- Nie dotykaj mnie - powiedziała cicho, kiedy Harry próbował wziąć ją na ręce. Na usta cisnęło mi się mnóstwo słów, by opisać stan, na który wskazywał jej wygląd. Na pewno nie sprawiała wrażenia osoby, która o własnych siłach zejdzie teraz po schodach i trafi gdziekolwiek. Dopiero kiedy spojrzała na Harry'ego, więcej światła padło na jej twarz. Wtedy zauważyliśmy rozciętą wargę. Nie wiem jakim cudem, rzuciliśmy sobie to samo spojrzenie. Mogę to stwierdzić po tym, że w jego oczach widziałem to, co sam czułem. Obezwładniającą beznadzieję, bezradność, frustrację i kurewsko wielki gniew. To nie był film akcji, w którym bohater zjawia się w ostatnich sekundach i ratuje sytuacje. To był po prostu dramat. A dla nas, personalnie, horror.
- Przepraszam - odezwał się zaskoczony, zabierając dłoń z jej pleców. Spuściła wzrok. Przełknęła ślinę, rozchyliła lekko usta, wbijając spojrzenie w jakiś nieznaczący punkt. To wszystko trwało powoli. Była sparaliżowana. Nie wiedziałem jak mam się zachować. Inaczej bym postąpił jako jej mężczyzna, inaczej jako terapeuta, inaczej jako świadek zdarzenia. Nie mam pojęcia co robić, bo nie wiem jak mało w tym momencie Jane ufa komukolwiek.
- Ja przepraszam. Nie mogę - powiedziała niepewnie, podnosząc się z ziemi. Oparła się o ścianę, a wolną dłonią zasłoniła pół twarzy. Oddychała płytko, jakby opóźniała ten zapłon odpalający potok łez. Zsunęła palce po twarzy i spojrzała na nas. Pierwszy raz patrzyła, z jakąś konkretną myślą. - Zapomnijcie o tym.
- Co? - Harry wydał z siebie coś co przypominało pytanie. Nie sądziłem, że Jane zareaguje w ten sposób. Tym bardziej Harry.
- Nic się nie stało. Będzie dobrze - pokiwała głową, oblizując w zamyśleniu dolną wargę. Zmarszczyła brwi chwilę później i dotknęła krwawego śladu. W jej oczach pojawiła się kolejna fala zniszczenia i słabości.
- Jane. Będzie dobrze, ale nie możemy o tym zapomnieć - powiedziałem cicho. Spojrzała na mnie i jakby z sekundy na sekundę stała się przerażona, skrzywdzona. Zaczęła głośno płakać, a mnie coś sparaliżowało. Czekałem, aż Harry zareaguje. Mi nie było wolno.
- Myślisz, że odpuścimy Zaynowi to co zrobił? - powiedział, widocznie chcąc ją przytulić, ale bał się jej reakcji.
- Zaynowi? - zamknęła oczy, nie przestając płakać. Spuściła głowę, wplątując palce we włosy.
- To nie był Zayn? - spytałem cicho, patrząc na nią uważnie.
- To moja sprawa - odpowiedziała po chwili, kręcąc głową. - Moja sprawa.
- Nie. To też moja sprawa - Harry odparł bardziej stanowczo. Zrobił błąd.
- Nie! - krzyknęła, okrywając się ciaśniej moją marynarką. - To moja sprawa! Byłam z tym sama i będę z tym sama.
- Jane... - zacząłem spokojnie, próbując złapać jej zraniony wzrok. - Potrzebujesz pomocy medycznej? Rozmowy? Snu?
- Potrzebuję umrzeć, w porządku?
*
- Chodź - powiedział, otwierając drzwi frontowe. Stanęliśmy po chwili pod drzewem. Widziałem w oddali strażnika, który szedł w naszą stronę.
- Pacjenci powinni być w środku! - zawołał z odległości kilku metrów. Richard uniósł dłoń.
- W porządku. Jest ze mną - odpowiedział martwym głosem. Obaj byliśmy martwi od godziny. Zostaliśmy sami. Ja nie miałem przy sobie papierosów, a Richard zapalniczki. Uzupełniliśmy swoje potrzeby i kilka sekund później paliliśmy w milczeniu. Jednego za drugim, obserwując gwieździste niebo. Ta noc była tragedią.
CZYTASZ
Demenatrium | Harry Styles
FanfictionSzpital psychiatryczny w północnym Londynie to nieciekawe miejsce. Nie chciała tu być. Nie powinna tu być. Jaki wpływ na sytuację będzie miał fakt, że Niall Horan to lękliwy, zagubiony paranoik, Zayn Malik jest agresywnym, brutalnym, lecz przyjaznym...