16. Pobijemy się?

2.8K 137 44
                                    

Obejrzałem się za siebie, widząc jak Malik i Styles wybiegają z kafeterii. Nie chciałem na to patrzeć, ale musiałem. Wtuliła się w niego jakby był supermanem. Jak to możliwe, że tak bardzo ufała mu po tygodniu znajomości... 

Powinienem iść do domu. I tak siedzę tu dzisiaj zdecydowanie za długo. Za oknem było ciemno. Zabrałem z gabinetu płaszcz i założyłem go na siebie. Zamknąłem pomieszczenie na klucz i zniknąłem stamtąd. Wyszedłem na dziedziniec. Nie miałem ochoty na nic. Byłem rozjebany od środka. Jednak na zewnątrz stał on, oparty o drzewo. Palił ostatniego papierosa dzisiaj. Patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Jakby się głęboko nad czymś zastanawiał. Mam nadzieję, że nie przyszło mu do głowy się na mnie rzucić, bo musiałbym mu oddać, a wtedy nie byłby to spokojny wieczór. Na pewno nie dla Jane. Nic chciałem dawać jej powodów co cierpienia. Szczególnie po dzisiejszym dniu. 

- Hej... - powiedział cicho, zaciągając się dymem, gdy przechodziłem obok niego. - Nie wyglądasz na zadowolonego.

- Wracaj do środka, zaraz jest obchód - odpowiedziałem, patrząc przed siebie. Nawet nie zależało mi, żeby uświadomić go, że nie może mówić mi per ty. 

- A co jeśli nie? Pobijemy się? - zapytał z przesadną ekscytacją w głosie. O co mu, kurwa, chodziło...

- Jeśli nie, to będzie tylko i wyłącznie twój problem - westchnąłem głośno. - I nie wkurwiaj mnie. To była tylko rada.

- Ona cię nienawidzi - usłyszałem za swoimi plecami. Zatrzymałem się. - Nigdy nie będzie twoja. 

- Słuchaj, chłopcze... - odwróciłem się do niego, czując jak moja irytacja wobec tego małolata wzrasta. - Każdego dnia od dziesiątej rano do szóstej po południu, mam przed oczami listę z każdym nazwiskiem, którego właściciel chodzi po tym terenie. Szpital jest pełen. W chuj. Mamy prawo raz na pół roku odesłać kilkunastu pacjentów na południe. Ta data nieuchronnie się zbliża. Przemyśl więc, czy na pewno chcesz zwracać się do mnie w taki sposób.

- Powinni cię zamknąć, to ty masz problem - odezwał się zachrypniętym głosem. Trzymajcie mnie, żebym mu nie wyjebał. 

- Tak, mam ciebie - warknąłem. - Poprosiła mnie, żebym cię nie krzywdził, a nie chcę, żeby była smutna, więc grzecznie stąd spierdalaj.

Patrzył na mnie ze zdziwieniem. Chyba nie wiedział co odpowiedzieć, a ja nie miałem czasu, by czekać aż ten bezmózg się namyśli. Wyszedłem przez wielką bramę, mijając ochroniarza, stojącego przy niej. Odnalazłem mój samochód na wielkim parkingu.


- Nie mam nastroju - mruknąłem do telefonu, chodząc boso po ciemnych panelach. Stanąłem przed wielkimi drzwiami balkonowymi. 

- Daj spokój, dam ci się zaprosić na drinka, mogę cię przenocować. Bez podtekstów, oczywiście... - usłyszałem jak cicho śmieje się po drugiej stronie. - Będzie miło.

- Nie mam ochoty, Margot - wyszedłem na balkon, odetchnąć chłodnym, nocnym powietrzem. - Mam ciężki okres w pracy, więc w najbliższym czasie nie licz, że się zobaczymy.

- Przestań, nie odsuwaj się ode mnie z powodu pracy - prychnęła kpiąco. - Przecież to zwykła banda psychopatów. Wystarczy, że dasz im kilka tabletek, zamkniesz w tych klatkach i masz spokój.

- Słyszę, że już ci dosyć drinków. To są ludzie... - schowałem twarz w dłoni, czując beznadzieję. Wziąłem łyk wina, patrząc na budynki dookoła. - Niektórzy nawet nie powinni być tam zamknięci. - Wciągnąłem głośno powietrze, skupiając wzrok na średniej wielkości, ciemnym, solidnie ogrodzonym pałacu. Gdzieś tam jest ona. Pewnie już śpi. - Niektórzy są bardziej niewinni niż my.

- Richard... - powiedziała cicho, po czym roześmiała się w słuchawkę - ...ale pierdolisz.

- Do zobaczenia, Margot. Kiedyś.

Rozłączyłem się, kręcąc głową. Margot była niepoważna. Studiowaliśmy razem psychologię, ale nie mam pojęcia jakim cudem ją skończyła. Od zawsze próbowała trzymać się blisko mnie. Była bardzo ładna, atrakcyjna i wielu studentów miało pewnie przez nią mokre sny. Tak, jest wykładowczynią. Jednak ostatnio miałem wrażenie, że nie tylko ona nie nadaje się do swojej roboty. 

Rzuciłem się na łóżko w ciemnej sypialni. Co się, kurwa, ze mną działo. Zawsze był świetnym psychoterapeutą. Szanowanym na każdym kroku. Przede wszystkim byłem kompetentny i rozsądny, a teraz czuję się jak zbuntowany gówniarz. Jak Harry. Czuję się jak Harry, bo on przecież jest takim zbuntowanym gówniarzem. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy ryzykować swojej pozycji dla własnych potrzeb, ale teraz oszalałem. Co mi, kurwa, przyszło do głowy, żeby kopnąć tego Stylesa? Co gorsza, wyciągnąłem przy nich broń! Po prostu w to nie wierzę. Jak mogłem ciągnąć ją do tej izolatki jak jakiś psychol... Podniecała mnie w tych kajdankach, ale to poszło za daleko. Bała się mnie cholernie. Nie zapomnę nigdy jej wyrazu twarzy, kiedy prosiła, żebym ją wypuścił. Była bezsilna. Kompletnie bezsilna, jakby nie miała już siły o nic walczyć. Zrobiłbym dla niej wszystko, a zamiast tego prawie ją zniszczyłem. 

Nie znam jej długo, ale nie muszę. Studiowałem pierdoloną psychologię. Kręciło mnie to odkąd skończyłem piętnaście lat i szukałem przyjaciół w najbardziej pokręconych towarzystwach, żeby móc zrozumieć każdego i wszystko. By poznać najdziwniejszą z ludzkich emocji. I żadna z kobiet nie była tak doskonała. Zawsze chciały mnie uwodzić, ale nie ona. Co z tego, że jestem jej psychiatrą... To tylko praca. Nie zapomnę uczucia, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Jest taka piękna, taka czysta. Z tymi zielonymi, dużymi oczami i delikatnymi wargami. A potem się odezwała i była tak bystra i nie zbita z tropu, że zaczęła mnie fascynować. Z każdym kolejnym spotkaniem coraz bardziej.

Uderzyła mnie dwa razy, podniosła ton jakieś pięćset. Musiałem być dupkiem w jej obecności, bo chciała mnie zdominować swoją osobowością. Ale ja po prostu ją zdobędę. Jakimś cudem ją zdobędę. I spróbuję z całych sił nie być dupkiem.


Dzisiejszy rozdział trochę dziwny i pisany niestety w pośpiechu, bo muszę zaraz wychodzić, a chciałam coś dodać. Miło by było, gdyby osoby, które to czytają skomentowały. Chciałabym poznać zdanie większej ilości osób. Trzymajcie się.

Demenatrium | Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz