Nadszedł ten dzień. Czas do soboty minął niezwykle szybko. Nie wiem dlaczego tak się stało. Być może dlatego, że spędzałam wolne chwilę z Harrym, a on naprawdę potrafił je umilać. Ominęłam dwie terapię. Było mi po prostu głupio na nie iść. Cały czas czułam się źle i niezręcznie, gdy mijałam Richarda gdzieś na korytarzu. Odwracałam wzrok, rozpoczynałam rozmowę z kimś innym; Harrym, Zaynem, Niallem, Louis'm czy jakimkolwiek innym pracownikiem. Nie zrobił mi z tego tytułu problemów. W każdym razie jeszcze nie. Nie miałam pojęcia co czułam do niego. Były to na pewno ambiwalentne uczucia. Nie obojętność. Wiem, że będę musiała chodzić na zajęcia z nim, ale ciężko było się na to zdecydować teraz. Rano rozmawiałam z Niallem. Była to raczej dziwna rozmowa.
- Pomógł mi, bardzo - powiedział, uśmiechając się nieśmiało. - Hunt. Jest dobrym człowiekiem.
- Być może - odpowiedziałam cicho. Nie wiedziałam co myśleć.
- Zachowuje się dziwnie od kiedy tu jesteś - stwierdził, patrząc na mnie podejrzliwie. - Zawsze był groźny, ale jest trochę bezwzględny jeśli chodzi o... Pytał o ciebie.
- Tak? - uniosłam lekko głowę, patrząc na niego.
- Tak. Jak się czujesz - spojrzał na mnie, wyglądając na zmartwionego. - Powiedziałem, że lepiej. I, że chyba nie potrzebujesz jego pomocy.
- Chyba... - przyznałam niepewnie. - Dzięki, Niall.
Cedrik obiecał, że będzie o piętnastej, ponieważ wcześniej ma przesłuchanie do sekcji instrumentalnej w genialnym chórze. Gra na skrzypcach. Wizyty trwały prawie cały dzień. To była wyższość nad więzieniami. Nie było takich restrykcyjnych ograniczeń. Mogliśmy rozmawiać od dziesiątej rano, do ósmej po południu. Wszyscy siedzieliśmy w "pomieszczeniu zabaw". Jakkolwiek głupio to nie brzmi. Było w nim pełno gier, karty, kolorowanki, kredki. Oczywiście brak kleju i nożyczek. Psychiczni nie lubują się w kolażach. Od dziesiątej rano, czekaliśmy na wezwanie. Mimo, że wielu z nas wiedziało, mniej więcej, o której godzinie pojawią się bliscy, i tak wszyscy tam siedzieli. Jakby było święto.
- Kurwa, jak wyglądam? - szepnął Zayn przez stół. Wszyscy w trójkę spojrzeliśmy na niego z powątpiewaniem, wyglądał jakby się stresował, ale co dziwniejsze, miał na sobie koszulę.
- Narzeczona przychodzi? - zaśmiał się Harry. Zayn rzeczywiście tak wyglądał. Przydługie włosy zaczesał schludnie do tyłu, a koszula wyglądała na idealnie wyprasowaną. Jak znalazł tu żelazko?
- Pierdol się, jaka narzeczona? - Zayn wzdrygnął się i spiął barki.
- Trochę się wystroiłeś - stwierdziłam z lekkim uśmiechem. Wyglądał bardzo dobrze.
- To kto przychodzi? - Harry patrzył na niego wyczekująco, podśmiechując się pod nosem, gdy Zayn wziął w dłoń łyżkę i zaczął kontrolować w odbiciu swoją fryzurę. - Karl Lagerfeld?
- Gorzej - warknął, przenosząc w końcu mordercze spojrzenie na Harry'ego. - Moja matka.
- W końcu! - Niall uśmiechnął się szczerze, wyrzucając ręce w powietrze. Zayn odwrócił się powoli w jego stronę, mierząc go mroźnym spojrzeniem.
- Nawet ty, Niall, nie działasz mi na nerwy tak jak moja matka.
- Diabeł, nie kobieta - skomentował Harry, wzdychając.
- Ona jest zdrowo jebnięta. Powinniśmy się zamienić miejscami - Zayn spojrzał w sufit, przygryzając wnętrze prawego policzka. - Czegokolwiek nie powiem, zawsze odpowiada to samo. "Są postępy?" - Zayn zaczął przedrzeźniać swoją matkę. Harry zasłonił usta dłonią, powstrzymując śmiech, ja patrzyłam w podłogę, uśmiechając się pod nosem, a Niall słuchał z zaciekawieniem. - Odpowiadam "tak, mamo. Nie zgwałciłbym już raczej nikogo, ograniczyłbym się do paru klapsów i lekkiego lizanka". Na co ona, nie wiedzieć czemu, zawsze mówi "NIE TAK CIĘ WYCHOWAŁAM". Zajebiście po prostu... Zero wsparcia! - mruknął, kręcąc głową.
![](https://img.wattpad.com/cover/77321412-288-k874015.jpg)
CZYTASZ
Demenatrium | Harry Styles
FanfictionSzpital psychiatryczny w północnym Londynie to nieciekawe miejsce. Nie chciała tu być. Nie powinna tu być. Jaki wpływ na sytuację będzie miał fakt, że Niall Horan to lękliwy, zagubiony paranoik, Zayn Malik jest agresywnym, brutalnym, lecz przyjaznym...