17. Czuję się jakbym nigdy nie miał stąd wychodzić.

2.7K 148 53
                                    


- Louis? - zapytałem, podchodząc do średniego wzrostu szatyna. Spojrzał na mnie przez ramię, odwracając się. Mogłem śmiało powiedzieć, że byliśmy rówieśnikami. Nie rozumiałem dlaczego młoda osoba dobrowolnie pracuje w takim cyrku. 

- O co chodzi, Styles? - nie uśmiechał się, ale widziałem przyjazny błysk w tych niebieskich oczach. Nigdy nie zdarzyło mi się z nim rozmawiać.

- Mam prośbę... - zacząłem, ale uciszył mnie ruchem dłoni. Zmarszczyłem brwi.

- Już to gdzieś słyszałem - pokiwał głową z dziwnym grymasem na twarzy. - Mam ci umyć plecy czy wpuścić do Jane?

- Ee... - zamyśliłem się na chwilę. Co? - Nie, radzę sobie. Mógłbyś mnie wpuścić do niej. 

- A. Cóż, pierwsza sprawa byłaby mniej problematyczna - westchnął, pocierając dłonią czoło.

- Jesteś... - przymknąłem oczy, zastanawiając się o co właściwie chcę zapytać. -...gejem?

- Co? Nie... - speszył się, rumieniąc lekko. Zdębiałem. - Nie. Jestem speszony, bo to głupie pytanie, ale nie. Serio, kurwa, nie jestem gejem.

- Dobra! Spokojnie - uniosłem dłonie na wysokość klatki piersiowej, cofając się o krok. - Nie moja sprawa. Wpuścisz mnie? Miała ciężką noc.

- Na chwilę - wypuścił głośno powietrze z ust. Pokręcił głową. - Ale lubię kobiety, żeby nie było...

- Dobra, w porządku. Wyluzuj, Louis... - klepnąłem go w ramię, idąc za nim do pokoju Jane.

- Panie Tomlinson. I nie dotykaj mnie - mruknął, otwierając drzwi. Spojrzałem na niego przepraszająco, nie wiedząc, za chuja, co się tu dzieje. Na szczęście sekundę później mogłem zamknąć mu drzwi przed nosem.

*

Było mi przyjemnie. Bardzo przyjemnie. Czułam dziesięć palców przebierających w moich włosach. Zamruczałam cicho, obracając się na bok, żeby móc poczuć to na karku. Wtuliłam się twarzą w coś ciepłego. Jakiś pięknie pachnący materiał. Otworzyłam powoli oczy, by móc zlokalizować gdzie jestem. Zobaczyłam szary materiał, a z moich ust wyrwał się cichy jęk zaskoczenia. 

- Witaj, piękna.

Usłyszałam zachrypnięty, cichy głos. Spojrzałam w górę. Harry trzymał moją głowę na kolanach, siedząc na moim łóżku. Uśmiechnęłam się do niego lekko. 

- Harry... - szepnęłam, nie wiedząc, która jest godzina. - Co tu robisz?

- Louis mnie wpuścił. Nie jest taki zły - uśmiechnął się szeroko, a dołeczki w jego policzkach wwiercały się w moje serce. - Jak się czujesz?

- Dziwnie.

Nic więcej nie byłam w stanie powiedzieć, wracając do wczorajszych wspomnień. Kiedy on wleciał jak burza do kafeterii, robiąc to całe przedstawienie. Popis władzy. Potraktowali nas jak śmiecie. Harry'ego przede wszystkim. Nie zapomnę tego uczucia strachu, gdy znalazłam się w izolatce. To jak najgorszy koszmar. Nie masz przy sobie niczego, oprócz frustracji i dotyku niesprawiedliwości. I nic nie możesz z tym zrobić. A potem ta rozmowa i te łzy. Nasze. Czy to była jakaś manipulacja z jego strony?

*

Pora zajrzeć do biblioteki i wymienić parę książek. To pomoże mi się uspokoić. Chciałam zejść po schodach, ale natknęłam się na kogoś, siedzącego na nich. Usłyszałam ciche łkanie.

- Niall? - spojrzałam w dół. Blondyn patrzył pusto przed siebie. Usiadłam obok niego, na ostatnim stopniu.

- Och, cześć, Jane - odpowiedział, wycierając oczy. 

Demenatrium | Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz