27. Będę czekał.

2.2K 120 33
                                    

- Jane? - słyszałam gdzieś w mojej podświadomości. Brzmiało jak głos ze snu, uśmiechnęłam się mentalnie, odchylając lekko głowę. Było tak wygodnie. Tak ciepło. Tak miękko. Obróciłam się na bok, czując jedynie komfort. 

- Hej - usłyszałam ponownie. - Pora wstawać.

- Nie... - mruknęłam cicho, ignorując kogoś, kto próbuje przerwać moją beztroskę. Uśmiechnęłam się lekko, na myśl, że to pewnie Harry budzi mnie po najlepszym seksie, żebym nie zaspała do cudownej pracy i mogła jeszcze raz dać się wziąć pod prysznicem. - Dalej, chodź do łóżka.

- Jesteś pewna? - usłyszałam cichy śmiech, co mnie zaniepokoiło. Otworzyłam oczy i gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, widząc przed sobą Richarda Hunta, unoszącego brew w rozbawieniu, siedzącego przy łóżku.

- Kurwa... - mruknęłam cicho, opadając na poduszkę.

- Ciebie też miło widzieć - uśmiechnął się, mierząc wzrokiem moje ciało. Spojrzałam w dół. Szybko zakryłam kołdrą nagie nogi i kawałek bielizny. 

- Nieważne. Rób sobie co tam chcesz, ja jeszcze śpię - jęknęłam, zamykając oczy. Zawsze to robiłam. Nie umiałam wstać na czyjeś polecenie.

- Jane... Jest rano, musimy być w szpitalu o dziesiątej - zaśmiał się, próbując zabrać mi poduszkę. 

- O nie... - chwyciłam ją mocno, uśmiechając się do niego lekceważąco. - Napisz mi zwolnienie, doktorze.

- Jestem profesorem, nie bagatelizuj mnie.

- Profesorze, idź stąd.

-Mówiłem, że pokochasz moje łóżko - uśmiechnął się, ściągając ze mnie kołdrę. 

- Po pierwsze oddaj mi to, po drugie nie gap się, a po trzecie nie kocham twojego łóżka, tylko stan, w którym nie muszę z tobą rozmawiać - spojrzałam na niego wrogo, ale widząc jego niewzruszoną minę, jęknęłam błagalnie, czując chłodne powietrze z balkonu. - Proszę, oddaj mi to.

- Świetnie - powiedział, kładąc na mnie kołdrę. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, ale zaraz potem podniósł mnie, owiniętą w ciepły materiał. - Idziecie oboje. 

- Richard, postaw mnie - warknęłam, czując jego rękę pod moimi udami i ciepły, nagi tors, przy moim ciele.

- Uau... - zatrzymał się na moment i uśmiechnął lekko. - Pierwszy raz powiedziałaś do mnie Richard.

- Tak, to bardzo romantyczne - spojrzałam na niego gniewnie, ale widząc ciepło w jego oczach, nie umiałam być wściekła. A przynajmniej dopóki nie odpierdoli czegoś głupiego. - Zdajesz sobie sprawę, że nie ufam ci ani trochę, prawda?

- Oczywiście, zdają sobie sprawę, że nie jesteś głupia - uśmiechnął się przekornie, wchodząc do kuchni. Posadził mnie na szerokim parapecie. Poprawiłam kołdrę, zasłaniając nogi.

- To znaczy, że nie podoba mi się, jak mnie tak trzymasz - powiedziałam dobitnie, jak do niewychowanego ośmiolatka.

- Czy to wystarczający powód, żebym przestał to robić? - nachylił się nade mną, uśmiechając lekko. 

- Ee... - zmarszczyłam brwi, odpowiadając niepewnie. - To decydujący powód.

- Dobrze. W takim razie następnym razem obleję cię zimną wodą.

- Jesteś okropny. I nie wspominaj o zimnie. Moje stopy zamarzają... - spojrzałam na nie, bose i zimne.

