55. Ty jesteś moją ofiarą.

1.8K 101 49
                                    

Nie mogłam wydusić słowa przez okropny ucisk w krtani. Czułam, że duszę się przeraźliwie i to już koniec. Zayn wisiał nade mną, zaciskając dłoń na moim gardle. Kopałam pustą przestrzeń przede mną, bo napastnik zdawał się nie posiadać ciała. Mocne były tylko jego dłonie i wyraz twarzy. Wyraz twarzy, który mówił, że niczego nie żałuje. Dusiłam się, ale nie mogłam być uduszona. Męka trwała i trwała. We śnie krzyk nie wychodził ze mnie, ale jakby z mojego ciała. A w rzeczywistości to on mnie obudził. Tak mi się zdawało. Podniosłam się do siadu i oddychałam szybko, głęboko, ciesząc się, że mogę. Zaskoczyło mnie walenie w drzwi. Podciągnęłam kołdrę do barków i w bezruchu obserwowałam wejście do pokoju. Drewno drgało, wraz z kolejnym uderzeniem. Ktoś krzyczał. "Odsuń się!". To był Louis. Potem kolejny wrzask. "Wpuść mnie!". Harry zawołał mnie po imieniu. Przyszło mi do głowy wstać i otworzyć drzwi, ale nie wiem co by to dało i w czym bym się przydała Harry'emu w tym momencie. Byłam bezużyteczna. Usłyszałam głos Louisa ponownie, tym razem spokojny, ale zbyt cichy, bym wiedziała co mówi. Walenie w drzwi ustało. Wiedziałam, że chwilę rozmawiali, co jakiś czas pojawiała się barwa głosu któregoś z nich. Później Harry trzasnął drzwiami, najpewniej do swojego pokoju. Był tuż za ścianą. 

Zamknęłam oczy, kładąc głowę na poduszce. Minęły trzy dni i trzy noce. Wszystkie tak samo do dupy. Nie chciałam nikogo widzieć. Brałam prysznic w nocy, a Louis odprowadzał mnie w obie strony. Rozumiał wszystko, choć nie wiedział niczego. Najgorszym było się rozebrać. I nie bałam się, że ktoś wejdzie do łazienki i zrobi mi krzywdę. Po prostu moje ciało nagle stało się obce. Dotknąć się niżej, było przeraźliwie trudne. Wciąż mnie bolało, ale nie wiem czy to sprawa fizyczna, czy wspomnienia uderzały z taką siłą, że wyobraźnia nie pozwalała mi wydobrzeć. Nie mam pojęcia jak uda się komukolwiek przełamać to, co zbudował teraz Zayn, ale nie mogę nawet o tym myśleć. 

Obróciłam głowę w lewo, kiedy usłyszałam ciche, delikatne pukanie. Harry sprawdzał czy wszystko dobrze. Możliwe, że chciał przypomnieć, że jest obok. A może wewnętrznie krzyczał "obudź się, kurwa, skończ się nad sobą użalać".  Lecz Harry tak nie był. Mimo to, i tak to właśnie słyszałam. Uniosłam dłoń i odpukałam delikatnie. Poczułam ułamek czegoś dobrego. Ułożyłam się wygodniej na poduszce. Potrzebowałam porozmawiać z Richardem, ale wiedziałam, że jest już w domu, było późno. Może mogłabym do niego zadzwonić. Potrzebowałam kogoś mądrego, doświadczonego. Musiałam to zrobić teraz, kiedy wreszcie poczułam, że kiedyś będzie lepiej.

*

- Ma pani pięć minut, przykro mi- usłyszałam przyjazny głos z prawej strony. 

- Mhm... dziękuję - skinęłam głową. Czując lekki niepokój. Męski głos obcego pracownika i jego spojrzenie, wybijały mnie z rytmu. Chciałabym nie czuć się jak kobieta. Nie jak słaba płeć. Mężczyzna podał mi słuchawkę i usiadł na przeciwko. 

- Słucham? - usłyszałam zachrypnięty, lekko zaspany głos.

- Przepraszam, czy obudziłam pana, profesorze? - spytałam niepewnie. Pozwolili mi zadzwonić tylko do terapeuty. Wolałam trzymać się formy grzecznościowej, kiedy ktoś tego słuchał.

- Jane? - zapytał, ze słyszalnym zaskoczeniem w głosie.

- Tak.

- Co się stało? - usłyszałam jak Richard się rozbudza.

- Muszę pana o coś spytać - powiedziałam cicho, zamykając oczy. Pracownik obrócił się na krześle. 

- Wszystko w porządku? 

- Problemy są tak duże, jakimi je widzimy - powiedziałam niepewnie, wplątując palce jednej dłoni we włosy. Odchyliłam się do tyłu, oddychając spokojnie. Po drugiej stronie pojawiła się cisza. Dłuższa cisza. - Prawda?

Demenatrium | Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz