Nie mogłam wydusić słowa przez okropny ucisk w krtani. Czułam, że duszę się przeraźliwie i to już koniec. Zayn wisiał nade mną, zaciskając dłoń na moim gardle. Kopałam pustą przestrzeń przede mną, bo napastnik zdawał się nie posiadać ciała. Mocne były tylko jego dłonie i wyraz twarzy. Wyraz twarzy, który mówił, że niczego nie żałuje. Dusiłam się, ale nie mogłam być uduszona. Męka trwała i trwała. We śnie krzyk nie wychodził ze mnie, ale jakby z mojego ciała. A w rzeczywistości to on mnie obudził. Tak mi się zdawało. Podniosłam się do siadu i oddychałam szybko, głęboko, ciesząc się, że mogę. Zaskoczyło mnie walenie w drzwi. Podciągnęłam kołdrę do barków i w bezruchu obserwowałam wejście do pokoju. Drewno drgało, wraz z kolejnym uderzeniem. Ktoś krzyczał. "Odsuń się!". To był Louis. Potem kolejny wrzask. "Wpuść mnie!". Harry zawołał mnie po imieniu. Przyszło mi do głowy wstać i otworzyć drzwi, ale nie wiem co by to dało i w czym bym się przydała Harry'emu w tym momencie. Byłam bezużyteczna. Usłyszałam głos Louisa ponownie, tym razem spokojny, ale zbyt cichy, bym wiedziała co mówi. Walenie w drzwi ustało. Wiedziałam, że chwilę rozmawiali, co jakiś czas pojawiała się barwa głosu któregoś z nich. Później Harry trzasnął drzwiami, najpewniej do swojego pokoju. Był tuż za ścianą.
Zamknęłam oczy, kładąc głowę na poduszce. Minęły trzy dni i trzy noce. Wszystkie tak samo do dupy. Nie chciałam nikogo widzieć. Brałam prysznic w nocy, a Louis odprowadzał mnie w obie strony. Rozumiał wszystko, choć nie wiedział niczego. Najgorszym było się rozebrać. I nie bałam się, że ktoś wejdzie do łazienki i zrobi mi krzywdę. Po prostu moje ciało nagle stało się obce. Dotknąć się niżej, było przeraźliwie trudne. Wciąż mnie bolało, ale nie wiem czy to sprawa fizyczna, czy wspomnienia uderzały z taką siłą, że wyobraźnia nie pozwalała mi wydobrzeć. Nie mam pojęcia jak uda się komukolwiek przełamać to, co zbudował teraz Zayn, ale nie mogę nawet o tym myśleć.
Obróciłam głowę w lewo, kiedy usłyszałam ciche, delikatne pukanie. Harry sprawdzał czy wszystko dobrze. Możliwe, że chciał przypomnieć, że jest obok. A może wewnętrznie krzyczał "obudź się, kurwa, skończ się nad sobą użalać". Lecz Harry tak nie był. Mimo to, i tak to właśnie słyszałam. Uniosłam dłoń i odpukałam delikatnie. Poczułam ułamek czegoś dobrego. Ułożyłam się wygodniej na poduszce. Potrzebowałam porozmawiać z Richardem, ale wiedziałam, że jest już w domu, było późno. Może mogłabym do niego zadzwonić. Potrzebowałam kogoś mądrego, doświadczonego. Musiałam to zrobić teraz, kiedy wreszcie poczułam, że kiedyś będzie lepiej.
*
- Ma pani pięć minut, przykro mi- usłyszałam przyjazny głos z prawej strony.
- Mhm... dziękuję - skinęłam głową. Czując lekki niepokój. Męski głos obcego pracownika i jego spojrzenie, wybijały mnie z rytmu. Chciałabym nie czuć się jak kobieta. Nie jak słaba płeć. Mężczyzna podał mi słuchawkę i usiadł na przeciwko.
- Słucham? - usłyszałam zachrypnięty, lekko zaspany głos.
- Przepraszam, czy obudziłam pana, profesorze? - spytałam niepewnie. Pozwolili mi zadzwonić tylko do terapeuty. Wolałam trzymać się formy grzecznościowej, kiedy ktoś tego słuchał.
- Jane? - zapytał, ze słyszalnym zaskoczeniem w głosie.
- Tak.
- Co się stało? - usłyszałam jak Richard się rozbudza.
- Muszę pana o coś spytać - powiedziałam cicho, zamykając oczy. Pracownik obrócił się na krześle.
- Wszystko w porządku?
- Problemy są tak duże, jakimi je widzimy - powiedziałam niepewnie, wplątując palce jednej dłoni we włosy. Odchyliłam się do tyłu, oddychając spokojnie. Po drugiej stronie pojawiła się cisza. Dłuższa cisza. - Prawda?
CZYTASZ
Demenatrium | Harry Styles
FanfictionSzpital psychiatryczny w północnym Londynie to nieciekawe miejsce. Nie chciała tu być. Nie powinna tu być. Jaki wpływ na sytuację będzie miał fakt, że Niall Horan to lękliwy, zagubiony paranoik, Zayn Malik jest agresywnym, brutalnym, lecz przyjaznym...