- A ja jestem potwornie rozgrzany... - stwierdził, biorąc w dłonie moje stopy. W swoje ciepłe, duże dłonie. 

- Mm... - zamruczałam cicho zadowolona. To było przyjemne, rozgrzewające.

- Chcesz masaż? - uśmiechnął się podstępnie.

- Jezu, nie - powiedziałam, zabierając stopy. - Za dużo dotykania.

- Podobało ci się - stwierdził. Spojrzałam na jego nagi, piękny tors. Co tu powiedzieć, co tu powiedzieć...

- Idę się ubrać - powiedziałam wstając z parapetu.

- Nie.

- Co nie? Mam chyba prawo nosić spodnie, hm?

- Śniadanie wystygnie - odparł, mierząc mnie szybko od góry do dołu, uśmiechając się tajemniczo.

*

Z Richardem rozstaliśmy się w holu. Udał się do swojego gabinetu, a ja musiałam wrócić do siebie, pomyśleć, pounikać trochę wszystkich. Nim weszłam na schody, z końca korytarza, który prowadził do zejścia pod poziom, szło dwóch ochroniarzy, idących po obu stronach Harry'ego. Patrzyłam na tę znaną mi postać i chciałam czuć pustkę, ale nie mogłam. Zatrzymali się kilka krótkich metrów ode mnie. 

- Zachowuj się, dzieciaku - powiedział jeden z ochroniarzy, patrząc na Harry'ego. - Drugi raz nie wyjdziesz tak łatwo.

- Łatwo... - mruknął ironicznie Harry, patrząc na niego wyczerpanym, pustym wzrokiem. Było mi ciężko widzieć go w takim stanie, ale nie mogłam zapomnieć tego, co było wczoraj. Ochroniarz spojrzał na niego dziwnie, po czym odszedł wraz ze swoim kolegą, zostawiając nas samych. Harry zauważył mnie i jakby się ożywił. Mierzyliśmy się spojrzeniami przez dłuższą chwilę. W końcu Styles zrobił parę kroków i zatrzymał się tuż przede mną. Patrzyłam na niego, nie mogąc się ruszyć ani rozpocząć tej rozmowy.

- Jesteś cała? - zapytał w końcu, okropnie zachrypniętym głosem. Zmarszczyłam brwi, wzdychając głośno.

- Nie obchodzi cię to - mruknęłam, pamiętając jego słowa. - Taki problem jak ja, powinieneś zostawić za sobą.

- Skarbie... - wyciągnął dłoń w stronę mojej twarzy. 

- Nie mów tak do mnie - odsunęłam się. - To jakieś kolejne przedstawienie?

- Przestań, ja... - spuścił głowę, przeczesując długie włosy. - Przecież wiesz, że...

- Powiem wprost - spojrzałam mu w oczy, czując ocean emocji. Gniew we mnie narastał. - Nie mam pojęcia co to było. Nie mam pojęcia jakie były twoje intencje i w co próbujesz ze mną grać teraz. Nie obchodzi mnie co masz do powiedzenia. Wiedz, że robi mi się niedobrze na myśl, że te wszystkie słowa wypuściły twoje usta. Patrzyłeś na mnie z zimną krwią, nazywając mnie głupią, naiwną dziwką. Naprawdę, daj mi, kurwa, spokój - odwróciłam się do niego plecami, by wejść na schody. - Nie mogę na ciebie patrzeć.

- Jane, błagam cię, porozmawiajmy - powiedział głośno. - Będę czekał.

Szłam po schodach, gdy poczułam coś naprawdę dziwnego. Zatrzymałam się.

- Harry?

- Tak?

- Zjedz koniecznie śniadanie i idź się przespać - powiedziałam, odchodząc. Pierdolony Styles, na którym zależy mi bardziej niż na kimkolwiek.


Czuję, że ten rozdział jest do dupy. No, ale trudno. Trzymajcie się ciepło <3

Demenatrium | Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz