31. Wolni od żalu i nienawiści.

2.5K 120 50
                                    

  W sypialni na wielkim łóżku leżała czarna, prosta sukienka z długimi rękawami. Oczy mi się zaświeciły. Spojrzałam na Richarda niepewnie. 

- Czy to... - zaczęłam po chwili. Widząc odpowiedź w jego oczach spuściłam wzrok i przygryzłam wargę. Skinęłam głową, wypuszczając cicho powietrze z ust. Położyłam dłoń na jego ramieniu i zamknęłam oczy.


Richard zaparkował przy Harrow Road. Patrzyłam na swoje kolana i oddychałam nierówno. Wiedziałam, że na mnie patrzy, ale nie mogłam się ruszyć. Miałam ochotę umrzeć. 

- Hej... - powiedział cicho, przybliżając się do mnie. - Wiem, że chcesz to zrobić.

- Tak - przyznałam szeptem, kiwając lekko głową. Richard wyszedł z auta i po chwili stał przy moich drzwiach, otwierając je. Podał mi dłoń. Chwyciłam ją niepewnie i wysiadłam. - Dziękuję.

Ruszyliśmy wzdłuż metalowego, ozdobnego płotu. Chwilę później zobaczyliśmy czarną bramę, a obok tabliczkę, głoszącą "Kensal Green Cemetery".

*

Czekałem, by ją zobaczyć. Nie wierzyłem w to, że pozwolą jej wyjść na czas pogrzebu, ale na szczęście zostałem dłużej na terenie szpitala i mogłem spotkać jego. A raczej on spotkał mnie. Nie znałem tego człowieka, ale wiedziałem, że jest kimś wyjątkowym w tamtym miejscu. A teraz wiem, że ona jest dla niego wyjątkową pacjentką. Zobaczyłem ich wreszcie. Stałem w tych niewygodnych wizytowych butach, a słońce grzało mnie w kark. Szła w czarnej sukience. Jej długie włosy powiewały jak zawsze, ale twarz wyrażała kompletnie inne emocje niż kiedyś. Była dorosłą kobietą. Dojrzałą. U boku dorosłego mężczyzny, jakim był on. W czarnym, idealnie dopasowanym garniturze. Mowa jego ciała wskazywała na to, że chce się nią zaopiekować. Był w tym naturalny i szczery. Nie wiem co się stało z Harrym, ale to co widzę, jest spójne. Zobaczyła mnie. Ruszyłem w ich kierunku, oddalając się od całej rodziny i przyjaciół Johna Darcy'ego.

- Jane... - powiedziałem cicho, stając przed nią. Nie wiedziałem co powiedzieć, było mi źle. - W skali zera do dziesięciu?

- Minus trzy - szepnęła, rzucając mi się na szyję. - Jak dobrze, że tu jesteś - westchnęła z ulgą, ściskając mnie z całych sił. Objąłem ją najszczelniej jak potrafiłem.

- Zawsze - szepnąłem, trzymając ją mocno. Spojrzałem na niego. Kiedy Jane mnie puściła, podał mi rękę. 

- Dzięki za telefon - powiedział, patrząc na mnie ciepło, choć wyglądał na przygnębionego.

- Dzięki za wizytówkę - powiedziałem ze szczerą wdzięcznością. Jane patrzyła na nas z niezrozumieniem. - Jane, wiem, że chcesz się schować przed rodziną. Kaplica jest otwarta. Możesz... - nie wiedziałem jak to skończyć. "Pożegnać się"? To potwornie głupie.

- Dziękuję - powiedziała tylko i odeszła, zostawiając nas samych.

- A ja powinienem podziękować tobie, Richard - spojrzałem na niego. - Naprawdę dbasz o swoich pacjentów.

- Tak - zamyślił się i uciekł gdzieś wzrokiem. - Właściwie...

- Nie o wszystkich.

- Nie - przyznał, podnosząc na mnie spojrzenie. - Nie. Dbam o nich, ale dla niej skoczyłbym w ogień.

- Jest moją najlepszą przyjaciółką - powiedziałem. Zawahałem się. Co mogę mu odpowiedzieć? W tych okolicznościach ciężko zażartować czy pogadać o głupotach. - Wiem, że jest wyjątkowa, ale ty chyba nie znasz jej zbyt długo.

Demenatrium | Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz