniły się w smutne przesiadywanie przed telewizorem i oczekiwanie kiedy blondyn wróci do mieszkania. Zdarzało mu się wcale nie wracać, co tłumaczył nadgodzinami w pracy.
Jako studenci sporo pracowaliśmy. Ja byłem barmanem w nocnym klubie, w którym później dawałem koncerty wraz z ekipą ze studiów. Natomiast Nat pracował w biurze, w którym bardzo szybko stał się managerem. Wiedziałem jak bardzo mu na tym zależało, jednak wtedy, zamiast cieszyć się jego szczęściem, wściekłem się. Byłem zły, bo zanim się obejrzałem stał się kimś ważnym, kiedy ja tylko grałem na swojej gitarze dla ludzi odurzonych narkotykami. Chciałem również zabłysnąć, jednak nie miałem pomysłu na siebie. Nie wiedziałem kim chcę być. Ostatecznie zrezygnowałem ze studiów, nie były mi potrzebne, bo i tak mnie nie interesowały. I tak mijał czas.
Mimo wspólnego mieszkania, widywaliśmy się coraz rzadziej, a jednak wciąż go kochałem i odczuwałem jego brak. Nie potrafiłem nic z tym zrobić, odsunęliśmy się od siebie. Nie chciałem tego. Wiele razy obiecywałem mu, że się zmienię. I tak też z początku robiłem, ale im dłużej oglądałem jego postępy, które nie były małe, coś mnie kuło w piersi, nie dawało mi spokoju. To był najzwyczajniej w świecie głupi strach wymieszany z zazdrością, która cechuje ludzi niedojrzałych. To było niemal jak postradanie zmysłów. Traciłem głowę przez niepewność, która zapanowała w moim sercu. Ale nie mam powodu mówić o tym dłużej, sam nie wiem dlaczego to wszystko napisałem. Może dlatego, że żal tych straconych dni i lat, wciąż odbija się na mnie i nie pozwala pogodzić się z tym, a co dopiero zapomnieć. Jeśli dostałbym jeszcze jedną szansę, to chciałbym to zmienić. Nigdy nie byłem zbyt wierzący, jednak w ten jeden dzień z moją jedną jedyną i ostatnią prośbą zgłaszam się do Ciebie Boże. Pozwól mi wrócić do szczenięcych lat, by wszystko naprawić, abym mógł przestać to wszystko rozpamiętywać, w końcu zaznać spokoju duszy, która nie może się uwolnić.
- Amen – zaśmiałem się zachrypniętym głosem, który z trudem wydostał się z zaciśniętego, starczego gardła.
Siedziałem na skrzypiącym, bujanym fotelu, który zafundowała nam opieka społeczna. Budynek sypał się tak jak jego mieszkańcy. Wszyscy porzuceni i niechciani. To smutna teraźniejszość, ale nigdy nie przejmowałem się tym. Trafiłem do tego obskurnego miejsca jakieś dziesięć lata temu, wiec zdążyłem się przyzwyczaić do panującej tu biedoty. Wystarczy zamknąć oczy ... i znów potrafiłem przenieść się do młodzieńczych lat. Czułem nawet zapach waniliowego szamponu Nathaniela, chociaż zmysł węchu straciłem jeszcze sporo lat przed odejściem.
Znajdowałem się w głównym salonie, gdzie przy każdym stoliku rozgrywała się partyjka szachów. Nigdy nie nauczyłem się w nie grać i mimo że mam teraz dużo czasu, nie myślałem nad tym by zdobyć tą umiejętność. Nie wydało mi się to szczególnie interesujące, czy też atrakcyjne.
Ściany były w odcieniu wyblakłego różu, jeszcze z początku były intensywne nadając pomieszczeniu przytulnej, ciepłej atmosfery, jednak teraz wygląda na idealne miejsce na śmierć. Pozbawione życia kolory, doprowadzały czasami do depresji.
Mój fotel znajdował się przy oknie. Już od pół roku nie mogę chodzić, a jednak kategorycznie odmawiam przejścia na wózek inwalidzki. Nie czułem potrzeby częstego zmieniania miejsca, tu mi odpowiadało. Okno zawsze miałem otwarte, więc wraz ze zmianą czasu, zmieniały się atrakcje.
- Proszę Pana, czas na kolejną porcję tabletek – powiedziała spokojnie, łagodnym głosem pielęgniarka o znanej mi z młodzieńczych lat twarzy.
Nie potrafię sobie przypomnieć dokładnie, gdzie już widziałem kobietę o identycznych fioletowych włosach, oczach i możliwe, że nawet w podobnym wieku. Stała przede mną z wesołym uśmiechem i pewną tajemnicą w oczach, która naśmiewała się ze mnie dzień w dzień.
- Czy jest Pani córką, jakiejś osoby, którą znam ? – dopytywałem jak codzień, jednak za każdym razem rozkładała bezradnie dłonie, nie potrafiąc odpowiedzieć na to pytanie.
- Co Pan powie na drzemkę ? Może akurat się trafi i pamięć wróci ? – zaproponowała jak zawsze, a ja przystanąłem nie mając lepszego pomysłu na spędzenie czasu.
Pozwoliłem się odprowadzić do swojego jakże malutkiego pokoju pomalowanego po prostu na biało, bez jakichkolwiek rzucających się w oczy szczegółów. Wąskie łóżko pod oknem, ubrane w czerwoną pościel, nie należało do najwygodniejszych, jednak na marudzenie nie było mnie stać. Chciałem po prostu zamknąć oczy i powrócić do starych czasów.
***************************************************************************
- Zbudź się Idioto – czyjaś dłoń odsunęła mój łokieć, przez co uderzyłem brodą w stół.
Zdezorientowany spojrzałem na chłopaka, który wyraźnie zirytowany, ściskał książkę, na której starałem się skupić wzrok. Zaspane oczy długo łapały ostrość, w końcu pozwalając mi na przeczytanie małych, czarnych literek na grzbiecie zielonego podręcznika „Historia Sztuki".
- Wybacz – ziewnąłem, nie mogąc sobie przypomnieć co tak właściwie robiłem – Na długo odleciałem ?
- Na dobrą godzinę. Nie budziłbym cię, ale muszę wychodzić. Za chwilę zaczynam zajęcia – uśmiechnął się lekko, wstając by założyć marynarkę do swojego gustownego garnituru.
- Na pewno masz dzisiaj tylko wykłady ? – zapytałem podejrzliwie, czując niemałe ukłucie gniewu.
- Oraz rozmowę kwalifikacyjną do biura marketingowego – pośpiesznie wytłumaczył, sznurując wyjściowe buty – życz mi powodzenia – rzucił jeszcze na pożegnanie, gdy wybiegał.
Wpatrywałem się jeszcze chwilę w drzwi, za którymi momentalnie zniknął. Czułem się dziwnie, trochę jakbym miał uczucie déjà vu.
Powoli uniosłem się, zatrzymując spojrzenie na różnych szczegółach w pomieszczeniu. Ściany były granatowo-szare, przypominały o tym jak szukaliśmy odpowiednich farb. Przez dobry miesiąc nie mogliśmy się dogadać na ten temat. Salon, w którym się aktualnie znajdowałem, był dość przestrzenny. Meble głównie z ciemnego drewna, nic do czego można było się uczepić. Nasze uśmiechnięte zdjęcie, przyglądało mi się znad telewizora, który znajdował się naprzeciw drzwi wyjściowych. Podszedłem do niego, dotykając opuszkami złotej ramki. Wykonana w prostu sposób, z drobnymi liskami wyrzeźbionymi na kantach. A w środku jasne zdjęcie, zrobione w słabej jakości, przez nas na zakończenie drugiej klasy. Miałem minę jakbym zjadł coś kwaśnego, gdy roześmiany blondyn wbił mi łokieć w brzuch. Miałem swoją ulubioną czerwoną koszulę, kiedy Nathaniel tradycyjnie pozostał przy białej. Już na tym zdjęciu nasze niedopasowanie raziło. Jego oczy nawet w takiej sytuacji błyszczały, pomimo zamarcia w czasie. Uśmiechał się, lekko rumieniąc, gdy stałem stanowczo za blisko niego, co mogło wzbudzać niepotrzebne zainteresowanie innych, jednak ja się tym nie przejmowałem.
- Bo od zawsze po prostu go kochałem – westchnąłem odwracając wzrok od fotografii, która w jakiś sposób sprawiała mi ból.
Czułem się dziwnie... trudno mi to określić. Jakbym momentalnie został oderwany z jednego miejsca i wklejony w drugie. Nie wiem co powinienem robić, ani co począć.
CZYTASZ
Brakuje mi Cię - Kastiel x Nathaniel 2
Random"Bo samotność moje imię nosi" ~ Życie bez drugiej połówki jest ciężkie, smutne i czasami nawet nie do wytrzymania. Wszystko się zmienia wraz z upływem czasu, na to nic poradzić nie można. Starzejemy się z każdym dniem i nim się obejrzymy kończymy po...